Akademia Bikepackingu była pomysłem, który powstał w mojej głowie, gdy razem z Michałem i Bartkiem myśleliśmy, jak tu przemycić więcej rowerów na Festiwal Górski im. Andrzeja Zawady.
Po zeszłorocznym bardzo udanym występie nie chcieliśmy znów gadać o sobie, chcieliśmy rowerami i bikepackingiem zarażać innych, więc powstał pomysł, by zrobić wyprawę bikepackingową, która swój finał znajdzie w Lądku Zdroju. W wyprawie miały wziąć udział osoby, które do tej pory nie miały żadnych doświadczeń z bikepackingiem. Stąd nazwa Akademia Bikepackingu.
Niestety nie mogliśmy zabrać ze sobą wszystkich chętnych na taki wyjazd. Zrobiliśmy więc konkurs, w którym można było wygrać uczestnictwo w dwudniowym wyjeździe bikepackingowym z Wrocławia do Lądka, zestaw toreb oraz ubrań od Jack Wolfskin a także karnet wstępu na wszystkie festiwalowe wydarzenia.
Akademia Bikepackingu – założenia
Głównym założeniem projektu było, swego rodzaju, odczarowanie bikepackingu. Wiele osób uważa, że bikepacking jest trudny organizacyjnie, sprzętowo i kondycyjnie.
My postanowiliśmy zmienić to myślenie.
Nasza akcja miała na celu pokazanie, że nie taki bikepacking straszny, jak go malują.
Podczas wyprawy naszym zadaniem było przekazanie uczestnikom całej wiedzy jaką mamy na temat bikepackingu oraz zarażenie ich naszą pasją.
W ramach konkursu (o którym wyżej już pisałam) wybraliśmy sześcioro uczestników, którzy nigdy nie mieli styczności z bikepackingiem a chcieliby spróbować. Zaprosiliśmy ich na wyprawę oraz Festiwal.
Uczestnicy dostali też niezbędne torby bikepackingowe oraz ubrania Jack Wolfskin.
Na tydzień przed wyjazdem odbyło się spotkanie on-line. Miało ono na celu przedstawienia założeń wyjazdu, szczegółów organizacyjnych. Uczestnicy obejrzeli także prezentację na temat podstawowych zasad pakowania się „na lekko”.
W trakcie spotkania uczestnicy mogli zadawać pytanie, na które my jako „eksperci” staraliśmy się rzetelnie odpowiadać.
Oczywiście mieliśmy obawy, czy to wszystko się uda. Ale jak zaraz zobaczycie, okazały się one zupełnie bezpodstawne.
Akademia Bikepackingu – realizacja
Wtorek
Spotykamy się w Hotelu Zoo. Wszyscy z obawami, wszyscy lekko poddenerwowani. Dreszczyk emocji i ta niepewność, co to będzie :)
Wystarczyło kilka rozmów i chyba wszyscy poczuliśmy, że jest chemia. Pozytywna energia się przyciąga i ludzie podobni do siebie dobrze się rozumieją. Przeszliśmy więc płynnie do akcji pakowanie.
Uczestnicy otrzymali zastawy toreb i ubrań, wyciągnęli niezbędne akcesoria przywiezione z domu i zaczęło się kombinowanie w celu optymalnego ulokowania sprzętu na rowerze.
Akcja poszła nad wyraz dobrze. Z drobną pomocą nas instruktorów wszystkie rowery zostały objuczone w torby, w których spoczywały wszystkie potrzebne przedmioty. Zostało nawet kilka wolnych tobołków. Widać więc było, że adepci akademii odrobili zadanie domowe, które dostali tydzień wcześniej na spotkaniu online :) Nie było niepotrzebnych ubrań czy nadmiaru kosmetyków. Optymalizacja bagażu przebiegła perfekcyjnie, bo na rowerach udało się też wieść dwuosobowe namioty bez dodatkowych worków czy sakw.
Po dobrze wykonanej robocie udaliśmy się do okolicznej pizzerii, by naładować energii na następny dzień i jeszcze lepiej się poznać. To był baaardzo długi wieczór.
Środa
Pobudka, zimny prysznic, pełnowartościowe śniadanie. Tak to się zawsze u mnie zaczyna.
Wystartowaliśmy, o dziwo, bez większych opóźnień. Pierwsze kroki (lub raczej przykręcenia pedałów) skierowaliśmy w stronę BikeStage Wrocław, gdzie mogliśmy zatankować bidony i nasmarować łańcuchy (zapomnieliśmy zrobić to wieczorem).
Potem już kierunek Przełęcz Jugowska. Trasę i całe info o akcji znajdziecie tutaj – Bikepacking Academy.
Z drobnymi przygodami zrealizowaliśmy zaplanowaną na ten dzień aktywność.
Cali i zdrowi dotarliśmy do Zygmuntówki na Przełęczy Jugowskiej.
Pracownicy schroniska okazali się dla nas bardzo uprzejmi. Pierogi smakowały wybornie.
Nie będę Wam tu za wiele opisywać, bo i tak pewnie niewiele osób dotrze do tego akapitu (doceniam).
Polecam obejrzenie relacji filmowej z całego wyjazdu.
Czwartek
Dzień mieliśmy zacząć od zachodu słońca. Trochę nie wyszło, guziki budzików zostały brutalnie zduszone i wszyscy spali smacznie dalej. Wiedzieliśmy, że warto dobrze się wyspać, bo drugiego dnia czekało nas dużo więcej podjazdów. A podjazdy z obładowanymi rowerami zawsze bolą.
Owsianka, jajecznica, kawa. Szybkie pakowanie. Namioty Jack Wolfskin okazują się po raz kolejny (pierwszy raz używaliśmy ich na Teneryfie) bardzo wygodne w użytkowaniu.
Pierwszy podjazd, pierwszy zjazd i już wiemy, że to będzie dobry dzień.
W telegraficznym skrócie. Trasa z drugiego dnia jest zdecydowanie warta polecenia. Jeśli chcecie się zainspirować i ją podkraść zapraszam na Stravę.
Podjazdy okazują się nie takie straszne, single Singletrack Glacensis dodają szczypty pikanterii a zachód słońca w pagórkowatym rejonie z Gajem dopełnia nasze szczęście.
Do Lądka docieramy po ciemku. Akurat na rozpoczynające się tam koncerty.
Sobota
Piątek przeznaczony był na atrakcje festiwalowe i odpoczynek, ale oczywiście byli i tacy, którzy nie omieszkali wykorzystać czasu na jazdę na rowerze :) Runda na Borówkową Górę zawsze warta jest przejechania.
Za to sobota była dniem, kiedy mieliśmy na scenie w Base Camp przedstawić i trochę podsumować nasze działania. W czasie największej oglądalności (sobotnie popołudnie) wystąpiliśmy z uczestnikami omawiając naszą przygodę.
Podsumowując…
Akademia Bikepackingu w ocenie uczestników i organizatorów odniosła niesamowity sukces. Wspólnie spędzony czas, przekazana wiedza i doświadczenie, a przede wszystkim inspiracja to spędzania czasu na rowerze.
Ale to było dobre. Już kombinujemy, jak by tu zrobić kolejną edycję.
Na zakończenie kilka słów od uczestników:
MICHAŁ
Akademia Bikepackingu by Jack Wolfskin, to nie tylko duża dawka wiedzy oraz doświadczenia, ale też czas spędzony ze wspaniałymi ludźmi, którzy dzielą wspólna pasje. Dodatkowo okazało się, że wspaniała przygodę można przeżyć całkiem blisko miejsca zamieszkania.
Czy chciałbym to powtórzyć? Powiem tak: gdyby ktoś za rok pozwolił mi wyjechać z tą samą ekipą, to w ciemno ładowałbym tobołki na rower nie pytając, jaki będzie cel podróży.
ALICJA
Udział w JWBA był dla mnie ważny pod wieloma względami.
Z jednej strony dla osoby z Jack Wolfskin zależało mi, żeby uczestnicy byli zadowoleni, żeby wszystko się udało, z drugiej dla mnie samej był to pierwszy bikepacking i bardzo chciałam przeżyć tą przygodę. Jednocześnie miałam obawy, czy dam radę kondycyjnie, nie jeździłam przecież wcześniej z sakwami, a ekipa była mocna.
Wyjazd dał mi dużo pewności siebie i inspiracji do kolejnych wyjazdów. Ale to co zapamiętam najbardziej to ludzi, których dzięki Akademii poznałam. Są to wspaniałe osoby z pozytywną zajawką, niezwykłymi dokonaniami rowerowymi i niesamowitymi opowieściami.
Z takimi ludźmi można jeździć w kukurydzy.
GRZEGORZ
Gdy wyświetliła mi się reklama Bikepacking Academy a w jej treści „pojedź z doświadczonymi ludźmi ze świata rowerów gravelowych, zgarnij ubrania i zestaw sakw rowerowych” to pomyślałem sobie – WOW, to coś skrojonego idealnie dla mnie – sakw nie miałem, bo nigdy nie byłem na bikepackingu, ubrania rowerowe miałem głównie na …pogodę bo w niepogodę nie jeżdżę rowerem. Przemknęło mi przez myśl , że konkurs pewnie ma swoich wygranych zanim ktokolwiek się zgłosi i nie ma co sobie głowy zawracać ale nie poddałem się.
Podobnie jak nigdy nie byłem na bikepackingu tak nigdy nie nagrywałem „gadającej głowy”, broniłem się przed tym właściwie od kilu lat bo powinienem to robić aby rozruszać moje social media. Rozpisałem co mam powiedzieć, pojechałem do parku i po kilku próbach nagrałem całkiem składną, 3-minutową wypowiedź. Dołożyłem trochę zdjęć i przed wysłaniem sprawdziłem jeszcze regulamin. Ach, co za wpadka – film mógł mieć maksymalnie minutę. Zacząłem go skracać tak że finalnie moja wypowiedź nie miała już żadnego sensu. Pojechałem ponownie do parku. Nagrałem się jeszcze raz. Trochę edycji i film był gotowy. Dodałem tagi i poszło. Czekałem na wyniki jakby to był co najmniej finał rekrutacji do pracy. Ustawiłem sobie wolne na ewentualne dni wyjazdu. Czekałem, czekałem i jak już ułożyłem sobie w głowie że się nie udało, przyszedł mail: Gratulujemy, jedziesz na wyprawę!
W górach spędziłem kawałek swojego życia, nie straszne mi było nocowanie w śpiworze nawet przy ujemnych temperaturach. Pomijając pojedyncze rundy rowerem szosowym po przełęczach i dolinach Zamagurza wszystko to do tej pory odbywało się pieszo. Jazda poza asfaltem w górach była totalną niewiadomą. Wykres trasy pokazywał elementy ponad 15% nachylenia w górę, bez asfaltu. Zmieniłem przednią zębatkę z 42 zębów na 38. To dało mi wewnętrzny spokój że podjadę co będzie trzeba. Jak się potem okazało mocy pod górę nie zabrakło. Nie zabrakło też pogody, nie zabrakło przygody, nie zabrakło uśmiechów. Czego więc zabrakło? Techniki i odwagi w ciasnych zakrętach oraz w zjazdach. Zrobiłem zdecydowanie za mało zdjęć.
Bikepacking Academy oceniam wielowymiarowo jako projekt cudowny. Dostałem to czego pewnie niejednemu ojcu małych dzieci brakuje. Zasmakowałem sukcesu i przygody. Jestem przekonany że będę wspominał te dni jako starszy pan z równym podekscytowaniem jak pierwsze oglądanie tańczącej ponad głową zorzy polarnej. Było wspaniale. Dziękuję