Zawody w Szklarskiej Porębie w formule ON SIGHT?
To nie mogło skończyć się dobrze.
Gdy w piątek wieczorem pakowałam do torby ostatnie graty na wyjazd, z szafki z ciuchami wypadł T-shirt.
Dawno nie noszony, w sumie to nawet kolekcjonerski, a na nim rozpoznawany do dziś w środowisku cytat:
„TO NA PEWNO NIE TĘDY”*.
Znak? Omen? To nie było przypadkowe.
Trasa była fajna, ale w tamtym roku. Pamiętasz jakie były odwalone trasy? Szybkie, trudne. A to dziś? Gdyby na dole był Grzesiek, to by był biedny.
500 km musiałem dymać, żeby się potaplać w błocie
Moje pierwsze zawody enduro. Marzyłam o bieganiu po torfowiskach, chciałam wiedzieć jak to jest, gdy ci zasysa nogi i nie potrafisz wyciągnąć roweru. Bałem się, że mam buty za słabo zaciągnięte i jakiś zostanie głęboko pod błotem i będę go szukać.
Co to w ogóle ma być? Te zawody to jakieś nieporozumienie.
Jestem tolerancyjny, zawsze szukam pozytywnych stron, ale nawet jak bym chciał zrezygnować i gdzieś bokiem pójść, to nie dało rady, trzeba było się zanurzyć po kolana.
Bardzo fajne. Następnym razem nie będę brał roweru. Będzie łatwiej
Nie lubię tras po których się nie jeździ.
Zawsze zastanawiałem się, jak to jest brodzić w bagnie.
Najpierw wyciągałem z błota rower, potem nogi
To tylko niewielka część komentarzy jakie można było usłyszeć stojąc wśród zawodników na bufecie znajdującym się zaraz za metą drugiego OSu wczorajszych zawodów. Konsternacja, szok, niedowierzanie. Niektórzy byli mocno zbulwersowani, a kilka osób postanowiło nawet zrezygnować z dalszej jazdy.
Co doprowadziło do aż tak radykalnych reakcji?
Specyficzny początek drugiego odcinka specjalnego, który najpierw prowadzony był podmokłym, zasysającym wszystko bagno-torfowiskiem, a następnie wpuszczał zawodników niczym w maliny na wielkie głazy, których podobno nie sposób było przejechać. Doznania próbowała łagodzić jedynie przyjemna singlowata końcówka, ale niestety to nie wystarczyło. Wiele dziwnych i kontrowersyjnych OSów odnotowano w polskiej historii enduro, ale tak absurdalnego chyba jeszcze nigdy.
Gdy jesienią zeszłego roku ekipa EMTB ogłosiła koniec z organizacją zawodów enduro, wszyscy zastanawiali się, co to teraz będzie. Na szczęście przyroda pustki nie cierpi, dlatego po kilku rozmowach światło dzienne ujrzał gorący news. Miejscówki zawodów EMTB przejmuje ekipa Enduro MTB Series Grzegorza Miedzińskiego.
Przejęcie pałeczki po EMTB, pewnie łatwe nie było i nie będzie (przed nami jeszcze zawody w Mieroszowie) a organizatorzy stanęli przed sporym wyzwaniem. Trasy robione przez Maćka Pająka z ekipą zasłużyły już bowiem na miano kultowych. Jadąc do Szklarskiej trochę obawiałam się, że ekipa Kellysa chcąc udowodnić, że zasłużyli na zaufanie, zafunduje nam jakiś hard-core. I w sumie trochę się nie myliłam.
Z punktu widzenia czysto organizacyjnego niedzielne zawody były bez zarzutu. Podział na grupy startowe, zero kolejek do OEsów, brak wpadek z pomiarem czasu, przyjemne i bardzo widokowe dojazdówki, dobre oznakowanie trasy, zaopatrzenie bufetu (dziękujemy za powrót bananów :)) bogaty posiłek regeneracyjny, dobre nagrody, tombola dla wszystkich startujących. Tyle dobra.
Niewątpliwym plusem niedzielnych zmagań był również fakt, że żadne z tras nie pokrywały się z zeszłorocznymi. Szklarska Poręba oferuje wiele alternatyw i dzięki temu arena zmagań przeniosła się w zupełnie inne rejony niż rok temu a formuła ON SIGHT jaką chwali się Kellys Enduro Mtb Series nie ucierpiała.
Niestety w tym miejscu trzeba zakończyć litanię ochów i achów i wrócić do znajdujących się na początku wpisu nieprzychylnych komentarzy i gorzkich słów, które padały z ust chyba większości startujących.
Tegoroczne trasy (a na pewno pierwsze dwa OSy) niestety zdecydowanie zawiodły startujących.
O ile po pierwszym OeSie winę za kiepski przejazd wzięłam na siebie, ciagle jeszcze za małe umiejetność i kiepską dyspozycję tego dnia, o tyle po drugim odcinku specjalnym nie miałam już wątpliwości. Ta trasa na pewno nie miała przebiegać tamtędy.
Zasysające bagna, nieogarnięte drogi zwózkowe, niespodziewane szykany – tak nie powinny wyglądać trasy zawodów. Wyraźnie wizja organizatorów i zawodników mocno się tutaj rozjechała.
Konsternację wsród zawodników widać było na bufecie, gdzie zazwyczaj wszyscy podjarani przegadują się, które fragmenty szlaków były najlepsze. Tym razem większość zastanawiała się, czy jest sens jechać dalej.
W moim odczuciu zawody uratowane zostały przez trzeci i czwarty OS. Odcinki te nie były idealne, ale tam przynajmniej dało się jechać na rowerze, było trochę typowych karkonoskich kamyczków, kilka stromizn i w kilku miejscach można było złapać całkiem niezły flow.
Gdy na feralnym drugim OEsie walczyłam z borowinowymi bagnami zasysającymi mnie do środka i próbującymi dorwać moje jeszcze pachnące nowością kobaltowe IONy w głowie zaświtała myśl – co inni mają w głowach po tym odcinku? Jak poradziła tu sobie czołówka? Jak te trasy podobały się ogonowi stawki? Między oesami, w trakcie oczekiwania na dekorację i mailowo zapytałam tych zajmujących czołowe lokaty, jak i tych z końca – czy to na pewno tędy ma iść enduro? Reakcje jak zobaczycie są zaskakująco różne.
Śmieszy mnie trochę to, że chłopaki chyba złapali maksymę, że im trudniej tym lepiej. I wiesz, za tą maksymą podążają i przeginają pałę. To już trochę wychodzi poza enduro. Jasne, każdy lubi ryzyko, ale większość osób tutaj poza jazdą coś robi.
Bardzo mi się podobało, OSy mogły by być trudniejsze i były za długie podjazdy w trakcie. Organizacyjnie super, płynność na startach, wszystko bez spiny. Świetne dojazdy do OSow. Bardzo fajne nagrody. Doskonała obstawa na trasach i dobre oznakowanie. Na minus – za krótkie zipy do chipów :)
Beznadziejna trasa, oznakowanie dostateczne, oesy puszczone po drogach zwózkowych, za dużo dokrecania a za mało technicznej jazdy w dół no i początek drugiego OSa praktycznie nie przejezdny z powodu bagna.
W sumie to wszyscy z teamu mamy takie zdanie o tych zawodach, że było zajebiście. Najbardziej podobała nam się kąpiel błotna, bo z własnej i nie przymuszonej woli byśmy tam nie wjechali a tak to przeżycie było mega śmieszne :) Mimo że wszyscy kur…ali zabawa była dobra.
Mi sie podobało, lubię jak jest coś dziwnego na trasie, może i błota na poczatku os2 było dużo, ale chyba nikt nie umarł ani nie stracił nogi, co najwyżej buta :) Może ew trzeba pomyśleć nad zmianą nazwy z enduro na survival mtb :)
Jadąc na zawody nastawiałem się dobry dzień na rowerze w fajnym towarzystwie w górach. Pod tym względem wszystko wypaliło perfect, bawiłem się bardzo dobrze. Fakt OS2 to było lekkie przegięcie i mam parę sugestii, które przekażę ekipie osobiście, ale znam sprawę od strony organizacyjnej i staram się pewne sprawy zrozumieć, a nie pochopnie wystawiać opinie. Każdy się uczy i mam nadzieję, że z paru spraw ekipa wyciągnie wnioski i będą jeszcze bardziej doskonali, bo przecież i tak robią najlepszą tego typu imprezę w Polsce. Jeśli chodzi o podjazdy na OS’ach, na które niektórzy narzekają, odpowiem krótko – dla mnie z definicji i rzeczą naturalna jest, że są podjazdy, więc za do duży plus. Wróciłem do domu pełen pozytywnych wrażeń, z pewnością jak czas pozwoli pojawię się na kolejnych edycjach.
A i dobrze by było gdyby traski były bardziej posprzątane, chodzi o patyki luźne, kamienie itp.
Pod kątem odcinków specjalnych zaliczam te zawody do najmniej atrakcyjnych w jakich brałem udział. Najbardziej na tą ocenę wpływa oczywiście OS2, którego charakter bardziej pasowałby do tak modnych ostatnio biegów z przeszkodami. Ostatnie dwa odcinki pozwalają zapamiętać tą imprezę jako wyścig enduro, jednak niesmak i zapach błota pozostają. Organizacyjnie bez zarzutu, bufet i pakiet startowy nieco uboższy niż w Srebrnej Górze. Wycofanie się kilku zawodników i nastroje pozostałych sugerują, że tym razem coś poszło nie tak.
Teren odziedziczony w spadku po zawodach EMTB Michała Pająka musiał być inny niż wszystkie wcześniejszych edycje i tak właśnie było. Zawody się rozwijają i cały czas mają potencjał. Formuła On sight bardzo mi pasuje i pomimo nieznajomości trasy i braku wcześniejszych treningów jest świetnie. OS’y w Szklarskiej bardzo kondycyjne i urozmaicone. Poprowadzone i po szlakach, i w większości po ścieżkach leśnych, które znane były tylko orgom. OS2 który wzbudził sporo kontrowersji wśród zawodników był zaskakujący przez błoto borowinowe, które miejscami wciągało do połowy uda. Kto się nie poddał i powalczył na wszelki możliwy sposób z błotem dużo na tym mógł zyskać. Mnie takie trudności jak podjazdy nie zrażają i uważam, że pomimo wielu komentarzy niepochlebnych za drugi OS zawody były bardzo fajne. Enduro to nie tylko suche fajne sztuczne ścieżki w Bike Parkach, to też błoto!, gałęzie i niespodziewane atrakcje terenowe. Naprawdę super zawody i czekam już z niecierpliwoscią na Baligród i Mieroszów.
Wróciłem właśnie do domu. Myślę, że jedno zasadnicze wrażenie pozostało mi po tych zawodach po kilku godzinach jazdy autem. Otóż „nie pojezdziłem sobie dziś na rowerze„. Ale nie moge odmówić chłopakom tego, że sie starają i chcą żeby było fajnie. Doceniam to, ale Enduro MTB to przede wszystkim ma być jazda na rowerze.
Zawody podobały mi się, choć pierwszy, a zwłaszcza drugi OS mnie rozczarowały. Na pierwszym trzeba było wykazać się bardzo dobrą kondycją i tu mogę mieć pretensje jedynie do siebie. Natomiast drugi odcinek specjalny nadawał się bardziej na jakiś ultra maraton dla biegaczy górskich, w wielu miejscach nie dało się jechać z uwagi na wciągające człowieka razem z rowerem bagienko. Pozostałe dwa OSy bardzo fajne.
Dwójka zwykle jest twarda, tym razem coś zaszkodziło i była wyjątkowo rzadka. Nie porwały mnie te zawody. Srebrna Góra była zdecydowanie lepsza.
Os 1 – nuda, os 2 – po nim można było usłyszeć wszystkie przekleństwa we wszystkich językach świata. Dla mnie zawody zaczęły się od połowy OS nr 2. W końcu można było wsiąść na rower i rozpocząć sciganie. Os3 to tak naprawdę jedyny, na który chciałbym wrócić ponownie, miał wszystko co w Szklarskiej być powinno. Odcinek 4 przy prędkości z zawodów był ciekawy i dość wymagający, ale droga zwózkowa to nie jest miejsce, gdzie chciałbym jeździć w przyszłości. Poza osami organizacja i widoczki na pojazdach wyśmienite.
Drugi OS z lekkim przegięciem, nie miał nic wspólnego z enduro, a te skały to też takie na pograniczu. W tamtym roku też były skały i rock garden, ale to było przejezdne.
Jak widać ile ludzi tyle opinii. By jednak ukazać pełnię zaistniałej sytuacji zapytałam Grzegorza Miedzińskiego – o co kaman z tą dwójką?
Niestety problem z OSem nr 2 wynikał z tego, że nie doszliśmy do porozumienia z Nadleśnictwem, o którym na początku była mowa. Zima w tym roku trwała długo i faktycznie późno robiliśmy rozpoznanie, nasz błąd. Niestety miało to wpływ na późniejsze zabawy z papierkami. Regionalna dyrekcja Ochrony Środowiska wydała pozytywna opinie na temat przebiegu tras, która niestety była zakwestionowana przez Nadleśnictwo. W międzyczasie były prace zwózkowe które zniszczyły jeden ze szlaków, którym chcieliśmy poprowadzić zawody, więc z jednej trasy musieliśmy zrezygnować. Tydzień przed zawodami mieliśmy więc do wyboru albo anulować OS i zrobić trzy, albo zaryzykować. Zaryzykowaliśmy i bierzemy to na klatę. Problem jest w tym, że gmina Szklarska Poręba widzi wielki potencjał w kolarstwie, a dla Nadleśnictwa ciągle są problemy. Grzegorz Miedziński
Myślę, że tematu Lasów Państwowych nie warto poruszać, bo każdy z nas wie o co chodzi, jak nie wiadomo o co chodzi ;)
Zawody pewnie jeszcze przez jakis czas wywoływac będą sporo emocji i ciekawa jestem, jak wpłynie to na frekwencję wsród zawodników na kolejnej edycji przejetęj po EMTB, która odbędzie się w nie mniej kontrowersyjnej miejscówce, bo w Mieroszowie.
Widzimy się, czy odpuszczacie? Jeśli chcecie podzielić się swoimi przemyśleniami na temat Szklarskiej zapraszam do komentarzy.
POST SCRIPTUM
Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy zdecydowali się poświęcić te kilka minut na wypowiedź. Myślę, że dla organizatora to bardzo dobry feedback.
Ciagle czekam na kilka słów od František Žilák, który na sytuację patrzy z czeskiego punktu widzenia. A w sumie to zapomniałam o najważniejszym przemyśleniu z wczorajszych OSów. To chyba pierwsze zawody na których czołówka marudzi, psioczy i bieduje. Czy czasem pierwszy raz nie stało się tak, że to ich dosięgnęła konieczność butowania i zwyczajnie sobie z tym psychicznie nie radzą? :)))) Dla mnie to, że trasa zmusza mnie do zejścia z roweru to żaden problem. Zdarza się i tyle. Zawody w Forcie Wiliam w tym roku też były hardcorowe i tez wywołały sporo dyskusji, ale chyba nikt nie płakał :))))