Dość długo przyszło nam czekać na ostatnie zawody w sezonie.
Październik i polska, złota jesień to czas kiedy zdecydowanie lepiej delektować się kolorami wokół nas w duchu „enduro bez spiny” aniżeli napinać łydy i zwierać pośladki w rywalizacji o złote gatki polskiego enduro.
Na szczęście weekend zafundowany nam przez organizatorów Enduro Trails okazał się całkiem do przełknięcia.
Przedniej zabawie sprzyjała przede wszystkim pogoda, dzięki której warunki do jazdy w dół i w górę były idealne.
Tuż przed startem wszyscy grzali się w promykach jesiennego słońca.
Po pewnych perturbacjach organizatorom udało się ogarnąć listę startową i kwiat kobiecego enduro w towarzystwie kilku odważnych rodzynków wyruszył na start pierwszego odcinka specjalnego.
A gdy już newiasty owe dotarły na górę, każda odziała się w gustowne pończoszki.
I ustawiły się w szyku bojowym do ostatniej rywalizacji sezonu.
Ela już na wstępie dała do zrozumienia, że „Queen is only one”…
… i pognała aż się kurzyło.
Za nią jednak dzielnie ruszyła reszta. W tym i ja :)
Pierwszy OeS był dość szybki i przyjemny, prawie jak drugi już podjazd na Kozią górkę gdzie mieściło się startowisko do następnego odcinka specjalnego.
Dzięki temu, że każda z nas miała ściśle określoną godzinę startu, był czas na małe pogaduszki.
Ela pokazywała nam, jak to jest być QOM.
Przy wypieczonych przez Myszę batonach mocy można było przemyśleć to i owo.
A gdy przyszło znów do ścigania, ciężko było nie mieć banana na twarzy. Mimo, że czułam dość wyraźnie oddech Iwony na plecach.
Na bufecie przygotowywałyśmy się mentalnie do podjazdu na Szyndzielnię.
Nie ma z niego zdjęć, bo byłaby to spora kompromitacja.
Na Saharze zaś znów można było zrobić to, co tygryski lubią najbardziej.
Chillout w jesiennym słońcu.
Dziabar i zjazd z Cybernioka był mocnym akcentem zawodów.
Iwonie tak się podobał, że zapowiedziała częstsze wizyty w naszych stronach (poniżej co prawda zdjęcia z poprzedniego OSa, ale kto się pozna? :)).
Ostatni tego dnia test umiejętności to stary szlak zielony, który teraz jest czerwony :)
Przed jego startem i konfrontacją ze sławnymi korzeniami, rozluźnienie łydek przyniosły rozmowy z licznie przybyłymi tego dnia na Kozią znajomymi.
Zdjęć z tego zjazdu też nie mam. Chyba za szybko jechałam, bo wszystko jest rozmazane :)
Jak już pewnie zdążyliście zauważyć, podczas zawodów sprawdzałam możliwości spodenek firmy Rocday.
Z racji tego, iż na damską kolekcję tej polskiej, dobrze rokującej marki przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, postanowiłam zaryzykować i zobaczyć, jak męski, mały rozmiar ( dostępny jest nawet XS!) sprawdzi się w zestawieniu z kobiecymi kształtami.
I wiecie co Wam powiem?
Tak, jak dobre wrażenie zrobiły na mnie te gatki jeszcze w Kluszkowcach, gdy wpadły mi pierwszy raz w ręce, tak to wrażenie potwierdzone zostało w trakcie jazdy.
Przede wszystkim bardzo podeszła mi długość nogawek.
Która z dziewczyn nie zna problemu spodenek nie sięgających do ochraniaczy i odsłaniających udo? Odsłanianie uda jest fajne, owszem, ale nie na rowerze. W tych spodenkach nie ma to miejsca.
Drugą rzeczą na którą zwróciłam uwagę, to materiał i detale. Tkanina rozciągliwa we wszystkie strony to „must have” idealnych spodenek na rower. Stylowe logo, funkcjonalne i dobrze wyglądające rzepy regulujące w pasie i na nogawkach.
Trzecia sprawa to kieszeń, która w tym modelu jest mega głęboka i na dojazdów ce do OSa pozwalała trzymać w kieszeni telefon, który zupełnie nie przeszkadzał w pedałowaniu.
Jedyny minus, który do tej pory dostrzegłam, to wspomniany wcześniej męski krój. Do trochę wyższych w stanie spodenek trzeba się przyzwyczaić i być jego świadomym podczas zakupu.
Konkretniejsze uwagi odnośnie tych szortów pewnie pojawią się po dłuższym czasie użytkowania, ale już teraz wiem, że będę często wyciągać je z szafy.
Wracając jednak do zawodów.
O dziwo. Mimo iż ostatnio licznik kilometrów zupełnie u mnie stoi, mimo iż nie było czasu na objazd i zapoznanie z trasą, mimo iż mobilizacja do ścigania była na poziomie zerowym, udało się jakimś cudem dość mocno poprawić wynik w stosunku do dotychczasowych zawodów i wykorzystując nieobecność innych zawodniczek wcisnąć się na szerokie podium :)