Święta, święta… ciężkie dni. Zresztą, co ja wam będę mówić, sami z pewnością to czujecie.
Karpie, śledzie, kapusty z grzybami, barszczyki z uszkami, pierogi, groch, serniki, makowce, pierniki i milion innych smakowitych pokus dających po oczach, uszach i nosach przy świątecznym stole. Jak żyć? Jak wyjść z tego cało?
Życie aspirującego kolarza lekkie nie jest, a najtrudniejsze chyba pod koniec roku.
Najpierw zero czasu na cokolwiek. Tydzień lub nawet dwa przygotowań, kiedy to każdy nasz „trening”, inny niż świąteczne zakupy, łączy się z krzywymi spojrzeniami reszty rodziny, bo przecież jeszcze choinka, porządki, walki staczane w kuchni z karpiami, makiem i lepieniem uszek. Potem, gdy niby wszystko już ogarnięte, ponoć można zacząć odpoczywać. I zaczyna się. – A zjedz jeszcze jedno uszko. – A może serniczka? – Dołożyć ci makówek? – Czemu tak mało karpia zjadłeś? – Ciasta jeszcze trzeba dokroić. – A na drugi dzień świąt zrobimy może jeszcze króliczka.
Znasz to. Na pewno znasz.
Atak często następuje w sposób zorganizowany i masowy, z kilku stron jednocześnie.
Nie jest łatwo. Próbujesz się bronić. Wytaczasz najcięższe działo – rower.
W te dni to on staje się twoim sprzymierzeńcem. Ubierasz się więc cierpliwie na cebulkę, żeby jak najszybciej uciec z pola magnetycznego przyciągania świątecznego stołu i … rodzina widząc cię klupie się po czole. Przecież zimno, mokro. A chce ci się? Na rowerze jeździ się przecież latem.
Jeśli dasz radę uciec, przez kilka kolejnych chwil faktycznie będziesz mógł odpocząć. Poczuć dotyk wiatru na twarzy, pęd kół pod sobą, szum opon, jakże pożądaną lekkość bytu. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy. Kalorie których tak bardzo chciałeś się pozbyć są do funkcjonowania nieodzowne i zaistniały deficyt daje o sobie znać nieznośnym uczuciem pustki w brzuchu, który dobrze wie, co czeka w domu.
Nie masz wyjścia wracasz na pole bitwy. Ledwo przekroczysz próg już do nosa dociera zapach pierników i kawy, nie zdążysz się rozebrać, a oczy wędrują po łakociach wystawionych na przywitanie przez kochających Cię domowników.
Jeśli do tej pory Ci się udało, to serdecznie i z całego serca gratuluję. Jeden dzień wygrany. Pozostały jeszcze trzy :) W tym roku bowiem kalendarz okazał się dla nas wyjątkowo łaskawy i zafundował nam całe cztery, długie, świąteczne, pełne pokus dni.