Żyjemy w czasach, kiedy wszystko musi być szybsze, mocniejsze i efektywniejsze.
Nie dziwi więc fakt, że zgodnie z owym trendem postanowiła iść i polska marka rowerowa z Przasnysza. W tegorocznej ofercie obok dobrze znanej górsko-maratonowej Lei, pojawiła się nieco silniejsza siostra – Kross Lea Boost. Jak pewnie znakomicie się domyślacie, owo wzmocnienie pochodzi w tym przepadku z elektrycznego silnika i baterii ukrytej w ramie młodszej siostry.
Chcemy czy nie rowery elektryczne to przyszłość. W ciagu ostatnich miesięcy udało mi się pojeździć na kilku wspomaganych modelach. Wszystkie one były jednak rowerami typu full. Nie byłam bowiem przekonana o sensowności wkładania silnika w rower sztywny. Czy Lea zmieniła moje zdanie na ten temat?
Kross Lea Boost – geometria, rozmiar i specyfikacja
Lea to ładna dziewczyna, ma dobrą prezencję, przyjemne dla oka malowanie, bateria i silnik dobrze wkomponowane są w ramę. Jedyne co można jej zarzucić to waga. Kilka nadprogramowych kilogramów w przypadku e-bików trzeba jednak zawsze przyjąć jako normę.
Model otrzymany przeze mnie do testów był w rozmiarze M, co pociągało za sobą wielkość koła – 29 cali. W przypadku mniejszych ram producent oferuje koła 27,5″. Początkowo trochę obawiałam się, że przy moich 162 centymetrach wzrostu rower będzie zwyczajnie za duży. Przyznam, że dziwiłam się gdy na niego wsiadłam. Zarówno mnie i testującej ze mną rower mamie rozmiar przypasował znakomicie.
Geometria Kross Lea Boost jest raczej klasyczna, tu nie ma co kombinować. Bezpieczny kąt główki ramy – 69 stopni, wygodny dla pedałowania podsiodłowy – 73, krótki reach będący przejawem kobiecej geometrii. Nisko usytuowany środek ciężkości. Rower dzięki temu jest przewidywalny i łatwo się prowadzi. Pozwala na komfortowe pokonywanie podjazdów i po obniżeniu sztycy całkiem sprawne zjazdy w terenie.
Shimano Steps E8000
Na uwagę zasługuje fakt, iż Lea wyposażona została w napęd Shimano Steps E8000 dedykowany rowerom MTB, wykorzystywanym w trudnym ternie górskim. Shimano to najlżejszy dostępny na rynku system. Dzięki temu choć trochę oszczędzamy na wadze, która w przypadku roweru dla kobiet ma bardzo duże znaczenie. System Shimano Steps E8000 w porównaniu do innych jest też dużo przyjemniejszy dla oka.
Wrażenia z jazdy rowerem Kross Lea Boost
Rower gościł w moich blogerskich progach kilka tygodni. Jego testowanie zaczęłam na spokojnie od jazdy po okolicznych leśnych ścieżkach, dojazdów do pracy i jednego wypadu +100 km po raczej płaskim terenie.
Wykorzystywany w ten sposób sprawdzał się idealnie. Dojazd do pracy na elektrycznym rowerze to znakomity pomysł. Nie męczysz się tak jak na klasycznym rowerze, pot nie leje się z ciebie strumieniami, po przyjeździe nie trzeba szybko lecieć pod prysznic. A jednak jakiś poziom aktywności realizujesz. Poza tym wracając z pracy można już bardziej sobie przycisnąć lub pojechać gdzieś nabijając dodatkowe kilometry.
Podczas jazdy po okolicznych leśnych ścieżkach Lea Boost nie robiła już takiego wrażenia. Do takiej jazdy, póki co, nie potrzebuję elektryka. Ale gdy przyszedł czas na dalszy wypad, sytuacja zmieniła się radykalnie. Przeszło stukilometrową trasę klasyka z Katowic do Pszczyny i z powrotem zrobiłam, jak to mówią, lekką pytką, a następnego dnia nogi miałam świeżutkie, jak po dniu odpoczynkowym. Na rowerze elektrycznym dzieje się bowiem magia. Wzniesienia się wypłaszczają a dystanse skracają.
Kross Lea Boost okazała się całkiem przyjemnym rowerem nawet dla mnie, która na rowery MTB bez tylnego zawieszenia raczej nie spogląda. Do ostatecznego sprawdzianu miało jednak dopiero dojść. Zastanawiając się bowiem, do kogo taki rower może być adresowany, pomyślałam zaraz o mojej mamie. Mambowa mama jeździ na rowerze raczej weekendowo i do parku. Gdy widzi moje zdjęcia z gór, zawsze podsumowuje stwierdzeniem, że to nie możliwe jak można mieć tyle siły. Postanowiłam więc pokazać jej jakie góry z poziomu rowerowego siodełka są piękne i co motywuje do umęczania się na kolejnych podjazdach. Mambowa mamba jest bardzo odważna i podjęła się wyzwania.
Na początek trzeba było wytłumaczyć jak to wszystko działa. Kto miał do czynienia z elektrycznymi napędami ten wie, że skomplikowane nie są. Po kilku chwilach było już wiadomo co i jak.
Potem pierwsze próby i … chichot zadowolenia.
Już wiedziałam, że „mamy to”. Sposób działania elektrycznego roweru dla każdej osoby, która wcześniej nie miała „elektrycznych” doświadczeń, jest tak zaskakujący, że pierwsze kilometry to zazwyczaj niedowierzanie, odgłosy zdziwienia czy wybuchy niepohamowanej radości.
Na pierwszą górską jazdę wybrałam oczywiście proste asfalty i szutry w okolicy Stecówki i Przysłopu pod Baranią Górą w Beskidzie Śląskim. Niestety mimo wszystko elektryk był dla mnie, jadącej na normalnym rowerze, za szybki. Dopiero po pierwszym zachłyśnięciu się mocą, mama wrzuciła tryb eco i pozwalała mi się trzymać na kole. Asfaltowy podjazd na Kubalonkę od strony zameczku robiłyśmy w towarzystwie uczestników szosowego wyścigu Pętla Beskidzka. Widok min odzianych w lycre wycinaków, których wyprzedza moja mama na rowerze elektrycznym, bezcenne.
Sama na Lei w górach zrobiłam niestety tylko kilkanaście kilometrów. To jednak wystarczyło bym upewniła się w przekonaniach co do tego roweru. Znakomicie nadaje się na dłuższe górskie wycieczki w średnio trudnym terenie. Pozycja na podjazdach jest wygodna, na zjazdach rower zachowuje się stabilnie i przewidywalnie. Na trudniejszych sekcjach podjazdowych tryb boost pozwala uwierzyć w siebie i inaczej spojrzeć na czekające Cię trudności. Mimo iż jestem zagorzałą fanką fulli, taki rower chętnie widziałabym w swojej stajni.
Kross Lea Boost – podsumowanie
Kross Lea Boost to rower dobry zarówno dla niezaawansowanej rowerzystki, która chciałaby dodać sobie nieco watów na przydomowych leśnych ścieżkach czy łatwiejszych górskich szlakach, ale także dla ambitnej riderki znającej się już na rzeczy, która ma ochotę na dłuższą wycieczkę lub oszczędza nogę przed wyścigiem. Zastosowane komponenty czynią ten rower bardzo spójnym. Sprężynowy amortyzator spisywał się lepiej niż się tego spodziewałam, manetki blokady nie używałam nigdy. Dwudziestodziewięciocalowe koła dodatkowo wypłaszczają napotkane nierówności terenu. Gdybym zakładała jazdę po trudniejszym terenie na pewno założyłabym na nie konkretniejsze opony z większym bieżnikiem i balonem.
System Shimano Steps pracuje płynnie, dodawanie mocy sprzężone jest z kadencją ridera. Całość jest prosta w obsłudze, nawet dla osób, które nigdy wcześniej nie miały styczności z rowerami elektrycznymi.
Rower taki jak Lea nadaje się też bardzo dobrze na dojazdy do pracy i jazdę po mieście, gdy nie chcesz się zmęczyć tak, jak na tradycyjnym rowerze, bo na przykład nie masz w pracy łazienki by się umyć.
W jeździe po płaskim wspomaganie wyłączane przy 25 km/h (sorry, takie mamy prawo) trochę ogranicza osoby silniejsze potrafiące przycisnąć do trzydziestki, ale dla mnie na długą wycieczkę bez napinki był idealny.
Kończąc już moje wywody, przyznaję Lei Certyfikat Jakości MOB :)