
To wpis z 2011 roku, kiedy jeszcze na chleb mówiłam bep a na muchy tapty. Masz ochotę na coś aktualniejszego zapraszam tutaj – Lago di Garda przewodnik rowerowy.
Rano obudziło nas piękne słońce. Pogody zapowiadały się nieźle. Decyzja mogła być jedna – atak na masyw Monte Baldo.Jedziemy do Torbole i wspinamy się standardową drogą do Nago.
Potem w górę szuter i asfalt. Nastromienie przyjemne i można powolutku kręcić pod górę. Zgodnie z planem podjazdu w jednym ciągu ma być 1500 metrów. Jedziemy podziwiając widoki. Na drugiej stronie jeziora zaczyna się chmurzyć. Oj burza tam będzie murowana. U nas standardowy początkowy upał i mocne słońce.
Jedziemy, jedziemy. Ale na niebie tez powoli pojawiają się niewinne obłoczki. Poza tym mocny wiatr zaczyna dokuczać. Zgonie z zasadą co 100 metrów w górę temperatura maleje o jeden stopień. Zaczyna robic się chłodniej i dalej przybywa chmur. Gdy osiągamy tysiąc metrów n.p.m. jest już nie ciekawie. Zimno, wieje wiatr i z małej mżawki zaczyna robić się normalny deszcz. Podejmujemy decyzję, aby nie wspinać się już wyżej. Tam może być tylko gorzej.
Oj a trzeba było wcześnie wstać. Dojeżdżamy do Malaga Casina i spod szczytu Doss Remit kierujemy się do miejscowości Festa i na Brentonico. Ścieżka bardzo podobna do naszych „Polskich”. Szybka górska droga. W jednym z miasteczek krótki odpoczynek, studiowanie przewodnika…i mała sesja.
Na koniec zaliczamy jeszcze bardzo fajny techniczny fragment przed Loppio.
I zapoznajemy się ze zjazdem z Marmitte dei Giganti.
Ale to zdecydowanie nie dla nas.
Gdy zjeżdżamy nad jezioro pogoda oczywiście świetna. Świeci słońce i zero deszczu.
Niestety Monte Baldo dziś nas pokonało.
Następnym razem nie poddamy się tak łatwo.
http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=mngeycpuelaydkrk
