Przyszedł czas na pierwszą odsłonę projektu N’duro2015.
Nie ma co się oszukiwać, bez trenowania nie ma wygrywania.
W moim przypadku wygrana to raczej stawianie sobie coraz większych wymagań i zaliczanie coraz trudniejszych tras. Więc po kilku dniach grancanaryjskich kamiennych wprawek przyszła pora na solidną i sytą wyrypę.
Aby móc zakosztować nieprzerwanego zjazdu z 2 tyś metrów najpierw jakoś trzeba się dostać na tą wysokość. Z niewielką pomocą taksówki i siłą zmęczonych już mięśni wdrapaliśmy się na najwyższy szczyt Gran Canarii – Pico de las Nieves.
Mijając zupełnie zasłonięte chmurami Roque Nublo, jadąc w nieustającej mżawce mieliśmy już odpuścić, ale honor nie pozwolił i w nagrodę na szczycie zobaczyliśmy takie widoki. W mig chmury się rozstąpiły, by widokami dodać energii na czekający nas zjazd.
Zaczęło się zupełnie spokojnie. Kilka agrafek i przyjemny singiel przerywany kamiennymi urozmaiceniami.
Fragmentami stromo, więc i sztyce powędrowały w dół.
Ścieżka pozwalała na rozgrzewkę, stopniując narastające trudności.
Momentami krajobraz robił się mocno wulkaniczny.
Miłe singlowe odpoczynki …
I zaraz za nimi coraz większe kamienie i uskoki…
…które czasem okazywały swoją przewagę.
Bywały chwile, że trzeba było dać rękom odpocząć.
I można było jechać dalej.
Trasa zdecydowanie wymagająca, momentami pokonująca nas, nasze rowery i umiejętności.
Ale na pewno tu wrócimy.
Inspiracją tego dnia był mtb-mag.com oraz Transalp.