Jesteś młody, piękny, wysportowany, pełen energii.
Świat stoi dla ciebie otworem i nie ma niemożliwego.
Trenujesz, biegasz, kręcisz, pływasz, dźwigasz.
Zapisujesz, analizujesz, oceniasz, planujesz.
Wszystko idzie jak ta lala.
Do czasu… kiedy słyszysz ODPUŚĆ SOBIE.
I nie masz wyboru.
Czasem mimo super zaplanowanego, przewidzianego cyklu, jest klapa.
Cieszyłeś się jak głupi.
Pomimo sporych ograniczeń czasowych treningi od dwóch miesięcy układały się całkiem znośnie.
Zero chorób, witamina C i D codziennie rano.
Sporo innych witamin w warzywnych koktajlach.
Normalnie cud malina.
Skusiłeś się nawet na zapisanie się na badania wydolnościowe, których nie robiłeś od dwóch lat, a które przed planowanym obozem są mocno wskazane.
I co?
Psińco.
Zaczyna się niepozornie, dreszcze i objawy wg testu szyjnego powyżej, więc po jednym dniu odpuszczenia delikatny wieczorny trening na trenażerze połączony z funkcjonalnym na beretach.
Rano jednak wiesz, że dobrze nie jest.
Objawy migrują w kierunku poniżej szyi.
ODPUŚĆ SOBIE! mówi do ciebie twój organizm.
Tylko jak to zrobić?
Dobrze wiesz, jak ciężko jest odpuścić, zluzować i włączyć pauzę.
Przecież plany, starty, przygotowania do głównych imprez.
Warto jednak słuchać swojego ciała, gdy ono jednoznacznie postanowia odmówić współpracy.
Nauczony doświadczeniem wiesz już, że nie warto iść w zaparte.
Tydzień regeneracji, uspokojenia organizmu, obniżenia stresu treningowego nie zawali całych twoich planów i sezonu, ale konsekwencje niecierpliwości i trenowania na chorego mogą być dużo gorsze.
Trudno. Badania wydolnościowe poczekają. Może dzięki temu będzie większy fun z jazdy, a nie stresowanie się przekroczeniem strefy na każdym podjeździe. Może forma nie będzie taka jak chcesz, bo leci już drugi tydzień choroby i przymusowej „regeneracji.
Świat się jednak nie zawali. Wrócisz na treningi, które znów będą dawać ci satysfakcję gwarantowaną, wsiądziesz na rower z bananem na twarzy i na trenażer ze słuchawkami na uszach.
Przekomponujesz plan, wymyślisz inne obciążenia. Będzie git!