Już drugi rok z rzędu zawody organizowane w Bielsku przez ekipę Enduro Trails okazują się być pewnym ewenementem. Startuje w nich bowiem nadzwyczaj duża ilość kobiet. W tamtym roku na liście startowej widniało 15 dziewczyn, w tym 18. To sytuacja, która dość rzadko zdarza się na innych imprezach.
Pisałam już o tym tutaj – MY, enduro-dziewczyny jesteśmy coraz bardziej widoczne. Jest nas coraz więcej i coraz częściej udowadniamy, że też potrafimy iść piecem, a nawet jak jeszcze nie potrafimy to zwyczajnie lubimy ten klimat, kamienie, korzenie i błoto.
Nie wiem co sprawia, że akurat na tą imprezę przyjeżdża tyle dziewczyn. Może to kwestia całkiem znośnych tras, długiego weekendu czy zwykłego przypadku. Wiem jedno – to genialna sprawa, gdy możemy spotkać się w tak zacnym gronie i spędzić wspólnie te kilka godzin.
Na pewno całą sytuację ułatwia też formuła zawodów. Ulokowanie dziewczyn na początku listy startowej wymusza dość żwawe przemieszczanie się miedzy odcinkami i daje mniej czasu na bimbanie i plotki, ale i ma też swoje plusy. Dzięki temu, że kobiety startują z kobietami, nie ma stresu, że jakiś facet leci za tobą piecem, a ty go blokujesz. Kobiecy światek enduro rozwija się, ale jest jeszcze na tyle mały, że całkiem dobrze się znamy, wiemy, kto jak jeździ, czego się spodziewać. Na dojazdówkach z dziewczynami można pogadać o wszystkim. Czekająć na otwarcie OSa jest wesoło. A gdy pojawia się jakiś rodzynek zawsze zabawnie reaguje.
Jednym słowem jest fajnie.
Babskie klimaty
Jak w każdej ekipie i tutaj istnieje stały trzon i luźno latające elektrony. W tym roku na starcie pierwszych zawodów nie mogło zabraknąć Queen Elizabeth oraz Ani ciągle depczącej jej po piętach.
Silnej reprezentacji Bielska – Ania , Sylwia, wybrzeża – Klaudyna i Gosia oraz Agata.
Reprezentującej ludy eskimoskie Iwony. Która jakoś dziwnym trafem na zimno dość mało odporna.
Naszych EnduroGirl Kate i Marty.
Pojawiły się też nowe osoby i te, które coraz bardziej się zadamawiają – Marta, Magda i Ola.
Natalia, Agnieszka, Dorota, Martyna, Ja i Grześ… zaraz, zaraz?!?
Osiemnaście kolorowych, uśmiechniętych i pełnych energii kobiet – prawdziwe enduro w dziewczyńskim stylu.
A jak wyglądały zawody?
Enduro Trails – Trasa zawodów
Wracając jednak do samych zawodów.
Trasa, jak już zdążyli przyzwyczaić nas organizatorzy, składała się z czterech odcinków specjalnych – OSów i wyznaczonych do nich dojazdówek. Większość bielskich ścieżek wykorzystywana była już na poprzednich imprezach jednak mimo wszystko pierwszy OS był zupełnie nowy. To miłe.
OS nr 1 – Trzykilometrowy trail biegnący czarnym szlakiem przez Skałę Czarownic trudny nie był. Miał jednak dwa dość wymagające elementy. Pierwszy z nich to oczywiście ścianka. Enduro bez ścianki to nie enduro :) Ten element czysto pokonało może pięć osób, reszta zawodników miała okazję stać się bohaterem kompilacji „Najefektowniejsza gleba”. Druga wisienka czekała zaś na końcu. Mocno przystromiony przejazd przez rzeczkę też był miejscem scen czasem komicznych, czasem dość bolesnych. Sama byłam bohaterką jednej z nich.
OS nr 2 to znana Trasa Wilkowicka – 2,5 km, 400 metrów deniwelacji, średni spadek -16% – jest tam co jechać, jest też i ścianka :) Może mniej wymagająca ale jednak. Dla mnie to miejsce, gdzie przekonałam się, że jednak jakieś postępy w skillu są. W tamtym roku do ścianki nawet nie podeszłam. Teraz, zrobiona bez zająknięcia. Cały odcinek pokonany trzy minuty szybciej :)
OS nr 3 biegł z Łysej Góry – to trasa znana już z poprzednich zawodów, tym razem trochę wydłużona o trawers i kilka stromych przejazdów przez wąwóz. Ten OS jechało mi się bardzo dobrze, niestety na jednym z przejazdów poczułam silne przyciąganie do znajdującego się po lewej drzewa. Moim żebrom nie był w smak ten nagły przypływ miłości do zieleni.
OS nr 4 to trasa DH+ Enduro Trails. Jedyna ścieżka, na której było więcej kamieni i rąbanki, kilka hopek i końcowe rowy z błotem. Fajna, ale przeze mnie pokonana zdecydowanie zbyt zachowawczo.
Dojazdówki – dwa asfaltowe podjazdy na Magurkę były nie lada wyzwaniem. Niestety tu błąd organizatora, bo limit pierwszego wjazdu był trochę wyśrubowany i czas na odpoczynek u góry, gdyby nie trochę spóźniony pan od pomiaru czasu, byłby dość krótki, a właściwie żaden. Łysa Góra zaatakowana od innej niż zazwyczaj strony okazała się znośna, a końcowy wypych na Kozią zrobiłam już z rozpędu.
Klimat
To chyba główny cel dla którego na Enduro Trails oprócz zawodników przyjeżdżają rodziny, znajomi i osoby nie planujące startu chcące tylko „pochillować”. Obojętnie gdzie się nie obejrzeć wszędzie uśmiechnięte i zadowolone buzie.
Zawody są oczywiście sposobem na sprawdzenie siebie, ale chyba jednak bardziej pratekstem do spotkania z innymi podobnymi do siebie wariatami. Objazd trasy dzień, czy dwa dni przed zawodami to świetna okazja do zawarcia nowych znajomości, nauki i podpatrywania tych lepszych. A po jeżdżeniu oczywiście regeneracja przy dobrym burgerze i piwku. Przepis na dobra majówkę pierwsza klasa.
Organizacja
Bielska ekipa potwierdza, że wyjątkowo dobrze zna się na wyznaczaniu wymagających i jednocześnie dających fun tras. Świetny klimat, uśmiech i pozytywne nastawienie ekipy organizatorów sprawia, że w Bielsku każdy czuje się jak u siebie.
Dobrze przeprowadzony pomiar czasu i starty co 30 sekund w przypadku kobiet zdały egzamin. Dużym plusem jest też teren, na którym przeprowadzane są zawody i ulokowane miasteczko startowe. Jest co zjeść, czego się napić. Bikerowi dużo więcej do szczęścia nie potrzeba.
Niestety w beczce miodu zawsze musi znaleźć się łyżka dziegciu.
W tym roku zdecydowanym minusem była wysoka cena startowego i w porównaniu do niej niska jakość nagród.
Ociąganie się organizatorów z podaniem tras i robienie tego na raty również było sporym zgrzytem. Z jednej strony zawody organizowane są w długi weekend, by startujący mogli objeździć odcinki specjalne wcześniej, z drugiej strony zawodnicy nie otrzymują o nich informacji.
Kontrowersyjny okazał sie start w zawodach osoby, która miała wpływ na wyznaczanie tras, spotkało się to z niejednym negatywnym komentarzem wśród publiczności, podobny niesmak wywołało też zdobycie pierwszego miejsca przez drużynę mocno powiązaną z organizatorem.
W tego typu przypadkach wystarczyło aby osoby te były nieklasyfikowane.
No cóż, ponoć nie można być idealnym. Szkoda jednak tego wszystkiego, bo impreza Enduro Trails to wydarzenie, które wpisało się już na stałe w kalendarz endoro-zawodników i enduro-kibiców, a takie błędy powoli ale konsekwentnie drążą skałę.
Niemniej jednak zawody Enduro Trails mam oczywiście wpisane w kalendarz do czego i Was zachęcam. Nie ma co się łamać czy bać, tylko wyczekiwać otwarcia list startowych na październik. Piszę to przede wszystkim do Was, Dziewczyn, żeby z edycji na edycję było nas więcej. I żeby siła kobiet była coraz większa w enduro :)