Jeseniky w wersji bikepackingowej to rzecz, którą chciałam zrobić już dawno. Wreszcie się udało. Dobre towarzystwo, super trasa, tylko czasu trochę mało, bo do dyspozycji mieliśmy dość krótki weekend. Optymalne, by pokręcić się po okolicy, byłyby cztery dni. Można by wtedy intensywniej zwiedzić wszystkie doliny i wspiąć się na większą ilość szczytów, wypić więcej kofoli i zjeść więcej knedlików. Nie ma jednak co marudzić. Jak zobaczycie sami, ten wyjazd był GE-NIAL-NY. Zdecydowanie polecam zaciągnąć GPXa i przejechać się wokół monumentalnego Pradziada.
Jeseniky na rowerze
Jeśli w miarę regularnie śledzicie bloga, to wiecie, że w Jesenikach jestem zakochana. Uwielbiam ten rejon za krajobraz, widoki, przyjemne asfaltowo-gravelowe drogi, za sekcje enduro na Pradziadzie i Koutach, za luz na szlakach, kofolę dostępną w barach i Picao w spożywczakach.
Na dodatek z Katowic, gdzie mieszkam, w Jeseniki mam całkiem blisko.
Jeseniky rowerowo są BARDZO. Czy to gravel, czy szosa, czy mtb, czy enduro.
Jeseniky są drugim co do wysokości pasmem górskim w Sudetach i Czechach, a jednocześnie najwyższą i najrozleglejszą grupą górską w Sudetach Wschodnich i na Morawach. Co je charakteryzuje to już wysokogórski krajobraz z odkrytymi wierzchołkami w przypadku najwyższych szczytów. Prawie cały masyw Jeseników pokrywają gęste bory świerkowe z domieszką buku i jodły. Region jest bogatą bazą turystyczną z licznymi schroniskami oraz bazą noclegową, w postaci hoteli, pensjonatów, ośrodków narciarskich z siecią tras narciarskich (biegowych i zjazdowych) oraz licznych szlaków turystycznych i rowerowych. Wybierając się w te rejony trzeba wiedzieć, że nie wybieramy się w dzicz ani odludzia. Z punktu widzenia bikepackersa bardzo ułatwia to organizację noclegu, jedzenia i picia.
W Jeseníky można jechać stacjonarnie, bikepackingowo, na jeden dzień i na tydzień. To rejon, któremu warto poświęcić więcej czasu. My z racji jego bliskiego położenia bywamy tam dość często, więc zazwyczaj są to wyjazdy weekendowe. Ale na spokojnie można tam zaplanować tygodniowy, a nawet dwutygodniowy urlop.
Nasz wcześniejsze wizyty w tych rejonach:
RYCHLEBSKIE HORY – SZUTROWE DROGI, KAMIENIOŁOMY I UZDRAWIAJĄCE ŹRÓDŁA PRIESSNITZA
JESENIKI NA GRAVELU – SERAK BEZ SERAKA
NOC KUPAŁY NA PRADZIADZIE – WSCHÓD SŁOŃCA, KTÓREGO NIE BYŁO
Jeseniky – Tour de Pradziad – trasa
Vlog – Jeseniky – czeskie bikepackingi
Wszystko zaczęło się w piątek po pracy. Szybkie pakowanie, dwie godziny w samochodzie i meldujemy się pod Urzędem Miasta w Złatych Horach. Ogarniamy rowery, pakujemy żarełko i picie i w promieniach zachodzącego słońca, gdzie pod budynkiem dworca w Zlatych Horach zaczyna się przygoda.
Fotorelacja
Piątkowa trasa to zaledwie kilkukilometrowa dojazdówka do miejsca noclegowego. Wiata, którą znaleźliśmy na mapy.cz okazuje się standardem premium – dostęp do wody, drewno, miejsce na grilla, wszystko zadbane i niezdewastowane. Jeśli zdecydujecie się na powtórzenie naszej trasy, pamiętajcie aby zostawić miejsce, tak jak je zastaliście, by inni też mogli z tego korzystać. Ufam i mocno wierzę w to, że nie ma tu czytelników postępujących inaczej.
Wieczór… był niebanalny i wyjątkowy, dlatego ten fragment wyjazdu zostawiamy sobie i naszym wspomnieniom.
Sobota zaś zaczyna się niespiesznie o 7:00 rano. Zebranie się zajmuje nam jakieś dwie godziny. Dołączają do nas pozostali członkowie ekipy, którzy w piątek mieli jeszcze inne domowe obowiązki. Powoli wspinamy się na pierwsze wzniesienie i od razu zaczynają się widoki. A że ekipę mamy mocno „fotograficzną” to i kolejne kilometry przerywane są licznymi postojami. Ale nikomu to nie przeszkadza, to ważne że nie ma z nami żadnych napinaczy łydki ;)
Ten dzień to blisko 3 tysiące metrów podjazdów, 3 tysiące zrobionych zdjęć, 3 tysiące zjedzonych kalorii, 3 tysiące uśmiechów, achów i ochów.
Rachunek się zgadza, gdy w promieniach zachodzącego słońca meldujemy się w chatce, gdzie planowaliśmy nocleg.
Drugi dzień jest nieco krótszy, bo Łukasz spieszy się na nocną zmianę do pracy.
Zaczynamy podobnie – owsianki, kawy i smarowanie łańcucha.
O 9:00 startujemy i zjeżdżamy do Koutów, gdzie zjadamy drugie śniadanie i jedziemy w kierunku Seraka a potem miasta Jesenik.
Jest trochę mniej podjazdowo, ale i tak kolejne metry z obciążonym rowerem wchodzą w nogi. Jedziemy wolniej i robimy trochę mniej zdjęć, bardziej skupiając się na odczuciach i kontemplacji.
Mały przystanek w Rejviz i potem już asfaltem zamiast szutrów do Złotych Hor.
Dzień krótki, ale intensywny
Na tym zdjęciu zrobionym przez Michała z ETNH.CC wyglądamy niczym z jakiejś ekstremalnej wyprawy.
Świetnie pokazuje to, że wystarczy wyjść z domu, a przygoda czai się tuż za rogiem.