Przed wyjazdem w nowe miejsce zazwyczaj sporo czasu zajmuje rozpoznanie terenu i ogarnięcie całej logistyki. W związku z tym iż tym razem nic nie załatwialiśmy sami (wszystko wziął na siebie Arek Bike Camp), napisałam dla Ciebie kilka zdań o tym, co trzeba wiedzieć wybierając się do San Remo.
San Remo nie jest dla piździpączków.
Gdy podczas rozmów ze znajomymi wspominaliśmy im, że w tym roku na zimowy obóz wybieramy się do Sam Remo, 90% z nich robiło wielkie oczy i coś tam przebąkiwało, że trasy tam należą do dość trudnych. Napędzili nam tym sporego pietra, ale z wiarą w zapewnienia Arka mieliśmy nadzieje, że mimo wszystko nie spędzimy wyjazdu na ciągłym sprowadzaniu.
Po pierwszym rekonesansie dotarło do nas, co w ustach znajomych oznaczało pojęcie „trudności”. Faktycznie, miejsce to nie jest dobre dla początkujących riderów, a charakter tras wymaga posiadania całkiem sporych umiejętności.
Uwierz na słowo, by tutaj przyjechać trzeba być bardzo świadomym bikerem.
Drugie co ci pomoże to odpowiedni rower.
- Jeśli masz zjazdówkę to w pełni wykorzystasz potencjał tras i na pewno będziesz czuł się bezpiecznie.
- Jeśli masz rower enduro o skoku 160/150 i nie jesteś Sławkiem Łukasikiem to jazda w San Remo będzie dla ciebie bardzo rozwijająca. Przełamywaniem barier i idealny trening przed sezonem startowym (o ile startujesz w zawodach). Po wizycie na „Boreliozie” każdy szlak w Polsce zrobisz z palcem … na gripie, a nie klamce hamulca.
- Jeśli masz rower typu all mountain i z mniejszym skokiem, nie daj boże sztywny to zdecydowanie po tygodniu jazdy w San Remo będzie należał ci się słuszny szacunek. Długość skoku i kąty mają znaczenie i mocno zmieniają odczucia z jazdy po tutejszych trasach.
Jeździmy tylko w dół.
Mimo iż nasz pobyt w tych rejonach trwał tylko 10 dni to wystarczyło, by zupełnie nieobiektywnie stwierdzić, że nie jest to miejsce na całodzienne wycieczki enduro. Owszem, można. Bo kto komu zabroni wdrapywania się przez kilka godzin na górę po to, by potem nie mieć sił na wymagający zjazd. Jednak zdecydowanie przyjemniejsza i efektywniejsza jest możliwość jazdy tylko w dół. Te szlaki miażdżą i wysoko stawiają poprzeczkę. Nawet małe zmęczenie spowodować może błąd którego twarde skały nie wybaczą (ja w ciągu siedmiu dni jeżdżenia popełniłam jeden i żebra dalej nie pozwalają na trenowanie zdobytych podczas wyjazdu umiejętności na rodzimych szlakach).
Podsumowując – we Włoszech jest wiele wartych zobaczenia miejsc, gdzie można jeździć zarówno w dół jak i w górę. San Remo niekoniecznie musi być jednym z nich.
Grunt to wiedzieć, gdzie jeździć.
Do wyboru są trzy opcje.
- Możesz spakować rower do samochodu, przyjechać na miejsce i i oddać się samodzielnej, nieograniczonej eksploracji terenu.
- Trochę łatwiej będzie jednak gdy zajrzysz na kilka internetowych stron (Ja polecam tą) i zdasz się na porady i wskazówki miejscowych.
- Trzecie, najłatwiejsze rozwiązanie polega znów na skorzystaniu z firm oferujących obozy ale o tym już pisałam, więc sobie poszukajcie.
Support
W San Remo dobrze mieć support. To naturalne następstwo punktu pierwszego.
Na początek każdej trasy trzeba dostać się autem.
Jak to zrobić?
- Możesz zafundować swojej dziewczynie/swojemu chłopakowi niezapomniany tydzień we Włoszech polegający na wywożeniu cię samochodem w górę po przyjemnych górskich, asfaltowych serpentynach. Czy po takim tygodniu związek przetrwa? Hmmm.
- Możesz z ekipą znajomych zorganizować busa z przyczepką, lub dobry bagażnik na samochód osobowy i wymieniać się za kółkiem co któryś zjazd. Biorąc pod uwagę zmęczenie jakie łapie się na tutejszych wertepach to pomysł dłuższego odpoczynku co jakiś czas nie jest zły.
- Możesz też skorzystać z firm organizujących takie wyjazdy i w swojej ofercie mających wywóz na górę. Totalbikes i ABC to chyba potentaci na rynku :)
- Można też zaryzykować skorzystanie z oferty miejscowych sklepów rowerowych, które organizują wywoź do góry. Tej opcji nie ogarniałam, więc jak ktoś z Was ma doświadczenia to chętnie dowiem się, jak to faktycznie funkcjonuje.
W San Remo musisz mieć sprzęt godny zaufania.
Jednym słowem:
– dobre opony – waga nie ma tutaj znaczenia. Lub inaczej – wbrew pozorom – im ciężej, tym lepiej. Szmaciane opony nie dadzą rady. Szorstkie kamienie ścierają bieżnik bardzo szybko, a ich ostre krawędzie potrafią w jednym momencie zepsuć całą frajdę z jazdy. Mój żelazny zestaw – Magic Mary i Hans Dampf z pomocą Trezado dał radę, pamiętajcie jednak, że ja kobita jestem i jeżdżę raczej mało agresywnie :)
– zapasowy komplet dobrych opon, jak wyżej,
– dętki, mleko
– dobry zapas klocków hamulcowych
– zapasowa korba – chodzą słuchy, że na tych trasach urywa się to i owo :)
Mam nadzieję, że te kilka rad okaże się pomocne w podjęciu decyzji, czy San Remo to odpowiednie miejsce dla Ciebie.
Jeśli mój wpis zachęcił cię do odwiedzenia San Remo, na pewno dobrym uzupełnieniem będą pozostałe notki z tej kategorii:
Dolceacqua enduro
Włoskie klimaty
Autorem wszystkich zdjęć jest Ewa Kania