Przeznaczenia nie da się oszukać. Z odwagą w oczach, ale trwogą w sercu wreszcie zaryzykowałam.
Cztery dni z chłopakami z Fed By Wild. W dziczy, w zimnie, śniegu i błocie. Szukając niedźwiedzi zwiastujących rychłe nadejście wiosny.
Mój pierwszy pełnoprawny bikepacking.
Jak się okazało, wcale nie było zimno, głodno i do domu daleko, jak można by się spodziewać.
Day 1
Skąd/dokąd?: Wałbrzych – Czarny Bór
Jak daleko?: 32 km
Jak wysoko?: 798 up
Jak fajnie?: grubo
Intercity – w drodze do złotego pociągu. Pierwsze nieśmiałe uśmiechy…
Trzy dni z dwoma takimi co prawie ukradli księżyc. A może by tak zwiać chłopakom?
Bikepacker głodny, bikepacker zły. Jedzenie podobno łagodzi stresy. Wbijamy więc do baru mlecznego u pani Halinki.
Mój pierożku.
Jedzenie jest mega dobre. Omnomnom.
Omnomnom.
Z pełnymi brzuchami nie ujeżdżamy daleko. Totenburg – ostatnia świątynia Hitlera. Warto poczytać w internetach o tym.
Miejscowe chłopaki oprowadzają nas po zakamarkach.
Trochę straszno.
Oprócz zwiedzania trochę na rowerach pojeździliśmy.
Chłopki idą na całość. Ja postanawiam zostać na czatach.
Hoop
Dziwnie szybko mija nam ten dzień. Miejsca na obóz najlepiej zacząć szukać co najmniej godzinę przed zachodem słonca.Nie wychodzi nam to za dobrze.
Po ciemku ogarniam sznurki i rurki namiotu, a tu iskierka za iskierką…
Piątek, mój bohaterze!!! Mamy ognicho. A Klimek? Oczywiście zajęty robieniem zdjęć.
Day 2
Skąd/dokąd?: Czarny Bór – Kamienna Góra – Kolorowe Jeziorka
Jak daleko?: 24 km
Jak wysoko?: 550 up
Jak fajnie?: nieco industrialnie i z zachodem słońca
Poranek okazuje się całkiem przyjemny. Mamba kucharka, wody nie przypaliła.
Ziołowe dodatki.
Śniadanie z torebki smakuje wybornie.
LYO.
Faty też nieco podjadły.
Szybko przychodzi kolejna przygoda.
Jechać się nie da, ale za to, jakie foty lecą :)
Piękny to był dzień. Po co silić się na słowa, gdy foty oddają wszystko.
Miejsce noclegowe trafiło się nam równie urokliwe.
Day 3
Skąd/dokąd?: Wieściszowice – Janowice wielki – Dąbrowica
Jak daleko?: 30 km
Jak wysoko?: 900 up
Jak fajnie?: z browarem w tle
Czy to można nazwać ciężkim porankiem? Chyba nie.
Coraz więcej wiosny, a niedźwiedzi dalej brak.
Znajdujemy za to odrobinę luksusu w środku pola.
Jest za co wznosić toast.
Im też należy się odpoczynek.
Jest super, jest super, więc o co ci chodzi?
Opracowywanie dalszej trasy.
Co się działo później, słabo pamietam. To chyba znak, że było dobrze.
Day 4
Skąd/dokąd?: Dąbrowica – Dolina Bobru – Jelenia Góra
Jak daleko?: 40 km
Jak wysoko?: 598 up
Jak fajnie?: zakolami Bobru na pizzę
Znów bieda, znów wszystko się sypie. Dolny Śląsk to inny stan świadomości.
Było zamkowo, jest zagrodowo.
Muuuuućki było słychać.
Poszedłem tą drogą mniej uczęszczaną.
O czym nie powiedzą ci bikepakerzy?
Kolejny nudny punkt widokowy.
Dolina Bobru bardzo nam się spodobała, niestety duchy rzeczywistości dały o sobie znać. Czasu na pociąg było coraz mniej i mniej. Na styk dotarliśmy do Jeleniej Góry. Byliśmy jednak tak głodni, że priorytetem była pizza, nie powrót do domu :)
I love PIZZA w Jeleniej Górze. Brawo wy za dobre jedzenie i nastawienie.
Czary-mary, hokus-pokus. Chłopaki czarujo, żeby picka szybko się zrobiła.
No i się zrobiła. A potrzeba matką wynalazku. więc dowieźli my ją całą do pociągu.
Za przygodę.
hrrrrrrrr…..hrrrrrrrr do następnego
Pikantniejszej relacji szukajcie już wkrótce na FED BY WILD :)