Gdy wiosną tego roku w Polsce pojawiła się marka Whyte, na rowerowym rynku wreszcie powiało świeżością.
Wszyscy lubią nowości, a Polacy nad wyraz lubią zagraniczne nowości. Jeśli dodatkowo coś jest „designed in jUKej” to pozamiatane. Do tego doszedł medialny wyjazd na wyspy, z którego „jak z wyjazdów do Niemiec w czasach PRL, każdy wrócił z termosem rowerem”. Marka z rogaczem w tle została zauważona.
Czy w związku z całkiem sporym szumem medialnym wokół tych rowerów, jest jeszcze ktoś w środowisku enduro, kto nie kojarzy Whyte?
O dziwo tak.
Rower, zabrany na bielski poligon testowy Enduro Trails, faktycznie wywołał spore zainteresowanie. Jednak dość zaskakujące było, gdy spotkany tego dnia Drwal z STB, widząc mnie na innym niż Tolek Jr rowerze, zapytał zupełnie szczerze – „A co to za marka???”
Co ciekawe, Marcin, organoleptycznie oceniając rower, stwierdził, że wygląda bardzo przyzwoicie, ma całkiem agresywną geometrię i „chyba musi dobrze jeździć”.
Whyte T130 RS
Weekend spędzony z Whyte T130 przypomniał mi o moim byłym.
CZARNY był rowerem, zupełnie nieświadomie, składanym przeze mnie zgodnie z taką samą filozofią i przeznaczeniem. 140/130 mm skoku, szerokie opony i równie szeroka kierownica. Ten związek wspominam bardzo pozytywnie.
Bo gdy rasowy 160-milimetrowy endurak to za dużo, a sztywny HT do XC za mało, pojawia się modne ostatnio pojęcie TRAIL, czyli rower stworzony do dawania przyjemności. Maszyna, która nie wyciśnie z ciebie ostatnich soków na podjeździe, a na zjazdach wywoła uśmiech zadowolenia.
By zdefiniować tego typu rowery wystarczy magiczne słowo FLOW
Whyte T130 RS test
Whyte T130, otrzymany przeze mnie do testów to model na 2017 rok. Na 1ENDURO możecie dokładnie przeczytać o szczegółach technicznych jego młodszego brata z roku 2016.
Porównując specyfikację obydwu maszyn widać, że inżynierowie Whyte-a biorą sobie do serca informacje zwrotne klientów i nie stoją w miejscu.
Whyte T130 2017 ma nowe hamulce, które wreszcie działają.
Tym razem za bujanie, lub raczej jego brak odpowiada zestaw FOX w wersji budżetowej.
Zgodnie z najnowszymi trendami obręcze zyskały na szerokości kilka dodatkowych milimetrów (29), dzięki czemu agresywniejsze opony układają się lepiej. Oj jak ja lubię duże balony :)
Wrażenia z jazdy
Na początku jak zwykle jest podjazd. Nie będę produkować tutaj żadnych elaboratów, bo rower najzwyczajniej w świecie robi to, co do niego należy, po prostu jedzie do góry. Nie trzeba z nim walczyć, dociskać przedniego koła, martwić się o bujanie. Pełen komfort. Rozmiar S przy wzroście 162 cm zgodnie z sugestiami producenta od razu mi „siada”. Co ciekawe, promowana przez konstruktorów, wspominana na każdym kroku w opisach geometria progresywna nie była przeze mnie w żaden sposób odczuwana.
Na pierwszy zjazdowy strzał poszedł Twister.
Kto był w bielskim kompleksie, ten wie, że na tą ścieżkę rowery 160 mm skoku to mocny przerost formy nad treścią. 130 mm Whyte-a okazało się zdecydowanie bardziej przyjazne.
Rzeczą, którą najbardziej odczułam na tym fragmencie, była wyjątkowa skrętność roweru. Sekcje zakrętów lewo-prawo pokonywałam zdecydowanie dynamiczniej niż zazwyczaj. Rower sam prowokował mocne pochylanie go na wirażach.
Na drugi strzał poszły konkrety. DH+ to nie jest trasa dla piździpączków.
Czy na rowerze 130 mm jest sens tam zaglądać?
Na Whyte T130 jak najbardziej.
Pamiętając pierwszy zjazd tym szlakiem na moich pierwszych zawodach, kiedy jeszcze jeździłam na CZARNYM (Giant Trance 26 cali 140/130 mm), spodziewałam się większych wygibasów. Jednak na własnej skórze odczułam, że jednak zmiany konstrukcyjne w rowerach mają sens. Wypłaszczone kąty, koło 27,5 cala, szerokie obręcze, grube opony, krótki mostek, szeroka kierownica przy tym samym skoku robią swoje. To wszystko sprawia, że świat jest piękniejszy :)
Jadąc DH+ czekałam z niecierpliwością na walenie korbami o kamienie (wspominał o tym u siebie Michał). Rowery Whyte są bowiem faktycznie nisko zawieszone. Niestety niczego takiego się nie doczekałam. Wydało mi się to dziwne, bo jeżdżąc na Tolku nie ma wyjazdu bez tego typu wpadek.
Ostatnim testowym odcinkiem dla Whyte T130 był wijący się niczym wąż między drzewami i wąwozami stoków Koziej Góry stary/nowy OS nr 1.
Ten szlak faktycznie wymagał trochę większej pracy ciałem, ale 130 mm Whyte-a w dalszym ciągu wystarczyło na czerpanie frajdy z jazdy tym singlem.
Podsumowanie
Marketing marketingiem, testy testami, w realnej jeździe rower Whyte T130 RS okazuje się naprawdę przemyślanym i spójnie złożonym rowerem.
Nie dziwi mnie fakt, że tego typu maszyny znajdują coraz większą grupę zwolenników.
Kategoria light-enduro, tak bym to określiła.
Niestety pełnię szczęścia i wizję idealnego roweru zaburzają dwa zasadnicze fakty – wysoka, jak na tego typu rower waga i… cena – zdecydowanie mało przystępna, jak na polskie warunki.
PLUSY
– wysoka odporność na warunki pogodowe (uszczelnione łożyska i wszystkie dziurki w ramie, wewnętrzne prowadzenie przewodów, możliwość montażu Crud Catchera – błotnik pod dolną rurą)
– przemyślana konfiguracja osprzętu (szerokie obręcze, sztyca myk-myk, szeroka kierownica, krótki mostek)
– dobry look, dbałość o detale
MINUSY
– wysoka waga
– wysoka cena
Rower z floty testowej otrzymałam od dystrybutora Whyte Polska.
Jeśli masz ochotę, też możesz go wypróbować, przedstawiciele marki byli w tym roku na Zlocie Rowerowego Podhala oraz organizowali oficjalne testy w Srebrnej Górze.