Noga rozkręcona, pogoda idealna to można zacząć atakować wyższe górki.
Codziennie rano z tarasu, na którym ładujemy węgle przed każdą wycieczką, widzimy szczyt z intrygującą fortyfikacją na samym jego czubku.
To nasz cel na dzisiejszy dzień.
Co prawda zdobywanie 1500 metrów przewyższenia głównie asfaltem i szutrem nie zachęca, ale nadzieję daje odcinek po skałach z dość sporą ekspozycją, jaki zaliczać będziemy podczas zjazdu.

Zaczynamy wspinaczkę, i od razu Aga zadowolona. Dziś wreszcie widoki będą na jezioro :)

Serpentyny, serpentyny, serpentyny. Droga idealna na szosę.

W połowie drogi płaskowyż z pierwszymi budynkami obronnymi, jak się zdaje.

Pierwszy tysiączek przewyższenia asfalt. Potem 500 metrów w górę szuterkiem.

Udaje się jechać niemal do samego końca.

Na szczycie rumaki są już jednak zmęczone, a my technicznie nie ogarniamy już terenu :)

Hyc, hyc do góry.

I można zresetować się na chwilę.

Bułka z serem i rodzynkami – odkrycie wyjazdu. I można próbować zjazdu w dół.
Wybieramy szlaki pisze i te które wydają się być choć troszkę trudniejsze, co sprawia , że na zdjęcia nie ma jak zwykle czasu.

W przerwie oczywiście kawa i ciasteczko.

I meldujemy gotowość do dalszej jazdy.

Zaczynamy świetny trawersujący szlak pieszy.

Są co prawda fragmenty raczej nieprzejezdne…

… ale dla pozostałych fragmentów warto się troszkę pomęczyć.
http://youtu.be/Ob8aY614LYY
Po przyjeździe do domu, pyszne włoskie jedzenie.


Więc ekipa ma uśmiech od ucha do ucha :)