Dziś minął dokładnie siódmy tydzień od operacji. Jak wiadomo, każda okazja jest dobra do świętowania, postanowiłam więc to jakoś uczcić i korzystając z wczorajszej pięknej pogody udałam się na spacerek.
Na nogę przywdziałam mego stalowego rycerza i podreptałam po mej nowej-starej ulicy.
Donjoy okazał się bardzo sympatycznym kompanem. Troszkę upośledza pracę mięśni i ogranicza prawidłowy wyprost, jednak w kontaktach międzyludzkich okazuje się nieoceniony. Niczym prywatny ochroniarz dba o me bezpieczeństwo, przy okazji wywołując niemałą sensację wśród przechodni.
Zatrzymując się w tym spacerze na chwilę chyba warto troszkę dokładniej przyjrzeć się tematowi ortez. Jest to bowiem chyba jeden z podstawowych sprzętów zalecanych w sytuacjach wszelakich przygód z aclem.
Podstawowe pytanie to nosić czy nie nosić. I moja rada jest tu dość przewrotna – jeśli można, to nie nosić i nie tykać. Gdy opinia na rezonansie lub z ust lekarza zabrzmi zerwanie więzadeł krzyżowych i gdy na reko przyjdzie ci czekać, broń boże nie pakuj się w stabilizator lub co gorsza jakieś pseudo opaski na kolano. Orteza to zło. Twoim celem przed operacją będzie maksymalne wzmocnienie mięśni i ustabilizowanie nimi kolana. Orteza zrobi to za ciebie a z mięśni robią się flaczki. A gdy z mięśni zrobią się flaki, to rehabilitacja po zabiegu będzie dłuższa i trudniejsza.
Nienoszenie stabilizatora wcale jednak nie oznacza nie zakupienie go.
Stabilizator kolana – porady i opinie
Moja rada nr 1 – na wizycie określającej termin zabiegu poproś lekarza o wniosek/receptę na refundowany stabilizator. Z tym papierkiem udajesz się do oddziału nfz gdzie ci potwierdzają prawo do refundacji i z kolejnym papierkiem idziesz do sklepu.
Rada nr 2 – nie kupuj stabilizatora w pierwszym sklepie do którego wszedłeś. Ja za pierwszym razem miałam to szczęście, że dostałam namiary na bardzo fajny sklep, gdzie dobrze przygotowana kobieta pomierzyła mnie, zasugerowała modele, a potem miałam możliwość porównania kilku egzemplarzy. Obecnie refundują chyba do 800 zł, więc można trochę zaszaleć. Ja polecam stabilizatory Donjoy i OttoBock.
Rada nr 3 – gdy już go kupisz włóż stabilizator do szafy i o nim zapomnij. Wyciągnij 10-14 dni po zabiegu. Na pierwsze dni lepsza jest tak zwana łuska adama (inni nazywają to tutorem), która też ma szyny ale jest miękka i przyjemniejsza dla zmasakrowanego kolana. Przy pierwszej rekonstrukcji przy kupnie stabilizatora we wspomnianym sklepie taki tutor darmowo mi pożyczyli na dwa tygodnie. Był to miły bonus.
Rada nr 4 – noś stabilizator tylko wtedy kiedy to konieczne. Gdy jesteś w domu, w łóżku i w bezpiecznych miejscach stabilizator niech dalej leży w szafie. Zakładaj go tylko wtedy gdy wychodzisz na zewnątrz i gdy wokół ciebie są osoby, które nie wiedzą, że trzeba na ciebie uważać. A w nocy? – ja w pierwszych dwóch tygodniach nosiłam tutor, potem kilka dni stabilizator, ale potem odpuściłam. Po operacji miałam tak uważny sen, że budziłam się przy każdej zmianie pozycji, nie wykonywałam niekontrolowanych ruchów, nie miałam złych snów. Tą decyzję, jeśli nie dostałeś żadnych wskazań lekarza, musisz podjąć sam. Znasz swój organizm i wiesz, jak się zachowuje.
Rada nr 5 – po operacji noś stabilizator jak najkrócej. Chodzą słuchy, że orteza nie zabezpiecza przed ponownym skręceniem. Jestem tego samego zdania. Stabilizator daje nam bezpieczeństwo psychiczne, mając go na nodze pamiętamy i uważamy na nasze nowe kolano. Znane są jednak przypadki gdy on zawiódł i było kuku. Im szybciej przestaniemy w nim chodzić tym lepiej. Oczywiście najlepiej jest to skonsultować z lekarzem lub prowadzącym fizjoterapeutom. Ja w 7mym tygodniu niestety jeszcze go noszę, na razie noga jeszcze za słaba, mięsień bardzo powoli wraca a i jak ludzie widzą cię ze sztuczna nogą to uważają na ciebie, mając przy okazji na co się lampić :)
Generalnie z ortezą jest jak z chuchaniem na zimne. Po operacji, gdy była dobrze zrobiona i jesteś świadom jej wagi, nie powinno się nic stać. Wypadki jednak chodzą po ludziach i lepiej jest się ubezpieczyć.
A co do spaceru – średnia prędkość nie powala, jednak przyjemność z samodzielnego przekuśtykania tych niecałych dwóch kilometrów i zrobienia mini zaklupów bezcenna.
Ostatnio napisałam tez poradnik o tym – Jak wybrać stabilizator po rekonstrukcji ACL.