Przed wyjazdem do Maroko w moim blogerskim notatniku zrobiłam sobie listę artykułów, które chciałam po powrocie umieścić na blogu. Głównym punktem tej listy był saharyjski bikeporn mojego nowego roweru na ten sezon – Liv Hail Advanced.
Sami sobie wyobraźcie, zółto-pomarańczowy piasek kontrastujący z błękitnym niebem, spokój i delikatne fale wydm na drugim planie, na pierwszym zaś detale odcięte od tła, żyleta.
Niestety w planach nie uwzględniłam tego, że po kilku dniach jazdy po górach atlas, 60 kilometrach po pustyni i rowerowym surfingu po wydmach rower raczej nie będzie wyglądał zbyt bikepornowo.
Na szczęście, zadziałała tu chyba moja podświadomość, bo w dniu przylotu do Marakeszu, po wyciągnięciu Liva z walizki, postanowiłam zrobić mu kilka ogólnych zdjęć. Znalezienie miejsca na naszym mini dacho-tarasie nie było łatwe, ale ostatecznie wyszło z tego kilka ciekawych obrazków.
W tym roku wozić będę się najwyższym karbonowym modelem roweru Liv Hail Advanced.
170 mm skoku z przodu, 160 z tyłu, geometria zmodyfikowana specjalnie pod kobiece potrzeby i oczekiwania, koła 27,5 cala, i ten kolor – czerń z brokatowymi odbłyskami.
To, że Hail jest świetnym rowerem, wiem od dawna. Ten sezon będzie już trzecim, kiedy jeżdżę na tym modelu. Bardzo cieszę się, że tym razem producenci zdecydowali się na wersję karbonową.
Materiał ramy ma bezpośrednie przełożenie na wagę roweru, a ta dla kobiet ma szczególne znaczenie.
Te tarasowe foty robione były głównie z myślą o instagramowych wrzutkach, więc ciężko tu z ładem i składem coś napisać. Dokładną, katalogową specyfikację znajdziecie zresztą już w tym wpisie – https://mambaonbike.pl/liv-hail-advanced-2019/
Tutaj skupię się na moich modyfikacjach, które niestety jeszcze nie są wszystkie skończone.
Rower przed wyjazdem pomagał mi ogarnąć na szybko Maciej – Bike Doctor Serwis. To on zawsze pamięta o wszystki, o czym ja zapominam.
Karbonowe koła to dla mnie nowość. Koniecznie bez dętek i zalane mlekiem.
Jak chwyty, to tylko Esi Grip.
Owalna zębatka Banless to pierwsze co zazwyczaj wrzucam do nowych rowerów. Przy 50 zębach na blacie z tyłu, z przodu ląduje 30t. Tylko proszę się nie śmiać, łydy mimo wszelkich starań ciągle brak.
Pedały Sixpack to miłość od pierwszego wejrzenia (kolor sztos) i powrót do systemu SPD. Wcześniejsze HT były świetne, ale jednak wygodniej mieć wszystkie rowery w tym samym systemie.
Za amortyzację w tym sezonie odpowiada DVO. Jestem bardzo ciekawa jak to będzie działać.
I to byłoby na tyle ładnych, wychuchanych, wydmuchanych rowerów.
Teraz zaczyna się życie.
A życie na pustyni i w wysokich górach łatwe nie jest. Ani dla ludzi ani dla rowerów. Natura odciska na wszystkim swoje piętno.
Górska glina, pył oraz saharyjski piasek nie były litościwe, atakowały sprzęt w każdej strony, wykorzystując każdą szparę i szczelinę.
Zamiast landrynkowego biekporna wyszła cała prawda o jeździe na rowerze :)
Tak na przykład wyglądał napęd. Bardzo dobrym pomysłem okazało się zupełne nieużywanie oleju do łańcucha. Przynajmniej nic się do niego nie przyklejało. Nooo, prawie nic.
Na jednej tarczy zaczęłam jeździć kilka lat temu z lenistwa. Nie cierpiałam czyścić napędu i jego zakamarków. Na pustyni tylko utwierdziłam się w przekonaniu o bezzasadności posiadania dwóch blatów na przodzie.
Co innego z tyłu :) ale tu jakoś łatwiej się wszystko czyści.
Nie chcecie wiedzieć ile czasu zajęło mi czyszczenie łańcucha po powrocie.
O wszystkich zakamarkach przerzutki nie wspomnę. Najlepiej byłoby wszystko rozkręcić, bo ta glina zupełnie nie chciała schodzić.
Pedały ucierpiały najmniej, ale korba jak zawsze pokiereszowana :)
Ale o dziwo zarówno w amortyzatorze jak i w damperze było czysto.
Uszczelki zadziałały prawidłowo.
Przyznajcie nie wygląda to dobrze.
a wiadomo, jedno ziarenko pisaku nie tam gdzie trzeba i masakra gwarantowana.
A to zdjęcie „zapchajdziura” z wielbłądkiem. Nie ładne?
Do sztycy Yepa jeszcze nie zaglądaliśmy. Z tym trzeba znów wybrać się do Bike Doctora :)
Ale biorąc pod uwagę wcześniejszy serwis zrobiony po dwóch latach jazdy, to o Yepa martwić się nie ma co. W środku na pewno będzie czysto.
Jedyna faktyczna strata po wyjeździe to grip Esi. Ale tutaj raczej była wina dość niefrasobliwego kierowcy naszego busa.
Minął już miesiąc od powrotu z Maroka, a ja ciągle jeszcze znajduje po nim ślady w rowerze. Ten kraj nie pozwala o sobie zapomnieć.
Jeśli planujecie się tam wybrać, przemyślcie dokładnie, jaki sprzęt ze sobą zabieracie, bo po powrocie na pewno czeka was kompletny serwis :)
Gdybyście szukali takowego, zdecydowanie polecam:
Bike Doctor Serwis
Spider Suspension