Festiwal Joy Ride Bike w Kluszkowcach to impreza na stałe wpisana do mojego kalendarza.
Trzy dni rowerowego szaleństwa, pozytywni ludzie i shopping. Czego chcieć więcej?
Do tej pory festiwal był dla mnie jednak dość pechowy.
Za pierwszym razem tydzień przed Kluszkami złamałam rękę, za drugim razem podczas zawodów enduro rozwaliłam kolano. Jak to mówią, do trzech razy sztuka. Tym razem wszystko siadło idealnie. Zresztą, sami zobaczcie.
W ciągu festiwalowego weekendu władze w Kluszkowcach przejmują bikerzy. Dla każdego znajdzie się coś miłego. Można wyjeździć się do woli w bike parku lub po okolicznych górskich szlakach, można wystartować w jednej z licznych rowerowych konkurencji, można przetestować rowery wcześniej oglądane tylko na zdjęciach w internetach czy gazetach, można uskutecznić mały shopping i uzupełnić rowerową garderobę, można też wychillować i spacerujac od stoiska do stoiska godzinami gadać o dupie Maryni rowerach, szpeju itd.
Joy Ride Kluszkowce – zawody i konkursy
Wybór konkurencji na Joyu jest spory. Grafik jest napięty, więc jak chcesz wystartować w kilku z nich to musisz się nieźle nagimnastykować. Nawet gdy twoje uczestnictwo ogranicza się do kibicowania, nie jest łatwo. Do wyboru w tym roku mieliśmy siedem dyscyplin. Szkoda, że nadal brak chyba najbardziej widowiskowego slopestyle-u :(
- maraton
- enduro
- dual slalom
- pumptrack
- downhill
- whip contest
- fly bag
Festiwal otwiera już tradycyjnie piątkowy Whip Contest.
Sobota tym razem należała głównie do enduro i maratonu. Po południu odbyły się też finały Dual Slalomu i Fly Baga. Niestety start w enduro uniemożliwiał choć krótkie podejrzenie walk na tych arenach.
W niedzielę za to udało się pokibicować na pumptracku.
Downhill, który jest chyba jedną z głównych konkurencji jakoś tego dnia nie dotarł do mojej świadomości.
Przebieg rywalizacji w poszczególnych dyscyplinach odbył się raczej bez większych obsuw. Organizacja imprezy po raz kolejny stała na wysokim poziomie. Nie będzie zaskoczeniem, że kilka słów więcej poświęcę na relację z zawodów enduro.
Joy Ride Kluszkowce – zawody enduro
W tym roku dla enduro pogoda była wreszcie łaskawa. Organizatorzy układający trasy chyba też, bowiem cała pętla z czterema OSami mieściła się w miło brzmiących 20 kilometrach oraz tysiącu metrów przewyższeń.
Niestety mniej miłe okazały się odcinki dojazdowe. Dotarcie zarówno na pierwszy, jak i drugi OeS wiązało się niemal z godzinnym wypychem. Tutejsze góry są mało przyjazne dla ososób lubiących podjeżdżać.
Zjazdy, poza odcinkiem nr 3, większości startujących bardzo się spodobały. Kręte, strome i pełne niespodzianek ścieżki na zboczach Lubania to, to co enduro-tygryski lubią najbardziej.
OS nr 4 niczym wisienka na torcie – mała ale ….
Z racji na małą ilość zawodników na starcie oesów nie było kolejek. Jedynie przed czwórką zrobił się mały zator, ale dzięki temu można było naładować się „ruskimi” żelami :)
Potem już tylko dwie minuty spięcia i znów na dole można było wrócić do chillowania.
Wyniki raczej nikogo nie zaskoczyły. Kto miał wylądować na podium ten wylądował. Po drodze przydarzyło się kilka wypadków – wybity brak, wykręcony staw skokowy, takie tam enduro-kontuzje.
Dla mnie zawody były wyjątkowo udane. Na mecie pierwszego i drugiego oesu byłam tak pozytywnie naładowana, że nawet nudy i szutry na trójce nie popsuły mi humoru. Warunki na trasach były idealne, pomiar czasu nie nawalił. Gdybym tylko była nastawiona nieco bardziej proracingowo i na jedynce zamiast odpoczywać na dupie siedzeniu nieco więcej dokręciła, to wskoczyłabym nawet na szerokie podium.
Niestety bez krytyki jednak się nie obejdzie. Dwa minusy muszą polecieć. Pierwszy za mapę, a raczej jej brak. Bo zakładanie kolejnego konta na kolejnym portalu, tylko po to by ściągnąć tracka w dzisiejszych czasach i nadmiarze kont i haseł to jakieś nieporozumienie. Drugi za brak bufetu. Jasne, fajnie, że w trakcie zawodów dwa razy przejeżdżało się przez teren festiwalowy, ale z jakiej racji napoje i doładowywacze trzeba było dodatkowo kupować za swoje szelesty? Cena startowego, z tego co pamietam, nie była niska…
Joy Ride Kluszkowce – targi rowerowe i testy sprzętu
Kto już trochę zmęczył się jeżdżeniem mógł poświęcić chwilę na inne atrakcje. W tym roku oferta wystawców wydawała mi się co prawda uboższa, ale i tak można było zobaczyć i pomacać kilka całkiem fajnych rowerów, przymierzyć ciuchy, ochraniacze czy kaski. „W Polsce tego nie macie.”
Tru
U Tru-tutu zawsze było wesoło i często nie można było dopchać się do namiotu. Pytanie czy to z racji pszenicznego piwa, które dodawali do każdego zakupu, uroku osobistego ekipy czy niepowtarzalnych ciuchów? Polecę wazeliną, ale jak dla mnie, ze wszystkich tych powodów na raz :)
Whyte
Rowery Whyte mają coś w sobie. Kto podejmie ryzyko i raz zasmakuje progresywnej geometrii ten stracony. Pisałam już o rowerze T-130, na wyprawie bikepackingowej zakochałam się we Fristonie. W najbliższym czasie Whyte otwiera centrum testowe w Bielsku. Zdecydowanie warto to wykorzystać i sprawdzić, czy na Was też zadziała biała magia.
BMC & Taurus
Rowery co prawda wozimy w samochodzie, ale zawsze fajnie było poczilować na leżaku w dobrym towarzystwie.
Level X & Fogg
Na stoisku Level X spędziłam nieco więcej czasu. Chłopakom bardzo zależy na tym, by ich produkty były naprawdę dobre i biorą do siebie wszystkie informacje zwrotne. W przyszłym sezonie pianki będą miały nieco inną budowę oraz będą dodatkowo wzmocnione, przez co mają stać się sztywniejsze. Już nie mogę doczekać się prototypu.
X-factor
Zaraz obok Levela można było przyjrzeć się drugiej dobrze zapowiadającej się polskiej firmie, która pragnie dbać o nasze bezpieczeństwo. Więcej o X-factor przeczytacie u Michała z 1enduro. Na innych stoiskach dostępne były też protektory ION, FOX, Seven IDP. Gdzie w jednym miejscu można by porównać i przymierzyć kilka różnych modeli? Pod tym względem Kluszki wymiatają.
Rocday
Rocday konsekwentnie realizuje swoją wizję łączącą dobry, klasyczny styl z wysoką jakością.
W tym roku nowością jest szwajcarska technologia SANITIZED®. Dzięki niej ciuchy dłużej są świeże i nie ściągają na ciebie uwagi zwierzyny.
Dostępny asortyment powiększony został skarpetki. Na kolekcję damską trzeba jeszcze poczekać.
Evoc
U Evoca także konsekwencja. Wysoka jakość i wysokie zaawansowanie kolorystyczne.
Nerki rowerowe Evoc Hip Pack rozeszły się niczym ciepłe bułeczki.
Camelbak
Pierwszy raz na targach zagościł Camelbak i Uvex. Brawo. Widać Larix będący polskim dystrybutorem tych marek wreszcie zrozumiał, że na takich eventach trzeba bywać.
Fox
A lisek kolorowy jak zawsze :)
Zumbi
Stoiska Zumbi nie dało się ominąć. Customowe malowanie, customowe zawieszenia. I na dodatek rowery dedykowane kobietom. Niestety na jazdę testową się nie załapałam, ale co się odwlecze to ….
Haibike
Tegoroczny festiwal nie mógł obyć się bez elektryki. Ten trend jest mocno widoczny za granicą i prędzej czy później te rowery zyskają w Polsce rzesze zwolenników.
Szkoda, że dopiero po sobotnim enduro, do głowy wpadła myśl, że taki elektryk to idealny sposób na objazd trasy przed zawodami.
MeloMe
Kupowanie czapki w 30 stopniowym upale. Tylko z MeloMe :)))
Yep & Onza
Cieszy fakt, że w Polsce można kupić już sztyce YEPa. Jeżdżę na niej od dwóch miesięcy i jestem bardzo zadowolona z jakości. Działa świetnie, z niebieskimi dodatkami wygląda jeszcze lepiej. Na konkretniejsze oceny i recenzje trzeba jeszcze poczekać.
Opon Onza nikomu przedstawiać nie trzeba.
7Anna
Tego roweru nie można ominąć.
Piękno w czystej postaci.
AfterShokz
Artur zainteresował się nowinkami elektronicznymi. Ja będąc na rowerze w lesie wolę słuchać śpiewu ptaków i szumu opon po kamieniach czy szutrze. Kto uzależniony jest od dobrych beatów, ten musi zwrócić uwagę na technologię słuchawek AfterShokz
Dragon
A na stoisku Dragona udało się wypatrzeć kobaltowe gogle, które idealnie spasowałyby mi do racingowej stylówy. Niestety, jak w przypadku większości googli mam problem ze zbyt dużym uciskiem w okolicy nosa, przez co nie mogę oddychać. Stylówy nie będzie.
Joy Ride Kluszkowce – konkursy, szkolenia, wycieczki,
W napięty harmonogram Joya, poza zawodami i targami udało się jeszcze wcisnąć dodatkowe konkursy – np. bunny hop, wycieczki, szkolenia oraz wieczorne afterparty. Nad wszystkim nieustannie czuwał Siara. To mega plus, kiedy widzisz, że organizator żyje imprezą oraz możesz z nim zwyczajnie pogadać.
Jak widzicie, działo się, działo, a i tak człowiekowi mało. Szkoda, że następne Kluszkowce dopiero za rok. Myślę jednak, że na pewno się tam spotkamy :)