Łemko Gravel to jeden z trzech wyścigów zaproponowanych przez organizatorów w ramach Podkarpackie Gravel Festiwal 2023. W zeszłym roku do wyboru mieliśmy Galicję Gravel Race o długości 500 km oraz łatwiejszą Galicyjską 100. W tym roku organizator zadbał także o entuzjastów podjazdów oraz gór. Na śmiałków czekała trasa długości 428 km licząca około 7 tys. metrów przewyższeń.
Od momentu, kiedy opracowywałam kalendarz zawodów ultra na 2023 rok, wiedziałam, że Łemko Gravel będzie jednym z moich ważniejszych wyścigów w tym sezonie. Trasa wiodąca przez niesamowicie klimatyczny Beskid Niski nie mogła umknąć mojej uwadze i zainteresowaniu. Po zeszłorocznej Galicja Gravel Race wiedziałam, że organizacja tych zawodów jest na wysokim poziomie, trasy są płynne i przemyślane, a podczas całego wydarzenia panuje niesamowicie pozytywna atmosfera.
W związku z powyższym Łemko Gravel (w porozumieniu z organizatorami) został objęty moim patronatem medialnym. Co, jak się okazało, było strzałem w 10.
W ramach patronatu staram się pokazywać i trochę promować zawody, w których warto wystartować oraz których jestem w 100% pewna, że będą dobrze zorganizowane a trasy poprowadzone najlepiej jak można.
Łemko Gravel – trasa
Trasa miała swój początek w Budach Głogowskich. By dotrzeć w najatrakcyjniejsze rejony Beskidu Niskiego, zawodnicy musieli najpierw rozgrzewkowo przeprawić się przez strome i interwałowe pagórki Pogórza Strzyżowskiego oraz Pogórza Jasielskiego. Następnie ślad prowadził do Magurskiego Parku Narodowego, gdzie znajdował się najwyższy punkt trasy. Kto był w Beskidzie Niskim, ten doskonale zna tamtejsze szutry, liczne cerkwie, strumyki, brody. Trasa kluczyła od jednej do drugiej atrakcji regionu. Kto nie zna tych rejonów, tego zapraszam do wpisów o Beskidzie Niskim
W najbardziej wysuniętym na południe fragmencie zawodnicy zahaczali o fragmenty poprowadzone na Słowacji, by wrócić do Polski i przez Komańczę, Wisłok Wielki oraz Iwonicz kierując się już z powrotem na północ. Na zakończenie oczywiście znów trzeba było przebić się przez ulubione pogórza :)
Pokonanie trasy zajęło mi 33 h i 50 minut. Postanowiłam w połowie zatrzymać się na nocleg w Jaśliskach i drugiego dnia cieszyć się widokami zamiast jeździć po nocy.
A perspektywy wyniku zatrzymanie się na 6 godzin nie było dobrym pomysłem, jednak cieszę się, że dzięki temu mogłam nacieszyć oczy widokami za dnia.
Fotorelacja
W trakcie wyścigu sporo padało, nie miałam głowy do robienia zdjęć. Trasa nie była łatwa, wyciąganie kamery i telefonu czasem bywało utrudnione. Ale mam nadzieję, że chociaż te kilkanaście kadrów pokaże mały wyrywek tego, jak było.
Starałam się spakować jak najlżej i chyba udało mi się zoptymalizować właściwie bagaż.
Nie brałam nic do spania, bo w planach była albo jazda ciągiem, albo nocleg na kwaterze.
O bezpieczeństwo energetyczne nieustannie dba u mnie marka Sponser. Napoje węglowodanowe, żele, batony to podstawa mojego żywienia na tego rodzaju trasach. Do tego dochodzi jeszcze jeden lub dwa konkretniejsze posiłki – tu był to croissant z serem pleśniowym oraz makaron i zupa pomidorowa na wieczór.
Trasa od samego początku pokazała, że nie będzie lekko pod względem kondycyjnym. Spore nachylenia i do tego mocne opady deszczu. Na szczęście było ciepło i po dwóch ulewach dwa razy udało się wysuszyć w trakcie jazdy.
Gdy o 21:00 byłam pod Barem Czeremcha w Jaśliskach mocno zastanawiałam się, czy jechać dalej, czy zostać. Ostatecznie na decyzję wpłynęła niedoleczona jeszcze kontuzja. Kolano przez cały dzień nie bolało, więc zdecydowałam nie nadużywać tej sytuacji i dać mu odpocząć w nocy.
Noc oczywiście nie przespana. Zawsze mam problem z wyciszeniem po tak intensywnym dniu. Chyba dlatego będę starała się jeździć longiem kolejne takie wyścigi. Mięśnie niby nocą odpoczęły, ale nie powiem żebym czuła się jakoś dobrze.
Na szczęście druga połowa trasy była bardziej asfaltowa. Lubię teren, ale na zmęczeniu wolę asfalt :)
Jęk widać dnia drugiego zdjęć już zupełnie nie wiele. Nawet ja czasem nie potrafię się zmotywować do sięgnięcia po aparat, nawet ten w telefonie.
Na szczęście jest jeszcze relacja filmowa.
Łemko Gravel – vlog
Jeśli jeszcze nie widzieliście relacji filmowej z Łemko Gravel, zapraszam oczywiście do obejrzenia.
Te widoki i emocje zdecydowanie łatwiej przekazać za pomocą ruchomych obrazów.
Łemko Gravel – wyniki
Wyniki z zawodów na razie dostępne są na stronie trackingu Poltrax Łemko Gravel
Aktualnie czekamy na ich weryfikację.
Podsumowanie
Na koniec oczywiście trzeba szczerze napisać, czy warto wystartować w tym wyścigu w przyszłym roku.
Jeśli macie jeszcze jakieś watpliwości, to napiszę to na głos – ZDECYDOWANIE WARTO WZIĄĆ UDZIAŁ W TYM WYŚCIGU :)
Łemko Gravel to piękna trasa, niepowtarzalny klimat, super wyzwanie pokonania 7 tyś przewyższeń. Miałam takie przemyślenie, że Łemko to takie nieco krótszy Poland Gravel Race. Trasa w kilku miejscach nawet się pokrywa. Oczywiście dla jednych 428 km będzie kolejnym etapem spróbowania łyknięcia tego dystansu na raz, ale i rozdzielenie trasy na trzy dni jest super pomysłem. Kto tak zrobi, nie będzie zawiedziony.
W ramach pakietu startowego zawodnicy otrzymywali – czapeczki, skarpetki, zestaw witamin i suplementów, zniżki na zakupy u partnerów imprezy. Posiłek przed i po-startowy był słusznej wielkości oraz bardzo smaczny. Do tego każdy mógł częstować się piwem alkoholowym i bez. Dodatkowo postawiony został food track, z którego wiele osób intensywnie korzystało. A, zapomniałabym, na każdego finiszera czekała pamiątkowa koszulka.
Jeśli na zawody planujecie wybrać się z rodziną, to na pewno też będzie dla was ważne, że miasteczku zawodów organizowane były dodatkowe atrakcje dla dzieci, było gdzie się wybiegać, wieczorem rozpalone było ognisko i w sobotę odbył się nawet koncert. Zawodnicy mogli także zapisać się na darmowe masaże.
Podsumowując imprezę nie można pominąć negatywnych komentarzy, które pojawiły się w internecie tuż po niej. Można było przeczytać głosy wypominające organizatorom brak medali oraz nierówne traktowanie zawodników na mecie (były osoby, które nie zostały przywitane przez nikogo).
Faktycznie medale były ujęte w regulaminie imprezy i w tej sytuacji bezwzględnie każdy powinien dostać medal na mecie. Organizator wczoraj przyznał się do błędu i każdy kto zgłosi taką chęć medal otrzyma.
Jeśli zaś chodzi o przywitanie na mecie, to w kilku przypadkach chyba coś faktycznie zawiodło. Co ciekawe, w zeszłym roku to jak zwodnicy byli witani właśnie na mecie Galicji dawałam jako przykład innym organizatorom doradzając, co mogliby zrobić lepiej na ich imprezach. Biorąc pod uwagę zaangażowanie głównego organizatora Damiana, myślę, że w przyszłym roku na pewno nie będzie już takich sytuacji.
Nie wiem co prawda jeszcze, jak będzie wyglądał mój przyszłoroczny grafik startowo-zawodowy, ale na pewno będę robić wszystko by znów móc stanąć na starcie ich zawodów. Cały czas czeka 500 km w limicie 24 godzin, lub poprawienie Łemko i zrobienie tj trasy bez spania.
Widzimy się?