Pico de las Nieves to najwyższy szczyt Gran Canarii. Jeśli zdarzy Ci się być na wyspie z rowerem enduro lub mtb, to zjazd w Pico jest jednym z najlepszych traili na wyspie. Możesz przeczytać o tym tutaj – Enduro z Pico de las Nieves. A co gdy na Gran Canarii jesteś z rowerem szosowym? Można zrobić sobie challenge i podjechać na Pico od samego oceanu. Na liczniku wychodzi wtedy jakieś 50 km i 2500 przewyższenia. Można też zrobić odwrotnie. Wjechać na szczyt busem i zaoszczędzone na wspinaniu siły rozdysponować by pokręcić się po centrum wyspy i tak zbierając całkiem słuszne przewyższenie.
Ten wyjazd na Wyspy Kanaryjskie był wyjazdem urlopowym. Nie planowaliśmy nabijania kilometrów, ale wzięłam ze sobą rower. Zawsze zabieram ;)
Arturowi udało się w ostatniej chwili wypożyczyć pro szosę z free-motion.com a przy okazji rozmawiając pod wypożyczalnią z chłopakami prowadzącymi wycieczki enduro udało nam się załapać na dwa wolne miejsca, które mieli w busie jadącym pod Pico.
Nie można było nie wykorzystać takiej okazji.
2500 metrów przewyższenia za darmo a potem jazda po szczytach w centrum wyspy. Na podjazdy znajdzie się jeszcze czas.
Trasa – zjazdowa na rowerach szosowych ;)
Pico de las Nieves – najwyższy szczyt Gran Canarii
Startujemy z parkingu pod Pico de las Nieves. Jak zawsze w tym miejscu oczy nie potrafią nasycić się widokami.
Teneryfa i wulkan Teide widziany z Pico robi zawsze ogromne wrażenie.
Nie zabawiamy jednak na szczycie za długo, bo temperatura oscyluje w okolicy 5 stopni, a my mamy na razie przed sobą kilka kilometrów zjazdu. Co nie wróży dobrze jeśli chodzi o komfort termiczny.
Zaczynamy pod wypożyczalnią Free Motion Gran Canaria.
I lądujemy 1950 metrów wyżej. Na parkingu pod Pico de las Nieves.
Mnogość wyboru kierunku jazdy onieśmiela.
A widokiem jeszcze bardziej. Tym bardziej, że pogoda nam wyjątkowo dopisała.
Dobrze, że nie wzięliśmy ze sobą drona i większego aparatu.
Dzięki temu jazda jest całkiem płynna.
Z Pico de las Nieves kierujemy się w stronę Cruz de Tejeda i drogą GC150 jedziemy do punktu widokowego Mirador de Pinos de Gáldar. To miejsce, gdzie można zobaczyć pozostałości po kraterze wygasłego wulkanu. Gdy przyjeżdżamy na miejsce akurat chmury i wiatr odgrywają przed nami przepiękny spektakl.
Mirador de Pinos de Gáldar i chmury w roli głównej.
Całkiem spora ta dziura w ziemi musiała być.
Cały czas kręcimy się po centralnej części wyspy, więc widoki nie odpuszczają.
Zdjęcia robione GoPro. Ale jeszcze nie jeden raz będziemy tam z porządnym aparatem.
Gdzieś po drodze zjeżdżamy do Artenary. To przepiękne, spokojne, „białe” miasteczko oczarowuje nas swoim urokiem i postanawiamy skorzystać z dobrodziejstw kawiarni na rynku. Nie spaliliśmy dziś za wielu kalorii, więc tylko kawka i małe ciasteczko. Ten fragment zobaczycie tylko na filmie, który podlinkowany jest na samym dole wpisu.
Z Artenary dalej zjeżdżamy do Tejedy i trawersujemy monumentalne i bardzo charakterystyczne Roque Nublo mając w tle Roque Bentayga.
Wyjazd z Artenary… tego nie da się na spokojnie.
A tu Roque Bentayga, kolejna formacja skalna zwracająca na siebie uwagę.
Gdy dojeżdżamy do Ayacaty jeszcze nie wiemy, że teraz czeka nas jeden z najlepszych zjazdów szosowo/gravelowych na wyspie (to oczywiście opinia subiektywna). Ale to co dzieje się przez kolejne 20 km to jest znów magia.
Wybaczcie monotematyczności tego wpisu :)
Za zbiornikiem Prasa de las Ninas wjeżdżamy w drogę oznaczoną jako niedostępna dla rowerów i prywatną. Wjeżdżamy w nią z duszą na ramieniu. Nie mamy wyjścia, bo zrobienie objazdu doda nam 50 km. Okazuje się, że przyczyna zamknięcia drogi jest najprawdopodobniej jej stan. To stara, mało używana droga, ale ma taki klimat, że cieszymy się, że nią jechaliśmy.

Potem już z zasadzie tylko zjazd do Arguineguin i powrót do Maspalomas.
Pomysł na zjazdowo szosową wycieczkę po Gran Canarii był genialny.
Gran Canaria – Pico de las Nieves na rowerze – film