W Beskidzie Śląskim bywamy dość często.
Do beskidzkiej rąbanki i gruboziarnistych szutrów zdążyliśmy się już przyzwyczaić, nawet trochę je polubiliśmy.
Każdy kto choć kilka razy był w tych rejonach wie, że nie są to łatwe góry – mocne przystromienia i liczne techniczne fragmenty sprawiają, że nie wszyscy czują się tu dobrze.
Jednak mimo wszystko z roku na rok w górach widać coraz więcej rowerzystów. Mam tu na myśli tych niedzielnych, co to na średnio do tego przygotowanych rowerach, sami średnio przygotowani postanawiają zakosztować górskiej przygody.
I chwała im za to.
Żal mi jednak gdy widzę, że na pierwszy ogień wybierają asfaltowe podjazdy na Kubalonke, Salmopol czy inne przełęcze. Kręcą ledwo, ledwo, co chwila straszeni motocyklami i samochodami. Czy taki podjazd jest w stanie zachęcić „niedzielniaka” do kolejnego wypadu w góry? Chyba nie.
A mogłoby oczywiście być inaczej. Tylko czy w naszym kraju?
Od jakiegoś czasu budują bowiem w Beskidach autostrady – szerokie, piękne, szutrowe (czasem nawet asfaltowe).
Po co te drogi?
Myliłby się ktoś myśląc, że UE dała pieniądze na rozbudowę infrastruktury turystycznej.
Drogi powstają po to żeby łatwiej z gór wywozić drewno.
Temat to trudny i na osobny wpis, mnie dziwi jedno – czemu to na te same drogi nie można wpuścić rowerzystów?
Coraz więcej miejsc w Beskidach oznaczonych zostaje w ten sposób.
Czemu? Po co?
Ponoć niebezpiecznie…
Oczywiście dobra ściema to połowa sukcesu. Więc jeden pan na stołku powiedział, że „nie, bo nie” i ścieżki po których niejeden zaczynający przygodę z kolarstwem miałby frajdę jeździć są zakazane.
Czemu o tym piszę?
Bo wielkanocny weekend postanowiliśmy spędzić właśnie w Beskidach. Z racji pogody wybór tras był mocno ograniczony i w trakcie jednego z wyjazdów trafiliśmy na Salmopol, z którego jedna z takich właśnie przyjemnych ścieżynek wiedzie ku Przysłopowi pod Baranią Górą.
Zazwyczaj nic sobie nie robimy z tych zakazów. Tym razem jednak zdziwienie było spore, bowiem na wjeździe na wspomnianą drogę stał radiowóz policyjny i po krótkiej wymianie zdań musieliśmy zabrać się za opracowanie drogi alternatywnej.
Problemu wielkiego jednak nie było. Wdrapaliśmy się na Malinów a potem z siodła wbiliśmy się już na niedozwolona drogę.
Mogłoby być tak pięknie. Szeroka łatwa droga na początek rowerowej przygody.
Jest jak zwykle – kasa za drewno musi się zgadzać. A ludzie? Przecież góry nie są dla ludzi. Tym bardziej na rowerach.