To była szybka piłka.
8:50 – zbiórka pod MTB Hostel.
8:55 – zwalnia się testowy rower w namiocie Canyona,
8:57 – szybka decyzja,
8:59 – ustawiamy sagi, ciśnienia, przekręcamy pedały.
9:05 – wszystko ustawione – karbonowy Canyon Spectral CF 9.0 ląduje pod tyłkiem.
9:06 – wracając na miejsce startu orientuje się, że wszyscy już pojechali.
9:15 – na szczęście kilku organizatorów też miało małe opóźnienie i okazuje się, że jednak dzień nie stracony.
Canyon Spectral CF 9.0

To nie będzie długi, szczegółowy opis, ani bikeporn. Po jednym dniu znajomości nie miało by to sensu. Myślę jednak, że po tych kilku kilometrach warto gdzieś zanotować odczucia. Może komuś okażą się pomocne, a dla mnie to kolejne doświadczenie.
Wszelka specyfikacja techniczna dostępna tutaj – https://www.canyon.com/pl/mtb/spectral/spectral-cf-9-0.html
A moje sądy?
- Mówią, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie. Nie inaczej było i tym razem. Tak dobrze, jak w pierwszych chwilach na Spectralu, nie czułam się chyba na żadnym rowerze. Zazwyczaj potrzeba czasu na oswojenie, a tu od razu jest git. Nie wiem czy Canyon tak bardzo podobny jest do Toola (nic na to przecież nie wskazuje – inne kąty, milimetry i przede wszystkim rozmiar), czy do Trance’a, na którym ostatnio trochę jeździłam. Wiem jedno, dobre pierwsze wrażenie utrzymywało się do końca dnia.
- Rama i wygląd – lubię karbon, lubię ładne kształty, lubię gdy linki są pochowane, a i patenty na ochronę ramy są in plus :)
- Amortyzacja – dawno nie jeździłam na Foxach i mile się zaskoczyłam. Mimo zwyczajowych już problemów z ustawieniem odpowiedniego ciśnienia do mojej wagi zarówno wideł jak i damper pracowały bardzo dobrze, wykorzystując pełnię skoku i możliwości.
- Napęd – ostatnio preferuje brak przedniej przerzutki, jednak dwie koronki z przodu okazały się odpowiednie na kościeliskie stromizny i dzięki nim przez chwilę będę mogła cieszyć się QOMem na „mucha nie siada” :)
- Hamulce – mimo złych opinii Shimano XT działały całkiem poprawnie. Szału jednak nie było.

- Siodło to zdecydowanie nie moja bajka. Na szczęście dobra pielucha uchroniła przed bolesnymi konsekwencjami.
- Kokpit uporządkowany – lubię to. Chciałoby się mieć jeszcze manetkę sztycy połączona z resztą, była bowiem za daleko i to utrudniało jej sprawne używanie.
- Opony Continentala i koła DT Swiss z całkiem szerokimi obręczami też zaskoczyły mnie pozytywnie. Choć nie wiem czy to przyczyna nad wyraz dobrych warunków tego dnia, czy faktycznie dobrych gum.

Jazda:
Co tu pisać, Canyon Spectral był bardzo dobrym wyborem na ten dzień. Jedynie na ściance „Długiego” żałowałam, że Tolek został w garażu. Trochę inne kąty oraz 20 mm skoku mniej kazały odpuścić. Ścianka na której testowałam Bella Super 2r dalej pozostaje do zaliczenia.
Spectral okazał się przewidywalny, mało nerwowy, ładnie się prowadził i jechał tam gdzie mu kazałam. To taki rower do dawania frajdy. Gdy się go przyciśnie do ściany daje z siebie więcej. Małe hopki, uskoki terenu, korzenie – on dobrze się tu czuje i pozwala czerpać fun z jazdy.
Warunki jakie tego dnia były sprawiły, że na „Mietle” poczułam mocny flow.
Nie wierzysz? Najlepiej spróbuj sam. Podejrzewam że najbliższe testy Canyona odbędą się w Kluszkowcach na Bike Festiwalu.
PS: Powyższa notatka nie jest w żaden sposób sponsorowana czy też uzgadniana z dystrybutorem. Rowery Canyon, jak pisałam powyżej, może przetestować każdy, ja z tej sposobności skorzystałam i nie omieszkam tego przy następnej takiej okazji :)
GET THE FLOW