Wybierając się w Beskid Niski koniecznie odwiedzić trzeba Magurski Park Narodowy. Korzystając z zaproszenia Bogusia z Gorlickie Ścieżki postanowiliśmy zrealizować drugi odcinek cyklu SLOW RIDE COLLECTIVE. To był bardzo dobry „slow ride”.
Bogusia poznałam przy okazji akcji nagłaśniającej głosowanie na projekt „Gorlickie Ścieżki” w budżecie obywatelskim Gorlic. Wstyd się przyznać, ale udostępniając na jego prośbę post na moim facebookowym fanpage-u nie wiedziałam zupełnie gdzie leżą Gorlice. Potem spotkaliśmy się przy okazji kilku zlotów Rowerowego Podhala i tym podobnych endurowych imprez. Była to jednak znajomość dość luźna i niezobowiązująca ;)
Gdy wybieraliśmy się na wakacje w Beskid Niski , Boguś zaproponował nam „przewodnikowanie”. Pomyślałam, że to bardzo dobry pomysł pojeździć z osobą znającą dobrze te rejony. Nie dość że oszczędzimy czas na rozkminianie mapy, to jeszcze zobaczymy najciekawsze miejsca okolicy.
Wybraliśmy się wspólnie na dwie wycieczki i wystukaliśmy na messengerze kilka tysięcy znaków konsultując . Efektem tego są dwa konkretne wpisy na blogu dotyczące Beskidu Niskiego i Łemkowszczyzny. Byłoby tego więcej, niestety doba ma tylko 24 h i na więcej pewnie już czasu nie znajdę.
Na początek oczywiście mini wywiad z Bogusiem
Skąd pomysł na Gorlickie Ścieżki?
Inspiracją była okładka marcowego wydania magazynu bike Board z 2010 roku, na której widniało hasło „przekopmy polskie góry”. Tak więc sam pomysł na ścieżki powstał dużo wcześniej.
Wtedy w bikeBoardzie pojawił się artykuł, że na pograniczu polsko – czeskim w Nowym Mieście otwiera się 10-cio kilometrowa pętla ścieżek stricte dla rowerzystów. Teraz ta pętla ma około 80 km i wszyscy znamy ją jako singletrack pod Smerkiem. Ale wtedy to była absolutna nowość! Właśnie w tamtej chwili wydało mi się to świetnym pomysłem na Beskid Niski. Czymś, co mogłoby ściągnąć do nas turystów a jednocześnie nie zaingeruje w znacznym stopniu w naturalne środowisko. Przez kilka lat z pomysłem odbijałem się od różnych instytucji aż do czasu, kiedy to nastały złote czasy budżetów obywatelskich. Najpierw wygrałem a w zasadzie wygraliśmy projekt na pumptrack (nie pytaj dlaczego pumptrack pierwszy bo do dziś sam nie wiem), a niespełna dwa lata później projekt singletracka
Jaki będą miały charakter Gorlickie Ścieżki?
Najłatwiej chyba to nazwać mikrokompleksem ścieżek, czyli specjalnie przygotowanymi ścieżkami dla rowerzystów, którzy będą mogli doskonalić tam swoje umiejętności. Coś podobnego, pod względem wielkości, jest w Rudzie Śląskiej i nazywa się Bielszowice Trails. Z założeń powstanie trasa podjazdowa i trzy trasy zjazdowe o zróżnicowanym stopniu trudności. Gorlickie ścieżki będą ulokowane na zboczu Góry Cmentarnej w Gorlicach, w miejscu nieczynnego już wyciągu narciarskiego. Wbrew nazwie miejsca, gdzie powstaną ścieżki nie będzie ryzyka latania 50-cio metrowego gapa „no handerem” bo inaczej zaliczy się rów z czekającymi tam zombiakami czy krokodylami.
Jak już wspomniałem projekt zakłada trzy trasy zjazdowe o zróżnicowanym stopniu trudności i tak w skali Bielskiej będą to trasy: niebieska, czerwona i czarna
Gorlickie Ścieżki to Ty i ktoś jeszcze, czy sam wszystko ogarniasz?
W kwestii portali społecznościowych typu Facebook czy Instagram to zajmuję się tym sam, natomiast projekt to grupa 924 osób, które postanowiły oddać na niego głos w Budżecie Obywatelskim Gorlic. Nieocenioną pomocą było wsparcie wszystkich Mam, poznanych na pumptracku, które mocno zaangażowały się w promowanie projektu wśród znajomych i w najbliższym otoczeniu. Poza tym, w okresie walki o singletracka włączyło się mnóstwo innych osób, którzy pomagali nagłośnić ten projekt (drukowali ulotki, załatwiali najlepsze miejsca na banery reklamowe czy wspierali produkcję materiałów promocyjnych).
Mnóstwo świetnej energii i pomocnych osób łączył jeden cel – wygrana w Budżecie
Skąd rower w Twoim życiu?
Może to zabawnie zabrzmi ale…z pasji do pociągów. Kiedys byłem ogromnym fanem kolei i często jeździłem rowerem na pobliską stację oglądać pociągi (to były piekne czasy kiedy jeszcze „Bieszczady” kursowały przez Gorlice). Raz, wziąłem mapę i stwierdziłem, ze 25 km dalej jest dużo większa stacja…a jak większa stacja to więcej pociągów! Pojechałem i to było moje pierwsze 50 km przejechane na rowerze. Wtedy odkryłem, że rower to wolność i że daje możliwość poznania mnóstwa ciekawych miejsc, niekoniecznie związanych z koleją. Nastąpił wtedy odwrót od zdobyczy cywilizacji, jaką jest kolej w kierunku lasu i gór. W międzyczasie porzuciłem rower na rzecz pieszych wędrówek ale nie trwało to długo i wróciłem na właściwą drogę rozwoju.
Jaki rodzaj kolarstwa preferujesz. Jest szczególnie ulubiona dziedzina?
„Kolarstwo romantyczne”- to popularne hasło jest trochę tożsame z tym co preferuję ale zdecydowanie w górach, nie na szosie. Uwielbiam jeździć w terenie i kolekcjonować momenty typu wschody i zachody słońca na Mietłówce w Kościelisku, mgły nad halami w Gorcach czy poziomy deszcz na Przehybie. Nie definiuję tego jakoś konkretnie. Myślę, że to trochę jak bycie górskim cyganem… plecak z karimatą, rower i łączenie kolejnych punktów na mapie najfajniejszymi ścieżkami. Po prostu czerpię z tego mnóstwo radości i właśnie taka jazda sprawia mi największą frajdę.
Ulubione miejsce do jazdy na rowerze?
Patologiczną miłością pałam do wspomnianej już Przehyby w Beskidzie Sądeckim – niektórzy posądzają mnie nawet o to, że zamieszkuję gdzieś na zboczach tej góry. Jest ona wybitnie doskonałym połączeniem pięknych widoków, srogich podjazdów i przepięknych dzikich singli w dół czyli dokładnie tego co lubię, choć nie ukrywam, że trochę podgryza ją Luboń ze swoim Absztyfikantem. Niemniej to Przehyba była pierwsza i zawsze wiedzie prym w kwestii wyboru na wypad.
Rowerowe marzenia?
Chyba zabrakłoby czasu aby wspomnieć o wszystkich ale takim, które chciałbym zrealizować w najbliższej przyszłości jest wyprawa do Rumunii i eksploracja tamtejszych gór na rowerze enduro.
Na rowerze kawa czy piwo?
Kawa i ja wzajemnie się wykluczamy – nie spożywam jej nawet siedząc przy biurku także nie pozostawiłaś mi dużego wyboru ;-)
Haribo Miśki czy Tropikalne?
Wybór jest prosty – tylko Miśki. Można je tak fajnie zgniatać, poza tym podobno jak rzucisz miśka Haribo prawdziwemu miśkowi to on wtedy daje Ci spokój (niestety info jeszcze potwierdzone) ;-)
Platformy czy SPD?
Platformy w enduro i SPD w gravelu – nie dyskryminuję żadnej z opcji.
Gravel czy enduro?
Mimo ogromnej sympatii do żwirków zdecydowanie enduro.
Dzięki za rozmowę i konkretna pomoc w rozpracowaniu Beskidu Niskiego.
Dzięki, polecam się na przyszłość.
Beskid Niski – Magurski Park Narodowy i Nieznajowa
A teraz pora już na naszą wspólną wycieczkę podczas której zaliczyliśmy wizytę w Magurski Park Narodowy :)
Wycieczkę zaczynamy w Sękowej na parkingu zaraz obok kościoła pw. świetego Jakuba i Filipa. To bardzo dobre miejsce na zostawienie samochodu.
Krótkie zwiedzanie. Piękna drewniana budowla z XVI wieku robi na nas wrażenie.
Następnie ruszamy asfaltami w stronę uzdrowiska Wapienne. Po drodze mijamy oczywiście znów milion krzyży i przydrożnych kapliczek.
Szutrowe drogi idealne na gravela na razie omijamy.
Wskakujemy za to na zielony singlowy szlak idący na Mały Ferdel i Ferdel „właściwy”.
Już tutaj trasa idzie granicą Magurskiego Parku Narodowego. Jadąc tędy trzeba wykupić bilet najlepiej za pośrednictwem strony internetowej parku.
Magurski Park Narodowy – Ferdel. Na szczycie wybudowano wierzę widokową. Bardzo dobry pomysł, bo tutejsze zalesione szczyty są mało atrakcyjne dla turystów.
A tak, za trud włożony we wspinaczkę, dostajemy konkretną nagrodę. Panorama 360 stopni na Beskid Niski.
Na wieży spędzamy zdecydowanie za dużo czasu :)
Cały czas zielonym szlakiem jedziemy w kierunku Magury Wątkowskiej.
Po drodze zatrzymujemy się w rezerwacie Kornuty. Rowery czaimy w krzakach…
… i skaczemy chwilę po dość osobliwych formacjach skalnych, mocno nietypowych jak na te rejony.
W dalszej części szlak jest bardzo przyjemny nawet dla roweru gravelowego, na którym dziś przyjechał do nas Boguś – przewodnik.
Od dłuższego czasu nie padało, dlatego typowe „niskobeskidzkie” błoto zdarza się bardzo rzadko.
Wątkowa 846 m n.p.m. – najwyższy szczyt tego dnia. Faktycznie jest to Beskid Niski ;)
Na Magurze Wątkowskiej wracają wspomnienia z zabawy w geocaching.
Aaaa, byłabym zapomniała. Kto żądny większych wrażeń ten powinien zainteresować się czarnym i żółtym szlakiem do Folusza. Jest enduro.
My dziś podążając za czerwonymi znaczkami zjeżdżamy na przełęcz Majdan.
Jesteśmy znów na terenie Magurskiego Parku Narodowego więc poruszamy się oficjalnym szlakiem rowerowym.
Chatka idealna na bikepackingowy nocleg. Niestety na terenie parku odpada.
Świerzowa Ruska to jedna z wielu nieistniejących łemkowskich wsi.
Dla rowerzystów niewątpliwą atrakcją są liczne brody, które trzeba pokonać zjeżdżając Doliną Świerzówki.
W słoneczny dzień idealne na ochłodę. Gorzej gdy jest zimno i pada.
Wtedy jazda tym szlakiem to konkretne ciapranie się w błotku.
W Świątkowej Wielkiej wjeżdżamy na asfalt i zupełnie nieoczekiwanie przed nami pojawia się…
SKLEP – sytuacja wyjątkowo rzadko spotykana w Beskidzie Niskim.
W Świątkowej Wielkiej Boguś pokazuje nam też najpiękniejszą moim zdaniem cerkiew.
Ze Świątkowej przez Kotań docieramy do Krempnej i siedziby Magurskiego Parku Narodowego.
Niestety ograniczone możliwości zwiedzania z powodu COVID-19 sprawiają, że szybko się stamtąd ewakuujemy.
Na lody i zapieksy w centrum Krempnej. Dwa tygodnie później na PGR ta budka i te zapieksy zrobią mi dzień.
Doładowani energią, szybkimi asfaltami z powrotem przez Świątkową jedziemy w stronę Nieznajowej – najważniejszego punktu dzisiejszej wycieczki.
Zwolnić??? Chyba wolę przyspieszyć ;)
Boguś na gravelu nadaje konkretne tempo.
Nieznajowa to jedna z bardziej malowniczych dolin w Beskidzie Niskim
Zresztą zobaczcie sami.
Wakacyjny, sielsko-anielski klimat.
W głowie się nie mieści, że kiedyś było tu kilkadziesiąt domów.
Symboliczne drzwi w miejscu nieistniejącej wsi.
Ktoś wie, o co chodzi z kamieniami?
I znów ulubione brody ;) Niestety na pierwszym z nich wywijam orła i ląduję w wodzie.
Co ciekawe, Garmin interpretuje glebę jako wypadek i próbuje wezwać pomoc. Pierwszy test tej funkcji wychodzi bardzo pozytywnie.
Kolejne brody pokonujemy już ostrożniej :)
Z Wołowca kierujemy sie na Banicę i na Bartne.
Ta część trasy to już głównie dobrej jakości szutry i asfalty.
Oraz kolejne zabytki architektury drewnianej.
Swoją drogą ciekawym jest, czy dałoby się objechać i zobaczyć wszystkie drewniane kościoły i cerkwie w Baskidzie Niskim i ciekawe ile ich jest wszystkich razem.
Ostatnia tego dnia Cerkiew w Owczarach
I wracamy do sękowej kończąc 80 kilometrową pętelkę :)
Magurski Park Narodowy – gpx