Kwiecień to miesiąc, kiedy to z coraz bardziej tęsknym wzrokiem spoglądam w prognozy pogody. Przebierając nogami w miejscu czekam z niecierpliwością na przystępniejsze temperatury i słoneczne dni, dzięki którym warunki w górach wreszcie stają się dla mnie do przyjęcia.
Do tej pory naszą miejscówką na otwarcie sezonu była Wisła i szlaki od Trzech Kopców do Równicy.
Tamtejszy śląskobeskidzki szuter znakomicie szybko rozprawia się ze śniegiem.
W gruncie rzeczy nie lubię jednak tej nudnej rąbanki. Jedziesz, i tylko telepie rękami i zęby dzwonią.
Szukając inspiracji natrafiłam na relację z zimowego jeżdżenia ekipy Bike, a zaraz potem w ręce wpadło wydanie papierowe gazety, w którym dość pozytywnie opisane zostały trasy rowerowe Srebrnej Góry, wchodzące w skład szybko rozwijającej się Strefy MTB Sudety.
Wybór nie mógł być inny. Dobrze zapowiadająca się miejscówka, nowe nieznane rejony, trochę więcej techniki niż w Wiśle, co zgodne jest z moimi tegorocznymi zapędami Nduro i nie do końca przewidywalne warunki pogodowe.
Day one – Szlak zielony
Na eksplorację rejonu mieliśmy dwa dni.
Od samego początku ciągnęło nas oczywiście w stronę czarnych tras, których charakter opisywano jako mocno wymagające i w charakterze enduro.
Jednak rozsądek wygrał.
Na pierwszy dzień wybraliśmy spokojną zieloną trasę, której 14 kilometrowa pętelka pozwalała mieć nadzieję, że po tej rozgrzewce zaliczymy któryś z trudniejszych wariantów czarnego.
Nadzieje jednak szybko spotkały się z zupełnie nieoczekiwaną rzeczywistością.

Zaczynamy w radosnych acz niepewnych nastrojach. Nocny, 15 centymetrowy opad białego daje do myślenia.

Zaczyna się niewinnie. Artur na oponach Maxxis Ikon daje rade.

Jak można było się spodziewać im wyżej, tym więcej śniegu.

Jedzie się jednak badzo komfortowo. Ścnieg czasem tylko powoduje uślizgi, ale trening core jak najbardziej wskazany.

Niestety po południowej stronie pojawia się sporo wody i błota. Warunki jezdne zmieniają się tak samo szybko jak pogodowe. Zaliczamy śnieżycę, jazdę w kopnym śniegu, gdy z górki tętno dochodzi pod LT, piękne słońce, które nakazuje się rozebrać i rzeki płynącej wody powstałe w wyniku topnienia śniegu. Herbatka z węglowodanami prostymi daje jednak kopa i całą pętlę określoną na stronie Strefy jako „light” w tych warunkach pokonujemy z dużą satysfakcją. Na mocniejsze wrażenia tego dnia nie mamy już parcia.
Day two – szlak niebieski
Drugi dzień, to już tylko dziesięciocentymetrowy nocny opad białego i mocne poranne słońce. Daje to nadzieję na równie dobre warunki, jak wczoraj, jednak czarne trasy postanawiamy sobie odpuścić. Srebrna Góra tak nam się podoba, że na pewno tu wrócimy, by je poznać. Wybór pada więc na niebieski szlak Muflon, którym przebiega maraton organizowany w tej okolicy.

Trasa początkowo pokrywa się z wczorajszą, jednak już na początku widać, że nie będzie tak samo. Struktura i konsystencja śniegu zdecydowanie mniej przyjazna, ale jedziemy.

Prędkość iście z kategorii Nduro, ale gdzie tu się spieszyć.

Jest momentami zdecydowanie stromiej i trochę wypychu zaliczamy. Szlaki zupełnie nieprzetarte, więc #exploremore w pełnym tego słowa znaczeniu.

Zjazdy jednak wynagradzają wszelkie trudy wypychu. Zdecydowana frajda.

Niestety kolejne kilometry pokonujemy, mimo iż z wielką przyjemnością, to zdecydowanie za wolno. Na przełęczy Waliborskiej zmuszeni jesteśmy zmodyfikować dalszą trasę i asfaltami docieramy z powrotem do Srebrnej Góry.
Strefa MTB Sudety ma jeszcze sporo do zaoferowania. Z pewnością nie jest to nasza ostatnia tutaj wizyta.

Tracki GPX dostępne tutaj:
Dzień pierwszy
Dzień drugi.