Czy coraz popularniejsze ostatnio wśród rowerowej braci bike parki, można jeszcze zaliczać do kategorii enduro? Niektórzy „realenduroriders” ostro wzbraniają się przed wykorzystywaniem wspomagaczy w jeździe pod górę. Dla mnie bike park to miejsce, gdzie można bez innych rozpraszaczy skupić się na technice. Nie ma wielokilometrowych podjazdów, nie marnujemy sił i na szczycie mamy tak naładowane energią akumulatory, że nogi same palą się do tego by spożytkować ją w całości na zjazd? Czego chcieć więcej?
Morzine, Chatel, Saalbach, Leogang, Livigno – tego chcieć więcej. Kto był, ten wie.
W Polsce ciągle jeszcze czekamy na bike park z prawdziwego zdarzenia.
Stożek, Koninki, Czarna Góra, Góra Żar, Zawoja, Palenica, Kluszkowce – miejscówek sporo, ale wszędzie czegoś brakuje. Póki co trzeba uzbroić się w cierpliwość i do czasu kiedy nie pojawią się na rynku większe pieniądze, cieszyć się z tego co mamy.
W tamtym roku głośno było o inicjatywie w Zawoi. Skusiłam się i wizyta w PKL Bike Parks na Mosornym Groniu rozbudziła nadzieję na dobrą rowerową miejscówkę. W tym roku niestety wyciąg chodzi tylko w lipcu i sierpniu, więc ciężko jest gdybać nad przyszłością tych tras.
PKL Bike Parks to jednak nie tylko Zawoja, a i drugi położony nieco bliżej mojego domu spot – Góra Żar, miejsce niemal kultowe dla polskiego DH.
Już od jakiegoś czasu planowałam wizytę na Żarze. Stara trasa A-line którą jeździliśmy podczas robienia okładki bardzo mi podeszła. Gdy dowiedzieliśmy się, że została odnowiona, a dodatkowo Arek Perin dołożył swoją działkę w postaci Easy Line trzeba było sprawdzić, o co kaman.
Kolejka
Początkowo trochę się bałam. Góra Żar w weekend to tabuny turystów. Można sobie tu przyjść w klapeczkach, zjeść u góry pizzę znanej sieciówki, popatrzeć na pikne widoki i zjechać na dół :)
Na szczęście, mimo iż byliśmy tam właśnie w sobotę przy nad wyraz dobrej pogodzie, tylko raz zdarzyło nam się czekać na wagonik, który dopiero w drugiej rundzie wywiózł nas na górę. Pozostałe sześć razy ledwo zjechaliśmy na dół, a już można było pakować tyłek do przedziału. Na szczęście kolejka turystów jest tutaj zupełnie niezależna od kolejki rowerzystów. Każda w grup ma wydzielone przedziały i teoretycznie nie powinni wchodzić sobie w drogę. W praktyce oczywiście znajdują się święte krowy, które lubią zająć przedział rowerowy, ale po kilku uprzejmych słowach zawsze lądują w sobie tylko dedykowanym.
Wagonik do góry jedzie raczej szybko, w ciepłe dni w ramach biletu mamy saunę, ale do przeżycia. Na wielu stronach internetowych do tej pory króluje pogląd, że w ten sposób można wytopić tłuszcz. Więc mamy prawie przyjemne z pożytecznym ;)
Wyciąg otwarty jest w godzinach 9:00-20:00, więc w ciągu jednego dnia można się faktycznie solidnie wyjeździć.
Cennik dla sportowców przewiduje specjalny bilet – w cenie 65 zł mamy albo cały dzień bujania, albo 10 przejazdów, które można wykorzystać do końca sezonu. Na uwagę zasługuje fakt, iż w cenę wliczone jest ubezpieczenie. O warunki nie zdążyłam spytać.
Trasy
Do wyboru mamy trzy: Air Line, Easy Line, DH Line
DH Line
Łubudubu, łubudubu, łubudubu.
W sumie nie trzeba by było więcej pisać.
Jadąc nią przestałam się dziwić, czemu w komentarzach często nazywają ją rąbanką.
Amortyzacja się tu nie nudzi, bicki pracujo. Trudna, stroma i wymagająca trasa dla roweru enduro. W sam raz na trening. Flow tu nie znajdziecie, chyba nawet na rowerze DH.
Zdjęć na niej nie zrobiliśmy, bo zbyt mocno angażowały nas kamienie i dropy.
Air Line
Po pierwszym przejeździe byłam zawiedziona, po drugim przestraszona, przy trzecim wreszcie głowa puściła i tak na czwartym złapałam wreszcie trochę flow. Trasa przygotowana perfekcyjne i chyba jedyna taka w Polsce. Jak się już ogarnia loty to banan na ryjku murowany, gdy bardziej ogarnia się niedoloty to lepiej uważać.
Zdecydowanie i stanowczo radzę pierwszy przejazd zrobić mocno zapoznawczy, jest milion hop, które wybijają pięknie w górę i można mocno się zdziwić.
To jest prawdziwy AIR LINE a nie jakaś popierdółka. Zresztą sami zobaczcie:
Easy Line
Pierwotnie zwana Familly, ale powiem szczerze, że są na niej miejsca zupełnie nie familijne :)
Początkowo biegnie razem z Air Line, by po pierwszych kilku bandach odbić w prawo. Bardzo ciężko przegapić rozjazd. Zaczyna się niewinnie sekcją pumptrackową.
A po wjeździe do lasu pokazuje swoją prawdziwą naturę.
Przyjemnie wyprofilowane bandy, liczne miejsca do nauki pompowania oraz niewielkie wybicia do pierwszych skoków.
Niby nic, a daje frajdę. Porównując do bielskiego Twistera jest mniej dzika.
Poziom trudności w większości miejsc zależy oczywiście od szybkości. Są jednak dwa fragmenty, które moim zdaniem powinno się zrobić inaczej i które sprawiają, że IMHO na trasę tą bałabym się zabrać kogoś faktycznie początkującego.
Mam tu na myśli sekcję dwóch stromych, następujących po sobie band i miejsce ponownego połączenia się tras Easy z Air. Niewątpliwym mankamentem jest też fakt iż aby zjechać do wyciągu z trasy Easy Line jedyną możliwością jest zjazd końcówką Air Line, która jak wspomniałam, wymaga już pewnych umiejętności. Radą na to może być oczywiście przedłużenie łatwiejszej ścieżki do samego dołu. Domyślam się jednak, że sporą w tym przeszkodą są finanse.
Infrastruktura
Na infrastrukturę w przypadku Góry Żar i Międzybrodzia Żywieckiego nie można narzekać. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Jest całkiem sporo restauracji, barów i knajp, jest mnóstwo miejsc i pensjonatów noclegowych. Zabierając ze sobą rodzinę nie musisz się martwic, że będą marudzić. Jezioro Międzybrodzkie, Tor Saneczkowy, Loty Paralotniowe, jest w czym wybierać.
Niestety nie mam dla Ciebie propozycji sprawdzonych noclegów, bo to miejsce, gdzie byłam do tej pory jedynie na szybkich, jednodniowych ustawkach. Nie zdążyłam również sprawdzić regionalnej kuchni. Jeśli masz jakieś doświadczenia, które mogłyby przydać się innym czytelnikom i mi pisz śmiało.
Podsumowanie
W ciągu jednego dnia jeżdżenia po żarskich trasach w żarze słonecznych promieni udało mi się doświadczyć szeregu często sprzecznych emocji. Od początkowego „ale o co chodzi?” poprzez „wow, ja latam”, aż po niedosyt ostatniego zjazdu.
PKL Bike Parks Żar to z pewnością miejscówka z potencjałem, wymagająca dopracowania, ale już teraz można tam spędzić mega fajny dzień.
Przeczytaj moje za i przeciw, wpadnij na kilka rundek i podziel się ze mną wrażeniami. Bo najlepiej jest samemu łapać flow i rombankę niż czytać o tym w internetach.
Tak
– wysoki standard przygotowania tras
– pierwszy w Polsce Air Line
– sprawnie działająca kolejka
– flow na Easy Line
– widoki
– atrakcje dodatkowe dla rodziny
Nie
– słabe oznakowanie, brak wykończenia miejscówki – nie ma map, jasnego punktu startowego tras
– brak czegoś pośredniego pomiędzy Air Line i Easy Line