Nie ma chyba rzeczy bardziej banalnej na świecie.
Wyobraźcie sobie, że lądujecie z rowerami w górzystym rejonie z jakimś jeziorkiem w najbliższej okolicy. Jakiego tripa zrobicie najpierw?
No pewka, pierwsze co przychodzi na myśl, to objechanie owego jeziora wokoło.
Jezioro Garda od rowerowej strony znamy już dość dobrze i mimo iż wiemy, że trasa wokół niego nie jest specjalnie polecana, to jednak postanowiliśmy się o tym przekonać na własnej skórze.
Generalanie te wakacje w założeniu miały być mało rowerowe a bardziej plażowe. Dlatego nie wzięliśmy ze sobą rowerów MTB, a jedynie gravele, by od czasu do czasu pomiędzy plażowaniem pojechać sobie na lody.
Jak zwykle jednak, pociągnęło wilka do lasu. Uznaliśmy, że skoro nie szalejemy rowerowo na tym urlopie to jeden dłuższy trip będzie w sam raz.
150 km wokół najbardziej znanego jeziora we Włoszech, bez większych górek, w większości praktycznie po płaskim. Brzmi dobrze, nie?
Niestety nie do końca.
Jeżeli nie masz zbyt wiele czasu, TLDR i tego typu akcje, to uwierz, że ta wycieczka serio nie ma sensu. Będąc nad Jeziorem Garda i mając jeden dzień na jeżdżenie, zdecydowanie lepiej wybrać Tremalzo albo Bondone. Jeśli masz czas przeskroluj obrazki, bo chyba całkiem ładne wyszły i przeczytaj podpisy przekonując się, że to naprawdę nie ma sensu :)
Niestety dalsza droga to bardzo mało przyjemny odcinek południowo-zachodniego wybrzeża Jeziora Garda. Miasta, samochody, smog, hałas. Jedziemy szybko, by jak najprędzej stąd uciec.
Dopiero po 30 kilometrach, w miejscowości Salo samochody trochę odpuszczają i znów wracamy na wybrzeże. Niestety mamy pecha. Prognozy pogody w drugiej części dnia zapowiadały intensywne opady deszczu. Wszystko wskazuje na to, że solidnie nas zleje, bo zaczynają dobiegać do nas odgłosy zbliżającej się burzy.
Co chwilę zerkając na radar wyładowań, zjadamy szybką pizzę w jednym z miasteczek. Nie jest dobrze, a do domu daleko.
Droga wzdłuż zachodniego wybrzeża przebiega nam pod znakiem ciągłej ucieczki przed ścigającą nas burzą oraz nieprzyjemnych tuneli. Na szczęście w związku z pogodą ruch też jest mniejszy. Niestety kilka kilometrów przed Limone burza nas w końcu dogania.
Punkt widzenia mocno nam sie zmienia. Uciążliwe i mało przyjemne tunele teraz są miejscem ucieczki przed lejącym się z nieba deszczem.
Gdy docieramy do Limone, jesteśmy przemoczeni, ale nawałnica na szczęście odchodzi dalej na północ. Mimo tego, że bardzo lubimy tą cytrynową miejscowość, nawet nie myślimy o chwili postoju.
Robimy tylko pamiątkowe zdjęcie…
Do Rivy dotarliśmy już po zmroku, ale nie był to jeszcze koniec dnia, bo w planach mieliśmy wieczorne spotkanie z bardzo dobrymi znajomymi, którzy podczas swojego biekpackingowego miesięcznego tripa po Europie akurat też zjechali nad Gardę.
Ależ to był wieczór :)))
Jezioro Garda wokoło gpx
A tutaj ślad naszych przygód.