To wpis z 2011 roku, kiedy jeszcze na chleb mówiłam bep a na muchy tapty. Masz ochotę na coś aktualniejszego zapraszam tutaj – Lago di Garda przewodnik rowerowy.
Po wczorajszym odpoczynku, z mięśniami naładowanymi glikogenem wreszcie przychodzi pora na konkretną wycieczkę. Klasyk Lago di Garda – Passo Tremalzo.
Każdy, kto jest nad Gardą musi zaliczyć tą wycieczkę. Z racji przewyższeń i widoków, jakie przyjdzie nam oglądać.
Passo Tremalzo – przełęcz przełęczy
Początek taki sam jak nad Lago di Ledro, czyli obfitująca w widoki i przyjemne miasteczka Via del Ponale.
Nad jeziorem na liczniku przewyższeń pojawia się 500 metrów. Poszło jakoś przyjemnej niż za pierwszym razem ;)
Wcinamy więc szybko batonika i kierujemy się ścieżką rowerową w stronę Doliny Ampola.
Przyjemna asfaltowa droga po płaskim. W sam raz na chwilę odpoczynku przed kulminacyjnym 1000 metrowym podjazdem na Passo Tremalzo.
Odpoczynek jednak nie jest za długi, bo wtem przed oczami ukazuje się tabliczka…
Zaczynamy więc zabawę. Z nóżki na nóżkę, delikatnie acz konsekwentnie nabieramy wysokości. Podjazd jest przyjemny, średnie nastromienie to 7%. Większość prowadzi w lesie, więc słońce nie dokucza. Po pierwszych czterech kilometrach zaczynają się widoki. Ot troszkę górek.
Gdzieś w połowie źródełko, zatrzymujemy się więc aby uzupełnić zapasy. Spotykamy kilku innych bikerów. Mija nas pewien czech z żoną. Wzięliśmy ich wcześniej, ale zdjęcia i źródełko wyrównało stawkę :)
Jedziemy dalej, gdy z daleka nagle słychać dzwonki. Stado reniferów św. Mikołaja? Nieee. Krowy na pastwisku. Genialny widok i odgłosy. Każda ma na szyi alpejski dzwonek, a że jest ich naprawdę dużo, na każdym przejeżdżającym rowerzyście robi to wrażenie.
My jedziemy jednak dalej.
Wreszcie po godzinie i czterdziestu minutach przed oczami pojawia się schronisko i cel wycieczki górujące nad nim Tremalzo. Na sam szczyt wjechać się nie da. Dziś wjedziemy jeszcze tylko 200 metrów wyżej, by potem oddać się zjazdowi z 1800 m n.p.m.
Chwila na lansik…
Podziwianie widoków…Masyw Monte Baldo.
I ruszamy dalej. Trzeba zaliczyć jeszcze krótki szutrowy podjazd i tunnel.
Kultowy zjazd z Passo Tremalzo
Teraz tylko zjazd.
Serpentynowa, szutrowa droga, niby łatwa, ale piekielnie sypka nawierzchnia sprawia, że rower tańczy i naprawdę trzeba uważać.
Na drodze tej spotykamy bikerów jadących pod górę. Nie dawno także Sławek robił tą trasę w druga stronę. Nie polecam jednak tego kierunku. Poza technicznymi fragmentami w dolnej części trasy szuter da się podjechać, ale jest to chyba mało przyjemne. Poza tym podczas podjazdu traci się widoki, będące ważnym elementem tej wycieczki.
My cieszymy się więc serpentynami i widokami.
Znajdują się też fragmenty podjazdów, ale jest ich stosunkowo mało.
Nagle po jednej stronie pojawia się pyszny singielek w stylu enduro. Niestety uskoki i stromizna nie pozwalają zjechać rowerem w dolinkę, która do niego prowadzi. Postanawiam zajrzec tak chociaż pieszo.
Podczas wspinaczki okazuje się jednak, że nie jest to ścieżka na moje umiejętności. Na zdjęciu tego nie widać, ale miałam problemy z wchodzeniem, a co dopiero ze zjazdem :)
Szczyt jednak zdobyłam, w oczom ukazał się taki widoczek…
Niestety ze szczytu zobaczyłam też zbliżające się burzowe chmury. Trzeba było się więc spieszyć.
Zaliczyliśmy szybko świetny singiel, dość trudny technicznie, na którym nawet udało się przyszpanić skokami.
I ciekawe samoobsługowe schronisko, gdzie można było zaopatrzyć się w wodę i wino, a opłatę ujścić według swego mniemania. Szaleństwo…
Niestety burza dalej straszy swoim nadejściem, cykamy więc ostatni piękny widoczek i myk szybko w dół.
Na Via del Ponale łapie nas deszcz, my jednak mu uciekamy i szaleńczym tempem wracamy do Arco.
Passo Tremalzo zrobiło na nas wrażenie. To Zdecydowanie wycieczka do polecenia każdemu.
http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId=xjqdxjwqzbjxdnkw
…