Już od paru dni zbieram się aby napisać słów kilka o moich siłownianych bojach. Są jednak sytuacje, kiedy plany planami, a głowa swoje. Mnie dziś zainspirowało zdjęcie, które pojawiło się na oficjalnym fanpage-u Justyny Kowalczyk.
Od piątku głównym tematem w telewizji jest olimpiada oraz szanse medalowe naszej reprezentacji. Podobno nie jest źle i w kilku dyscyplinach mamy spore szanse. Jedną z nich jest oczywiście narciarstwo biegowe. Pech trafił, że naszą główną nadzieję medalową – Justynę Kowalczyk, dopadła ostatnio kontuzja. We wszystkich programach, forach i internetach wszelkiej maści specjaliści zdążyli już wygłosić swoje sądy, co to oni by nie zrobili, będąc na miejscu naszej zawodniczki, co to oni nie wiedzą i jak to oni super znają się na bieganiu na nartach. Prawa jest jednak taka – PANOWIE I PANIE OGLĄDAJĄCY I KOMENTUJĄCY SPORT ZZA BIURKA I KANAPY NA SWOICH LAPTOPACH, TELEWIZORACH I KOMÓRKACH – WY O TYM G…O WIECIE!
Jak trudna to sytuacja, wie tylko sportowiec, który kilka lat przygotowuje się do tego jedynego, najważniejszego startu, skupia się na treningu, diecie i swojej głowie, by wszystko w ostateczności zgrało się na dobry wyniki. Myśli, że już jest wszystko perfekt i nagle pstryk i całe te starania biorą w łeb.
W przypadku większości zwykłych ludzi po początkowym szoku oraz etapie zaprzeczenia i gniewu przychodzi moment, kiedy uświadamiamy sobie, że zaprzeczanie zaistniałej sytuacji nie ma sensu i godzimy się z faktami rezygnując z wcześniejszego celu. Sportowiec to jednak zgoła inna istota. Motywacja i determinacja w przypadku takiej osoby potrafi zdziałać cuda i doprowadzić do rzeczy niewyobrażalnych. Nie na darmo głównym hasłem wszelkich mów motywacyjnych jest argument, że WSZYSTKO SIEDZI W GŁOWIE.
Wie to też każdy, kto choć amatorsko ze sportem miał do czynienia. Ile to razy, po zaliczeniu solidnej gleby (nie mowa tu oczywiście o piłkarzach) wsiadaliście z powrotem na rower, a dopiero potem okazało się, że coś wam się popsuło(mam tu oczywiście na mysli ciało:))? Ile razy wbrew zaleceniom lekarzy trenowaliście z kontuzją? Ile razy na zawodach światowego poziomu okazywało się, ze jakiś zawodnik wygrał mimo np. złamanych żeber. Ja ze złamanym palcem chodziłam i jeździłam trzy tygodnie, dopiero po tym czasie dowiedziałam się, że jest złamany. Bolało, ale było do wytrzymania. Wierzę, że motywacja Justyny pozwoli wytrzymać ból stopy, a medal wynagrodzi cierpienia.
Pozwólmy pani Justynie zadecydować o sobie. Jest dorosła, świadoma i zdaje się rozsądna. Wczorajsze szóste miejsce potwierdziło hart ducha. Trzymamy kciuki.