Gdybym zrobiła ankietę i zapytała – z czym kojarzy wam się enduro, w wynikach na pewno znakomita większość wskazała by na kolorowe ciuchy i wielkie plecaki.
I o ile kolorowe ciuchy są jak najbardziej podstawne, bo dobrze wyglądają na zdjęciach i są mocno wygodne, o tyle duże plecaki nie dość, że niewygodne, to zakrywają jeszcze fajne kolorowe ciuchy.
Plecak w n’duro to pewien fenomen.
Po co on komu? A no okazuje się, że tak, jak nie ma ęduro bez błota, tak i plecak jest jego nieodzownym elementem.
Najczęściej o plecaki pytają mnie znajomi maratończycy.
„Co tam w tym plecaku wozicie? Przecież ja na maraton jadę zupełnie bez niczego. A na enduro potrzebny taki wielki plecak?”
Wtedy mam ochotę odpowiedzieć, że tak generalnie to nie jeżdżę zbyt dobrze a w plecaku mam spadochron na wypadek gleby.
Zacznijmy jednak od początku.
Ęduro ma się ni jak do maratonu, bez względu czy to ęduro wyścigowe, czy wycieczkowe.
Zupełnie inny charakter jazdy i organizacja zawodów sprawiają, że inaczej trzeba się do tego przygotować.
Pierwszym argumentem przemawiającym za plecakiem jest bezpieczeństwo.
Większość modeli dostępnych na rynku dedykowanych kolarstwu bardziej grawitacyjnemu posiada bowiem protektor placów.
Z gumy nie jesteśmy, siedmiu żyć nie mamy, więc czasem lepiej chuchać na zimne i w takowy ochraniacz zainwestować.
Do plecaka leci, lub już w nim jest protektor pleców.
Kolejnym argumentem jest …bezpieczeństwo.
I nie, nie pomyliłam się. Dla jednych masło maślane, a dla mnie podstawa. Jeżdżąc w trudnym terenie zdecydowanie warto poza ochraniaczem pleców mieć też nakolanniki i coś twardego na łokcie. I mimo iż producenci kombinują jak mogą to jazda w nich pod górę nigdy nie będzie tak wygodna, jak bez nich. Gdzie je więc schować?
No właśnie…do plecaka wpadają ochraniacze.
Trzecim argumentem będzie nic innego jak… bezpieczeństwo.
Tym razem głowa. A ona jest chyba najbardziej wartościowym elementem naszego organizmu.
Tu do wyboru jest kilka opcji. Można jechać na lekko w orzeszku. Niestety czasem orzeszek nie wystarcza. Ja po jednym ze spotkań z glebą wbiłam sobie patyk w policzek, uszkodziłam jakiś nerw i do tej pory oko skacze mi w różnych dziwnych okolicznościach. W pokera już grać nie mogę, a strach myśleć, co byłoby gdyby patyk wylądował 3 cm wyżej. Postanowiłam nie ryzykować i podobnie jak inni zainwestowałam w full facea, czyli nic innego jak kask z ochroną szczęki.
Powiecie jednak, że to nie ma wpływu na wielkość plecaka. A ja wam powiem, że wręcz przeciwnie i zapytam, czy robiliście kiedyś podjazd w FF? A no to sobie wyobraźcie, jak w takim kasku musi być ciepło. I wtedy są dwa wyjścia – drugi kask, albo modny ostatnio model z odpinaną szczęką.
Czy tak, czy siak, do plecaka leci nam kolejny element – kask lub odpinana szczęka. Obydwie rzeczy, mimo że lekkie to jednak dość mało kompaktowe.
Lecąc dalej z koksem, mamy kolejny argument, jakim jest paliwo.
Enduro to wielogodzinny wysiłek, często z dala od cywilizacji, gdzie wbrew pozorom, często trudniej pod górę niż w dół.
Kiedyś uczyli mnie, że idąc w góry trzeba zabrać ze sobą czekoladę, a że ja najbardziej lubię Milkę Oreo XXL, to dalsze wytłumaczenia co do słuszności posiadania dużego plecaka wydają się być zbędne.
Co z tymi co bez milki wytrzymają?
Na pewno nie wytrzymają bez wody. A wodę w enduro rzadko leje się do bidonu. Raz, że ramy często uniemożliwiają jego przymocowanie, dwa, że jak ktoś leci piecem to nie trudno wyobrazić sobie, że po pierwszych kamieniach bidonu już nie posiada (maratończycy zresztą znają widok bidonów leżących po bokach niejednego trudniejszego zjazdu), trzy – bidon ponoć nie jest trendy w enduro.
Wszystko to sprawia, że do plecaka lecą kolejne elementy- bukłak z wodą i Milka Oreo,
Piąty argument to fail-e sprzętowe na trasie.
Czy to klasyczne mtb, czy szosa, czy też enduro to tą dętkę, pompkę, łyżki i multitoola wypadało by mieć.
Szósty argument to warunki pogodowe.
O tym, że na wycieczkę w góry warto mieć coś przeciwdeszczowego wie każdy, bez względu czy woli delikatne czy mocniejsze doznania. Na maratonie kurtka przeciwdeszczowa nie jest konieczna. Niejedną masakrę błotno-deszczową przejechałam na krótko. Czemu w enduro się nie da? Bo zawody są zupełnie inaczej rozwiązane. Na maratonie wysiłek jest ciągły i intensywny. Nie masz czasu się wychłodzić. Na zawodach enduro często jeszcze normą jest oczekiwanie na start odcinka specjalnego. Zęby dzwonią z zimna po pięciu minutach. Do plecaka ląduje w końcu kurtka przeciwdeszczowa.
Rider Equipment
Each rider must be self-sufficient during the entire duration of the race. Personal responsibility and self-sufficiency are a large part of the spirit of enduro racing and riders are encouraged to carry adequate equipment for operating in mountainous environments. Each rider should remember that they are solely responsible for themselves but are urged help other competitors on course.
It is strongly recommended that all competitors carry:
• Suitable backpack
• Waterproof jacket
• Emergency blanket
• Innertubes/ puncture repair kit
• Multi tool
• Basic, well maintained first aid kit
• Map
• Food and fluids
• Eye protection (glasses or goggles)
• Emergency contacts supplied by organiser
• Whistler
I niby wydaję się, że to wcale nie wiele, ale jak to wszystko człowiek spakuje do plecaka to cieszy się, że zamiast planowanego 12 litrowego zakupił tylko z powodu ładniejszego koloru szesnastkę :)
Tytułowe foto: Rowerowa Telewizja.