Kupujesz rower za miliony monet, wyciągasz z pudełka, dokręcasz luźne śrubki i umawiasz z ziomkami na wspólne kręcenie. Ogarniając się na parkingu, czujesz motyle w brzuchu. Koledzy zerkają z zazdrością. Podjazdowe metry idą wyjątkowo przyjemnie. Ten rower sam jedzie. Lądujesz na szczycie i nawet nie masz zadyszki. Teraz najlepsze. Crême de la crême. Pierwszy zjazd. Zakładasz gogle, poprawiasz pedał i fru, zakręt, lewo, prawo, uskok.
Ale nagle…
Łubudub. Yep. Puff. Bęc.
Nie wiesz jak to się stało, ale zaliczyłeś glebę, pierwszą od kilku tygodni. Trochę się porysowałeś, ale do wesela się zagoi. Najgorszy jest fakt, że rower też oberwał. Pech chciał, że trafiłeś na jeden jedyny kamień w okolicy wystający z trawy przy ścieżce. Na górnej rurze szlif na kilka centymetrów. To je amelinium tego nie pomalujesz. Twoje serce krwawi.
Znasz to?
Każdy zna.
Ochronna folia na rower
Karbon, amelinium czy stal. Wszystkiego żal jednakowo, gdy na lakierze pojawia się pierwsza rysa. Wszystkie rowery, które miałam do tej pory, starałam się w jakimś tam stopniu ochraniać. Niezastąpiona w tej kwestii okazywała się oczywiście ochronna folia na rower.
Do klejenia w pierwszej kolejności szła zazwyczaj dolna główna rura, tylne widełki oraz miejsca styku pancerzy z ramą. Zgodnie z prawem Murphy’ego rower rysował się oczywiście zawsze tam, gdzie folii nie było. Wtedy w głowie powtarzałam sobie, że rower przecież musi być jeżdżony, a czysty i niepoharatany sprzęt to jak czyste dziecko – nieszczęśliwe.
I wszystko dalej byłoby po staremu, gdyby nie pewne spotkanie w Ruzomberoku, gdzie wpadł mi w oko nowy rower Agi, niemal cały oklejony folią. Na dodatek tak dokładnie i starannie, że od razu zapytałam, o co kaman i kto jej zrobił takie cudo.

Pucu, pucu.
Chlastu, chlastu.
Rower odtłuszczony.
Po co stosować folię ochronną?
To zdecydowanie pytanie retoryczne. Gdybyś jednak dalej nie był przekonany odpowiedz na kilka z poniższych pytań. Jeśli na conajmniej trzy odpowiesz twierdząco, kup folię, albo chociaż naklejki ochronne na rower.
Czy wydałeś/aś na swój rower ostatnie oszczędności?
Czy twój rower kosztuje więcej niż twój samochód?
Czy często podróżujesz z rowerem, transportujesz go na bagażnikach, przyczepkach etc?
Czy jeździsz po kamieniach i korzeniach?
Czy jesteś rowerowym zbokiem jarającym się bikepornami.
Czy chcesz w przyszłości sprzedać swój rower?
Ochronna folia na rower to coś, w co warto zainwestować. Folia chroni lakier ramy w miejscach newralgicznych narażonych na uszkodzenie, takich jak punkty styku linek, dolne elementy ramy narażone na uciekające spod kół kamienie. Dodatkowo zabezpieczy nasz rower przed rysami z piasku czy błota, a także wyeliminuje ryzyko otarć powstałych podczas np przewożenia roweru na bagażniku czy przyczepie z innymi rowerami.
Poszczególne elementy folii są dobrze do siebie dopasowane.
Przy aplikacji przydaje się sprawna ręka.
Folia z daleka jest praktycznie niewidoczna.

Jaką folię wybrać?
Na rynku jest sporo firm oferujących tego typu produkty. Jedne są grubsze inne cieńsze, jedne matowe inne połyskujące. Można kupić już powycinane elementy lub całe arkusze, z których sami wycinamy potrzebne nam kształty.
Jak już zauważyliście, ja w tym roku postanowiłam spróbować folii polskiego producenta – marki The Trail. Folię nabyłam w pakiecie bonusowym, uwzględniającym jej aplikację.
Szperając w internetach spotkacie się z wieloma alternatywnymi formami zabezpieczania roweru. Ja znalazłam:
folie ze sklepów plastycznych
folie ochronne do okien
taśma izolacyjna – na Janusza
niewiadomego pochodzenia foliowe wynalazki z allegro
samochodowe folie ochronne – Oraguard Stone Guard, 3M
Z wszystkich powyższych jedyne co mogę polecić, to samochodowe folie ochronne. Tak naprawdę folie rowerowe są zazwyczaj robione na wzór folii samochodowych, albo nawet z nich samych.

The Trail – opis, opinia i wrażenia
Folia na rower The Trail występuje w dwóch grubościach (enduro, xc) oraz wielkościach (basic, pro). W pudełku znajdziemy arkusz z gotowymi, wyciętymi już kształtami oraz instrukcją obsługi czyt. naklejania, oKlejania. Broń cię Panie Boże nie obklejania!!!
Folia jest elastyczna i dobrze dopasowuje się do kształtu ramy, poszczególne elementy są tak powycinane, by uzupełniały się w zależności od wielkości ramy.
Folia rozgrzewa się pod wpływem ciepła ręki, często wystarczy przetrzeć ją kilka razy i już dopasowuje się lepiej.
Po zaaplikowaniu folii rower wygląda bardzo dobrze, folia jest praktycznie niewidoczna.
Czy działa? To okażę się po kilku miesiącach. wtedy wrócę tu i uzupełnię wpis.
Instrukcja obsługi – jak nakleić folię ochronną na rower?
- Wybieramy odpowiednią folię. W przypadku The Trail mamy do wyboru: ENDURO lub XC (różnią się grubością) oraz PRO lub BASIC (różnią się ilością elementów).
- Możemy zaopatrzyć się w nożyk do docinania folii, raklę do dociskania folii w trudnych do dojścia miejscach oraz suszarkę. Pod wpływem ciepła folia lepiej się dopasowuje do ramy.
- Odtłuszczamy powierzchnię, gdzie będziemy nakładać folię- najlepszy będzie płyn do szyb, rowerowy odtłuszczacz lub benzyna ekstrakcyjna. Warto też porządnie umyć recę mydłem, by te też nie były tłuste.
- Nakładamy folię. Instrukcja The Trail jest tu – https://youtu.be/8KM01I47pDM.
- Gdy aplikujecie folię inną niż The Trail i sami wycinacie jej kształty z dużego arkusza, dobrym pomysłem jest to, by najpierw wyciąć wzornik z papieru, a dopiero potem odrysować go na folii.
- Kryte linki w nowoczesnych ramach zdecydowanie ułatwiajaą aplikację, jest mniej trudnych miejsc.
Krótka historyjka obrazkowa z oklejania roweru folią ochronną.
BEDZIESZ PAN ZADOWOLONY

Folia rowerowa The Trail – aktualizacja wpisu po roku użytkowania
Minął dokładnie rok od oklejenia mojego roweru startowego (Halinki) folią ochronną The Trail. Mimo iż raczej dbam o sprzęty, to Halinka łatwo ze mną nie miała. Nie raz doświadczyła nieoczekiwanego, bliskiego spotkania z glebą, ostre krawędzie kamieni czyhały na jej lakier na każdej wycieczce czy zawodach, podczas transportu też zdarzały się przygody.
Przychodzi czas rozstania, pora na ściągnięcie folii i ocenienia strat.
Jak odkleić folię z roweru?
Na stronie The Trail znajdziecie tutorial, w którym Szymon tłumaczy i pokazuje, w jaki sposób ściągnąć folię ochronną z roweru. Faktycznie nie ma w tym nic trudnego. Potrzebujesz do tego tylko suszarki lub opalarki, sprawnych dłoni i w wyjątkowych przypadkach benzyny ekstrakcyjnej.
W skrócie:
Umieszczamy rower stabilnie w stojaku.
Znajdujemy brzeg folii i delikatnie próbujemy ją odkleić.
Oceniamy, czy idzie nam to lekko czy są kłopoty.
W razie potrzeby chwytamy suszarkę i ciepłym strumieniem powietrza traktujemy folię, pamietajmy, że folii nie można rozgrzać za bardzo, bo wtedy będzie nam się rwała.
Starannie, powoli odklejamy folię, starając się, by ciagnąć za nią tak, aby była cały czas pod kątem prostym do płaszczyzny, na której jest przyklejona.
Gdy już odkleimy całą folię, sprawdzamy, czy nie pozostał nam nigdzie klej.
Jeśli gdzieś został klej, próbujemy usunąć go benzyną ekstrakcyjną. Najlepiej najpierw zrobić to w mało widocznym miejscu ramy, by przekonać się, czy benzyna nie reaguje z lakierem.
Jeśli zrobiliśmy wszystko tak jak trzeba. Możemy na nowo cieszyć się rowerem wyglądającym, jak ledwo wyciągnięty z pudełka.
Tyle teorii. W praktyce wyglądało to tak.
Po roku jazdy uszkodzenia folii pojawiły się w miejscu styku roweru z wieszakiem, na którym trzymamy rowery.
W miejscach gdzie rower dostał jakimś kamieniem i potem pod folię dostała się woda.
W miejscach kontaktu pancerzy z ramą.
Tylne widełki to jeden z najbardziej narażonych elementów. Zaraz po dolnej rurze.
Amortyzator też przyjął kilka konkretnych strzałów.
To nie wygląda dobrze.

Folia z ramy Liv Hail nie bardzo chciała się odkleić, w ruch poszła suszara.
Pomimo ogromnych starań i delikatności folia schodziła zostawiając po sobie warstwę kleju.
Próbowałam w kilku różnych miejscach.
Niestety klej cały czas zostawał na ramie. Najprawdopodobniej wina leży w rodzaju lakieru jakim pomalowana jest rama. A może bardziej braku tego lakieru.
Rama Liv ma wygląd szczotkowanego amelinium i mimo iż powierzchnia jest bardzo gładka, to chyba przyciąga do siebie klej.
Z amortyzatora folia odkleiła bez problemu.
Na szczęście na klej mamy sposób. Benzyna jest dobra na wszystko. Pół godziny pucowania na balkonie i rower lśni.
Pamiętacie jak wyglądała górna rura?
Tych elementów folii, które pozostały nieuszkodzone, postanowiłam nie odklejać.
Na tylnich widełkach zostały małe ryski.
Pancerze ocierające się o główkę ramy też nie wyrządziły szkód. Tu folia sprawdziła się znakomicie.
Z jednej strony po szlifach na Lyriku nie ma ani śladu.
Z drugiej strony uderzenia kamieni były chyba za mocne.
Rower po ściągnięciu ze stojaka wygląda praktycznie jak nowy.
Nie licząc dwóch niewielkich rys na amortyzatorze i tylnym trójkącie nie widać większych śladów użytkowania.
Czy oklejanie roweru tego rodzaju folią ma sens. Wydaj mi się, że tak. Możemy tylko przypuszczać o ile więcej śladów i rys zostałoby po tym roku jeżdżenia, gdyby rower nie był niczym zabezpieczony.
Ja daję okejkę, choć dla harpaganów i tych co lubią czasem sobie przyglebić w kamienie polecałabym może coś grubszego ;)
