Ani się obejrzałam, a trzy miesiące minęły, jak z bicza strzelił.
Planując i organizując rekonstrukcję ACL miałam cichą nadzieję, że w styczniu będzie już wszystko po staremu i jak gdyby nigdy nic, będę mogła zacząć normalne rowerowe treningi i normalne życie z pracą i obowiązkami. Niestety styczeń nastał, a ja nadal jestem w czarnej d..e.
Ja, która zawsze wszystko chce mieć na tu i teraz, otrzymuję kolejną lekcję pokory i cierpliwości.
Miałam nadzieję, ze styczeń pozwoli mi na planowanie treningów i startów w zbliżającym się sezonie. Miałam nadzieję, że wrócę do pracy i moich dzieciaków, które chyba mnie już nie pamiętają.
Miałam nadzieję, ze z wizyty u lekarza wrócę z orzeczeniem – pełny zakres ruchomości w stawie, siła mięśniowa na odpowiednim poziomie, wskazany powrót do pracy i dalszy proces rehabilitacyjny związany z wykonywaną dyscypliną. Niestety, rekonstrukcja więzadła krzyżowego to zabieg mocno ingerencyjny i na razie mogę tylko o tym pomarzyć.
Rekonstrukcja więzadła krzyżowego – powikłania po trzech miesiącach
Żeby nie było, że smutno i dołująco, to powiem, że najgorzej nie jest. Czuję ciągły progres. Z dnia na dzień, albo raczej z tygodnia na tydzień widzę postępy.
Nie są one szybkie, ale są.
Co jakiś czas mierzę odległość pięty od pośladka.
6. stycznia były to 33 centymetry,
19 tego było już tylko 21 cm,
dziś, 28.01 jest 16 cm.
Przekładając to na stopnie mam około 130° biernie i 105° czynnie.
Trochę martwi fakt, że wskazane wyniki są po rozpracowaniu kolana. Rano, jak wstaję sytuacja wygląda nieco gorzej. Zgięcie jednak jest i wychodzi na to, że jest to kwestia czasu.
Z siłą mięśniową i odbudową masy mięśniowej też, jakby, nie idzie zgodnie z planem. Gdzieś wyczytałam, że zrosty powodują utrudnione wykonywanie ćwiczeń, a to powoduje mniejsze obciążanie nogi i spadek siły. Mniejsza siła powoduje utrzymywanie się zrosta i zamyka się koło, nie ma z niego wyjścia.
Piłuję więc na okrągło przysiady, półprzysiady wykroki etc. Najtrudniej opanować prawidłowe schodzenie ze schodów. Końcowa faza ruchu wywołuje ból i ni jak nie da się zejść, tak jak trzeba.
Następna wizyta u lekarza za trzy tygodnie. Zobaczymy, co do tego czasu uda się osiągnąć. Liczyłam na koniec L4, ale nie wiem, jak to będzie. Nie planuję, nie przewiduje, ćwiczę i trenuje.
Tym czasem dziś dostałam miły po urodzinowy prezent motywacyjny.
Na Trophy 2013 byłam w roli supportu. Mimo to udało się coś pojeździć. Nie wiedziałam jednak, że zostałam ustrzelona i to całkiem celnie :)
Banan na twarzy, bo zjechałam to gdzie większość musiała sprowadzać :P
Aktualizacja:
Stan na luty: Rehabilitacja po rekonstrukcji więzadła krzyżowego – 4 miesiąc