Wełna merino to moje rowerowe odkrycie tego roku. W zasadzie to nawet nie rowerowe a życiowe. Jestem aktualnie na etapie, w którym całą garderobę zmieniłabym na produkty z wełny merynosów.
Dlaczego i dlaczego dopiero teraz?
O wełnie merino słyszałam już od dawna, głównie w kontekście zimowej bielizny termoaktywnej. Powtarzające się w licznych opiniach wyjątkowe właściwości termiczne i brak smrodku po całym dniu aktywności był kuszący , jednak zawsze coś stawało na przeszkodzie, by w jakiś produkt z merino się wyposażyć. Nie ukrywam, że poza moim niedowiarstwem (przecież to nie może działać) były to głównie ograniczenia finansowe.
Gdy w tym roku zaczęłam przygotowywać się do Carpatii (mam tu na myśli głównie szpej, nie trening ;)) zaczęłam szukać rowerowych ubrań, w których dam radę przejechać kilka dni na rowerze i gdy wejdę w nich do sklepu po bułki i kefir, to pani za kasą po moim wyjściu nie będzie musiała wietrzyć pomieszczenia. Dodatkowo poszukiwane ubrania idealne musiały być w miarę lekkie i przede wszystkim wygodne.
Po długich analizach padło na merino.
Ale, że merino? Latem???
A no właśnie. Przyznajcie sami, marino za bardzo z latem się nie kojarzy. A to błąd.
Najpierw więc trochę teorii producentów i internetów.
Koszulka Icebreaker Amplify
Co to jest merino?
Merynosy to owce żyjące w bardzo zróżnicowanych warunkach pogodowych. Ich wełna wyewoluowała tak, by zwierzęta te czuły się dobrze zarówno w wysokich, jak i ekstremalnie niskich temperaturach a także by deszcz i wilgoć nie były im straszne.
Dodatkowo, jak piszą producenci, wełna merino jest wyjątkowo lekka i przyjemna w dotyku.
Produkty robione z wełny merino bazują na naturze. Wykorzystują to, co od wieków wykorzystywali ludzie.
Jakie są wady i zalety merino?
– termoregulacja – merino to aktywne włókno, które w zależności od warunków zewnętrznych reaguje w specyficzny sposób. Dzięki temu w niskich temperaturach łatwiej jest utrzymać swoje ciepło, a w wysokich temperaturach jest nam chłodniej.
– właściwości antybakteryjne i smrodoodporność – czyli mówiąc delikatniej zapobiega gromadzeniu się przykrych zapachów.
– odprowadzanie wilgoci – wełna merino wchłania wilgoć pojawiającą się na skórze, dzięki temu nie odczuwamy tak chłodu. Włókna merino są dużo bardziej chłonne niż włókna syntetyczne.
– miękkość i sprężystość – włókna merino są bardzo rozciągliwe i sprężyste niż tradycyjna wełna, dzięki czemu ubrania są wygodne i nie drażnią skóry (czy aby napewno?).
– ognioodporność – przyznam, że tego nie wiedziałam i zaskoczył mnie ten fakt. Na stronie Icebreaker możemy przeczytać iż wełna merino jest naturalnie ognioodporna (tutaj nawet filik – https://youtu.be/GGsLGWBQuMc ).
– w przypadku Icebreakera producent chwali się iż ich produkty są biodegradowalne , co może być bardzo ważnym argumentem w dzisiejszych czasach, gdy ZERO WASTE staje się coraz bardziej popularne.
– niska masa w stosunku do właściwości termicznych,
– ochrona przed promieniowaniem słonecznym – podobno merino ma naturalną właściwośc ochrony przed promieniami UVA oraz UVB
– spotkałam się z argumentem, że wełna schnie wolniej niż produkty syntetyczne, osobiście sama tego nie doświadczyłam. Wręcz odwrotnie, podczas pierwszych zimowych jazd po ściągnięciu w schronisku kurtki mokre plecy wysychały szybko i na zjazdy nie trzeba było się przebierać.
Ubrania z wełny merino latem
Tyle teorii, czas na ocenę w praktyce.
Szukając rowerowych ubrań z merino nie znalazłam za wiele, a jeśli już znajdywałam to była to głównie odzież szosowa i gravelowa. Oczywiście większość ze znalezionych ubrań dostępna była tylko na stronach zagranicznych. Rowerowe ciuchy z merino w Polsce? Zapomnij.
Jedyną marką, która oferowała coś dla zwolenników kolarstwa górskiego była szwajcarska marka Mons Royale . Wybrałam więc z ich nie najtańszej oferty jeden jersey, który po tygodniu był już u mnie (wysyłka i obsługa klienta w sklepie na poziomie).
Aby mieć porównanie do odzieży nierowerowej, ale też przeznaczonej do uprawiania aktywności fizycznej z oferty firm dostępnych w Polsce do kompletu dobrałam dwa produkty marki Icebreaker : sportowy biustonosz Icebreaker Sprite Racerback Bra oraz koszulkę Icebreaker Amplify .
Zgodnie z oczekiwaniami, obydwie koszulki na sześciodniowej, 600 kilometrowej trasie sprawdziły się bardzo dobrze. Na zdjęciu pierwsze kilometry w koszulce Mons Royale.
Koszulka Mons Royale wytrzymała trzy dni jazdy w pełnym słońcu, deszczu i nawet burzy. Icebreaker pozwolił na nieco dłuższą jazdę bez negatywnych odczuć.
Co zwróciło na siebie uwagę od razu to niesamowita wygoda noszenia. Obydwie koszulki zachowują się na ciele jak druga skóra. Są tak cienkie i dopasowane do ciała, że prawie nie czujesz, że masz je na sobie.
Icebreaker Amplify okazała się trochę lepsza jeśli chodzi o właściwości antybakteryjne, a co za tym idzie odczucia zapachowe. Po trzech dniach jazdy w dalszym ciagu czułam się w niej komfortowo.
W połączeniu z biustonoszem Icebreaker, w którym jechałam cały wyścig stworzyły zestaw niemal idealny.
Koszulki z wełną merino bardzo dobrze sprawdziły się w pełnym słońcu. Wbrew obawom niektórych znajomych, nie grzały dodatkowo ;)
Efekt testu na Carpatia Divide przerósł moje oczekiwania. Nie sądziłam, że merino może faktycznie tak działać. Było wygodnie, świeżo i komfortowo. Na dodatek obydwie koszulki to wersje light, co sprawia, że są lekkie i zajmują w bagażu bardzo mało miejsca. Przez to faktycznie bardzo dobrze nadają się na bikepackingowe wojaże.
Co zauważyłam i co w sumie było do przewidzenia, właściwości konkretnej odzieży mocno zależą od procentowej ilości merino w składzie oraz innych dodanych włókien. Biustonosz, który ma największy procent merino w składzie – 83%, najdłużej utrzymuje świeżość i bezzapachowość . Koszulki Icebreaker Amplify (51% merino) i Mons Royale (60%) zachowywały się bardzo podobnie.
Wszystkie trzy produkty z czystym sumieniem mogę polecić.
Jak już pisałam na początku, merino to moje tegoroczne odkrycie i w przyszłe lato będzie już tylko w merino ;)
Ubrania z wełny merino zimą
Po pozytywnych testach odzieży Icebreaker latem, przyszła pora na jesień i zimę. W ramach kontynuacji współpracy ze sklepem 8a.pl (wcześniejsze testy – Bivy Bagi , skarpetki nieprzemakalne Bridgedale ) otrzymałam na testy komplet damskiej bielizny termoaktywnej Icebreaker 150 ZONE oraz koszulkę Icebreaker Amplify S/S Low Crewe .
Icebreaker Bodyfitzone 150
Seria Icebreaker Bodyfitzone 150 Ultralight to według producenta najlżejsza i najcieńsza warstwa bazowa, do noszenia przez cały rok. Wybrałam ją z dwóch powodów. Pierwszym jest oczywiście… waga. Cały czas rowerowe aparele rozpatruję w kontekście bikepackingowym, przez co właśnie waga ma znaczenie zasadnicze.
Drugim powodem było sprawdzenie najcieńszej wersji w typowo jesiennych temperaturach podczas aktywności fizycznej (głównie rowerowej). Jeśli ta wersja okazałaby się zbyt lekka, wtedy skierowałabym uwagę na drugą w kolejności wersję Bodyfitzone 200 Lightweight. A gdyby ta też nie dała rady wtedy przyszła by pora na największe działo w postaci serii Bodyfitzone 260 Midweight.
Na początek wybrałam więc na górę – Bluza damska Icebreaker 150 Zone L/S Half Zip – Lotus i na tyłek getry damskie Icebreaker 150 Zone Leggings – lotus .
Jak przystało na produkt premium, mamy do czynienia z ładnym i przemyślanym opakowaniem. To uwaga dla tych, którzy szukają jeszcze świątecznych podarków.
Wersja ultralight jak na bikepackera przystało. Przy wzroście 162 i wadze 56 kg wybrałam rozmiar S. Wydaje się on optymalny.
Testy i opinie o odzieży Icebreaker znajdziecie w wielu popularnych tytułach, na blogach i portalach internetowych.
Bluza ma dopasowany krój, w pierwszym kontakcie materiał faktycznie wydaje się bardzo delikatny i miły w dotyku.
Panele o innej fakturze z boku i na plecach mają na celu polepszenie parametrów oddychalności.
Zastanawiałam się nad wersją bez zamka i kołnierzyka, po pierwszym wyjeździe okazało się, że wersja z kołnierzem na chłodne dni jest trafiona. Zawsze zimno mi w szyję.
Co prawda zamek podnosi wagę całości, ale komfort termiczny jest tu zdecydowanie bardziej priorytetowy.
Icebreaker zadowoli osoby skromne i minimalistów. Nie wali po oczach logiem firmy i napisami.
Wszystkie szwy i wykończenia bardzo starannie wykonane.
Dół bielizny wybrałam także w rozmiarze S. W opisie tej bielizny nie sposób pominąć jej koloru. Jest zwyczajnie ładna.
Getry mają dość luźny krój, bez problemu zmieściły się pod nimi rowerowe spodenki z pieluchą.
Podobnie jak w przypadku bluzy, panele z materiału o innej strukturze mają ułatwić wentylację.
Szeroki, wygodny pasek z gumki. Dzięki niemu nic nie zjeżdża, nic nie trzeba podciągać…
Tu też jakość wykonania na najwyższym poziomie.
Przed pierwszym użyciem, a już na pewno prawniem warto przeczytać wszystkie metki.
Niestety nie mam talentu modelki, więc musi Wam wystarczyć jedno zdjęcie w testowanej bieliźnie ;)
Bielizna z wełny merino Icebreaker – opinia
Powyższy komplet przetestowałam solidnie podczas kilku jesienno-zimowych wyjazdów w góry. M.in. podczas wyjazdy w Zlate Hory czy Globa Fat Bike Day na Turbaczu i Zelenym Plesie . A także podczas weekendowych morsowań.
Przyznam szczerze, że nie wiem, co by tu Wam napisać.
Mi po prostu merino się sprawdza i nie widzę żadnych jego minusów.
Bielizna Icebreaker jest wygodna, bardzo dobrze dopasowuje się do ciała. Nie opina, nie krepuje ruchów. Po jej założeniu zapominam, że w ogóle ją mam.
Wersja 150 sprawdzona przeze mnie została w temperaturach dochodzących do -8 stopni. Przy ubiorze na cebulkę idealnie spisuje się jako baza zapewniająca podstawowy komfort termiczny.
W Zlatych Horach temperatura dochodziła do -8 ℃, średnia oscylowała w okolicach -4.
Na podjazdach miałam na sobie dwie warstwy – bieliznę Icebreaker oraz lekką kurtkę Leatta.
Na zjazdach było tak komfortowo, że zapominałam dołożyć drugiej ocieplającej warstwy.
Podczas wycieczki na Turbacz także na podjedzie wystarczyły dwie warstwy w postaci bielizny Icebreaker oraz kurtki Gore. Na zjazd dociepliłam się lekkim swetrem puchowym.
Najważniejszą cechą za którą uwielbiam bieliznę z merino jest jej antybakteryjność i co za tym idzie brak nieprzyjemnych zapachów. Mnie to kupuje, bo dzięki temu przez kilka dni mogę używać jednej rzeczy, co minimalizuje ilośc bagażu na rowerowych wyjazdach. Komplet: bluza i getry Icebreaker 150 Zone jest bardzo lekki, przez co na stałe wyląduje w moim bikepackingowym zestawie wyprawowym.
Testowana przeze mnie wersja Bodyfitzone 150 bardzo dobrze radziła sobie także z wentylacją i wysychaniem. Jeżdżąc zimą na rowerze nie ma szans by się nie spocić, a wiadomo, jak się jest mokrym to chłód odczuwa się dużo mocniej. W przypadku jazdy w Icebreakerze nie zdarzyło mi się by odczuć zimno pojawiające się w wyniku dotyku mokrej tkaniny na skórze. Co więcej, za każdym razem gdy na wycieczkach zatrzymywaliśmy się w schronisku i ścigałam kurtkę, czułam, że plecy mam mniej mokre niż zazwyczaj. A czas poświęcony na konsumpcję zupełnie wystarczył na wyschnięcie koszulki, dzięki czemu nie musiałam się przebierać w suche rzeczy, które zawsze ze sobą zabieram.
Niestety w tej beczce miodu musi znaleźć się i łyżka dziegciu. Jest nią oczywiście cena, która w przypadku Icebreakera nie jest niska.
Na szczęście w 8a zazwyczaj na Icebreakera są dobre promki. Zdecydowanie polecam z nich skorzystać
…