Był taki sezon, kiedy jeszcze „ścigałam” się w maratonach, bodajże 2010 rok, gdy co wyścig, weekend w weekend, miałam niewątpliwą przyjemność spędzania kilku godzin w rzęsistym deszczu, błocie i w ogólnie niesprzyjających warunkach pogodowych.
Pamiętam jak dziś, to oczekiwanie na moment, gdy buty atakowane z każdej strony nie dadzą już rady i wszechobecna wilgoć dostanie się także do środka. Zazwyczaj działo się to bardzo szybko.
Znacie ten ból? Nie ma nic gorszego niż kilkugodzinna jazda w chlupiącym wodą bucie, gdy palce odmrażają się z zimna.
Jazda na rowerze obojętnie w jakim wydaniu zawsze pociąga za sobą ryzyko jazdy w deszczu, chłodzie i marasie, jak to mawiała moja babcia. Czy to szosa, czy MTB, czy dojazd do pracy, czy szlajanka enduro, albo zawody, kolarz narażony jest na gromy z jasnego nieba. Prędzej czy później deszcze oraz błota dosięgną każdego.
Nawet jeśli tak jak ja unikacie ekstremalnych sytuacji pogodowych na rowerze, natura i tak weźmie górę. W tych sytuacjach warto mieć na nią jakiś sposób. Jednym z takich sposobów są właśnie nieprzemakalne skarpetki.
To, że jestem zwolenniczką nieprzemakalnych skarpet nie jest tajemnicą. Używam ich regularnie, mam cztery pary Dexshelli o różnej grubości i długości. W zależności od warunków pogodowych wybieram, te które akurat nadają się najlepiej do sytuacji.
Gdy polski dystrybutor marki Bridgedale zaproponował mi wypróbowanie ich skarpet, nie sposób było odmówić. Zawsze warto mieć porównanie i sprawdzać alternatywy dostępne na rynku.
Do testów otrzymałam model Bridgedale StormSock Heavyweight Boot.
Po co nam tak właściwie wodoodporne skarpetki?
Dzięki wodoodpornym skarpetkom utrzymanie komfortu termicznego jest dużo łatwiejsze niż bez (to ci nowina). Nasza skóra pozostaje sucha, a przez to inaczej odbiera zimno. Dzięki temu nasze wycieczki mogą być dłuższe, wyścigi efektywniejsze, a dojazdy do pracy przyjemniejsze.
Niewątpliwym ficzerem wodoodpornych skarpetek jest ich nieprzewiewność. Pisałam już o tym milion razy na blogu, Facebooku oraz w relacjach na Instagramie. Nieprzemakalne skarpetki sprawdzą się także podczas bezdeszczowej pogody, gdy temperatury spadają. Dzięki nim nawet w letnich butach odzyskamy nieco komfortu termicznego.
Jeśli nie masz kasy na zainwestowanie w jesienne lub zimowe buty na rower, musisz zainwestować w takie skarpety. Trust me, I”m mountainbiker.
Wygląd i konstrukcja skarpetek Bridgedale StormSock
Skarpety wodoodporne Bridgedale – tu znajdziecie zestawienie wszystkim dostępnych wersji – mają trzywarstwową budowę:
zewnętrzna warstwa wykonana jest z wytrzymałego, odpornego na wycieranie i szybkoschnącego materiału – nylon z dodatkiem elastanu. Chroni on membranę przed uszkodzeniem.
warstwa wewnętrzna – Fusion Tech Merino – połaczenie wełny Merino z nitkami syntetycznymi, zapewnia wysoki stopień komfortu, utrzymuje ciepło i nie doprowadzać do zawilgocenia się stopy od środka. Zastosowanie Merino w wewnętrznej warstwie, dzięki jego właściwościom poprawia komfort termiczny i zapachowy (właściwości antybakteryjne), ewentualna wilgoć może być pochłaniana przez wełnę.
membrana PU – HydroTech – rozciągliwa i pracująca membrana, łączona w „magiczny sposób” z pozostałymi warstwami. Niestety nigdzie nie znalazłam dokładnych parametrów tej membrany.
Wśród wodoodpornych skarpetek Bridgedale znajdziemy cztery różne rodzaje:
Heavyweight – przeznaczone do noszenia w najbardziej wymagających warunkach, w temperaturach sięgających -25 stopni, są najgrubsze i posiadają największą izolację.
Midweight – trzysezonowe, zapewniające komfort w cieplejszych warunkach wiosny, jesieni i lata,
Lightweight – przeznaczone na cieplejsze dni i do lżejszych butów, mają lepszą oddychalność,
Do wyboru mamy także wysokość skarpety – do kostki, do pół-łydki, do kolana – ankle, boot, knee.
Testowany przeze mnie model to Bridgedale StormSock Heavyweight w wersji boot. W związku z bardzo pozytywnymi odczuciami, po kilku pierwszych użyciach najmocniejszego modelu, jestem bardzo ciekawa, jak spisywałaby się opcja Lightweight.
Lifetime Guarantee – ciekawostka jest, że skarpetki te posiadają gwarancję na cały okres żywotności produktu. Na stronie producenta przeczytać można, że obejmuje ona wady materiałowe oraz produkcyjne. Czy to znaczy, że jak zaczną przemakac, to można je oddać?
Wrażenia z użytkowania
Po rozpakowaniu pudełka dostajemy do rąk kawał konkretnej skarpety. Bez dwóch zdań, widać od razu, że to najcięższy kaliber w ofercie tej firmy, przeznaczony na najtrudniejsze warunki.
Przy zakładaniu odczuwalna jest pewna sztywność i specyficzny szelest membrany. Poczatkowo skarpetki dziwnie leżą na nodze, jednak po chwili dopasowuja się do ciała i czuje się w nich dośc komfortowo. To typowy objaw wodoodpornych skarpetek. Przynajmniej takich, z którymi miałam do czynienia. Rozmiar 36-39 wydaje się jednak zbyt szerokim zakresem. Na mojej stopie w 37 cm skarpetka jest trochę luźna.
Grubość i obszerność skarpety powoduje, że nie możemy zakładać zbyt dopasowanych butów. Gdy będzie nam za ciasno i uciskiem ograniczymy krażenie, to nawet Merino nie pomoże.
Na pierwszy strzał poszły oczywiście gravelowo-przełajowo-parkowe przejażdżki po okolicy. Oj jakie to było poświęcenie z mojej strony. Ostatnio unikam jak ognia jazdy w deszczu, a tu trzeba było z premedytacją wystawiać się na co najmniej godzinne moknięcie.
Zgodnie z przewidywaniami komfort w wodoodpornej skarpecie w połączeniu z mocno przewiewnymi butami był zachowany. Noga nie marzła, woda nie dostała się do środka. Wysokość skarpety dobrze wpasowała się w jesienne warunki. W dłuższej byłoby zwyczajnie za ciepło, krótkie zgodnie z powszechnie panująca modą odkrywałaby uroki moich bielutkich kostek, czego nie cierpię.
Po tych kilku wstępniakach plan był ambitny, by zrobić Rapha500 i przy okazji zafundować skarpetom ostry wycisk w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Niestety z powodu pewnych przeciwności losu, a także z winy lenistwa mego, plany owe legły w gruzach. Dlatego wymyśliłam coś jeszcze bardziej wymagającego…
Ostateczny test wodoodporności
Przy okazji moich cotygodniowych morsowań wzięłam ze sobą wodoodporne skarpetki, by poddać je ostatecznej próbie. Po morsowaniu przebrałam się, założyłam skapsy i wskoczyłam do wody z powrotem. Spacerowałam tak sobie po wodzie z dobre dziesięć, piętnaście minut. Zdążyłam odpisać na maile, wrzucić relację na Instagrama, a nawet chwilę się poopalać.
Oczywiście, początkowo odczuwalny chłód wody trochę mnie zaniepokoił i wystraszył. Pomyślałam, że skarpetki jednak przemokły. Brodziłam w tej wodzie jednak dalej.
Gdy zimno zaczęło być już dokuczliwe, a zęby zaczęły dzwonić jak telefon w biurze obsługi klienta DPD, wyszłam na brzeg i zabrałam się za sprawdzenie efektów testu.
Pomimo odczuwanego na początku chłodu wody, skarpetki w środku były zupełnie suche. Z zewnątrz wyglądały tak, jakby mocno odpierały wodę. Materiał zewnętrzny też był miejscami suchy.
Będę szczera – po wcześniejszych doświadczeniach z wodoodpornymi skarpetkami spodziewałam się takich efektów i w ogóle mnie one nie zdziwiły.
Wodoodporne skarpetki na rower Bridgedale StormSock – podsumowanie
Aktualnie sprawdzam jeszcze działanie skarpetek Bridgedale StormSock w zimowych warunkach. Mam zamiar uzupełnić ten wpis o jazdy po śniegu w mrozie.
Na tą chwilę z czystym sumieniem mogę Wam je polecić.
Plusy:
– nie przepuszczają wody ani wiatru,
– oddychają, stopa jesienią i zimą się nie poci,
– sprawiaja bardzo konkretne wrażenie, sa grube i mięsiste,
– mają trzy różne długości do wyboru,
Minusy
– chyba tylko cena – od 149 do 219 zł (zdecydowanie jednak warta zainwestowania).