Przejdź do treści
  • BLOG
    • współpraca
  • MIEJSCA
    • Polska
      • Beskid Niski
      • Beskid Mały
      • Beskid Sądecki
      • Beskid Śląski
      • Beskid Żywiecki
      • Gorce i Pieniny
      • Jura Krakowsko-Częstochowska
      • Katowice i okolice
      • Małopolska
      • Sudety
      • Suwalszczyzna
      • Zakopane i Tatry
    • Austria
      • Ischgl
      • Saalbach – Hinterglemm
      • Salzkammergut
    • Chorwacja
    • Czechy
    • Maroko
    • Słowacja
    • Szwajcaria
    • Włochy
      • Finale Ligurie i San Remo
      • Lago di Garda
      • Livigno
      • Toskania
      • Valsugana
    • Wyspy Kanaryjskie
    • SINGLETRACKI i BIKE PARKI
  • SPRZĘT
    • testy i recenzje
    • porady
  • BIKEPACKING
  • GRAVEL
  • ULTRA
  • INNE
    • ZWIFT
    • morsowanie
    • relacje
    • kolarska kuchnia
    • zimowo
    • life behind bars
    • o treningu
    • GIRLS on BIKES
    • rekonstrukcja ACL
    • przemyślenia
    • maratonowo
    • Geocaching
  • SKLEP
    • Sklep
    • Koszyk
    • Regulamin sklepu, polityka prywatności i plików cookies
    • Regulamin obozów
Menu
  • BLOG
    • współpraca
  • MIEJSCA
    • Polska
      • Beskid Niski
      • Beskid Mały
      • Beskid Sądecki
      • Beskid Śląski
      • Beskid Żywiecki
      • Gorce i Pieniny
      • Jura Krakowsko-Częstochowska
      • Katowice i okolice
      • Małopolska
      • Sudety
      • Suwalszczyzna
      • Zakopane i Tatry
    • Austria
      • Ischgl
      • Saalbach – Hinterglemm
      • Salzkammergut
    • Chorwacja
    • Czechy
    • Maroko
    • Słowacja
    • Szwajcaria
    • Włochy
      • Finale Ligurie i San Remo
      • Lago di Garda
      • Livigno
      • Toskania
      • Valsugana
    • Wyspy Kanaryjskie
    • SINGLETRACKI i BIKE PARKI
  • SPRZĘT
    • testy i recenzje
    • porady
  • BIKEPACKING
  • GRAVEL
  • ULTRA
  • INNE
    • ZWIFT
    • morsowanie
    • relacje
    • kolarska kuchnia
    • zimowo
    • life behind bars
    • o treningu
    • GIRLS on BIKES
    • rekonstrukcja ACL
    • przemyślenia
    • maratonowo
    • Geocaching
  • SKLEP
    • Sklep
    • Koszyk
    • Regulamin sklepu, polityka prywatności i plików cookies
    • Regulamin obozów
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Facebook Youtube Instagram

Carpatia Divide – turystyczne, bikepackingowe ultra

  • 26/08/2019
  • 39 komentarzy
0
(0)

Przejechanie rowerem polskiej części łańcucha Karpat znalazło się na mojej bucket list już po pierwszej prawdziwej, górskiej, rowerowej wycieczce. Kultowa w tamtych czasach Transcarpatia, kilka opisów przejazdu rowerem przez Główny Szlak Beskidzki znalezionych w internecie. To wszystko działało na wyobraźnię. Trochę jednak czasu musiało minąć zanim udało się zrealizować to „marzenie”.

Swoja drogą, to bardzo ciekawe, że osoby dopiero zaczynające jazdę po górach od razu w głowach mają jedne z najtrudniejszych wyzwań, jakim jest zrobienie kilkuset kilometrów po wyjątkowo trudnych górskich szlakach.

Dziś z perspektywy czasu stwierdzam, iż to, że Karpaty tak długo na mnie czekały, wyszło mi tylko na dobre. Po kilkudziesięciu przejechanych maratonach, niezliczonych wycieczkach, wypychach, karkołomnych zjazdach, złapanych gumach i nieraz wypadkach, wiedziałam czego się spodziewać. Miałam należyty szacunek do tych gór i trasy jaką przyjdzie mi pokonać.


Po przejechaniu dwa lata temu Małego Szlaku Beskidzkiego, naturalną koleją rzeczy było wreszcie zaplanowanie przejazdu Głównym Szlakiem Beskidzkim. Świadomość wyrypy, jaka mnie tam czeka, sprawiła, że przygotowania do tego ciągnęły się i ciągnęły, i nigdy nie było na to wystarczająco czasu. Jak się okazało, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Gdy pod koniec zeszłego roku dowiedziałam się o reaktywacji Transcarpatii, ale na styl bikepackingowy, wiedziałam, że to jest wyścig specjalnie zrobiony dla mnie. Tym bardziej, że miałam już za sobą bikepackingową wprawkę na wyścigu Wisła 1200, urządzanym przez tego samego organizatora.

Carpatia Divide, bo tak ostatecznie nazwany został wyścig, miała liczyć 624 km i bagatela 16 tys. metrów przewyższenia. Podstawową zasadą wyścigu była samowystarczalność, czyli przejazd trasy, bez jakiegokolwiek wsparcia z zewnątrz osób trzecich. W skrócie: ty, twój rower, tobołki jakie na niego zapakujesz i karta kredytowa w celu dokonywania zakupów w napotykanych sklepach, tudzież schroniskach. Limit czasu pokonania trasy: 200 godzin.

Mój plan na Carpatię zakładał spokojne, turystyczne pokonanie trasy tak, by tylko zmieścić się w limicie 200 godzin.
Co z tego wyszło?
Galeria z opisem poniżej.


Artykuł o wyścigu ukazał się także w Magazynie Bike i możesz przeczytać go tutaj – CARPATIA DIVIDE CZYLI GÓRY NA WSKROŚ DOŚWIADCZANE


Carpatia Divide - numer startowy

Carpatia Divide – dzień pierwszy

Ustroń – Wielka Racza
71 km 2480 metrów przewyższenia


Carpatia Divide - wszyscy startujący
Przygodę zaczynamy na rynku w Ustroniu. Na starcie ostatecznie staje 157 śmiałków. Start punktualnie o 10:00.
Carpatia Divide - na rynku w Ustroniu
Jeszcze przed startem podczas licznych rozmów między zawodnikami, kilka osób zwraca uwagę na mój minimalistyczny bagaż. Czy 20 kg razem z rowerem to mało? Będzie o tym osobny wpis.
Carpatia Divide - przed startem
W ostatnim momencie na start zdecydował się też redaktor Grzegorz z BIKE. Razem zawsze jakoś łatwiej się męczyć.

Carpatia Divide z budhcraftowym
Jednym z uczestników był też Marcin, bardziej znany jako BUSHCRAFTOWY. Przez chwilę pomyślałam, że może warto się go trzymać, bo w końcu zna najlepsze sposoby przetrwania w dziczy.
Carpatia Divide - wypych
Ale po rozgrzewkowym asfalcie szybko zaczął się teren i pierwszy wypych. Ja zaczęłam dokumentować wysiłki uczestników a Bushcraftowy mi uciekł.
Carpatia Divide - podjazd na małą czantorię
Na szczęście Grzegorz został i razem mogliśmy delektować się pierwszymi widokami.

Carpatia Divide - podjazd pod małą czantorię
Poniwiec, czyli Mała Czantoria była pierwszym zdobytym przez nas wzniesieniem.
Carpatia Divide - widok z małej czantorii
Humory na widok pierwszego szczytu :)
Carpatia Divide - wypych
Ale zaraz po nim wspinaczka na starszą siostrę, Wielką Czantorię.

Carpatia Divide - Wielka Czantoria
Przez chwilę zastanawialiśmy się, czy wejść na wieżę i przyfocić jakieś widoczki, ale chyba byłaby to już przesada. W końcu Carpatia Divide to wyścig, a przed nami wymagający techniczny zjazd.
Schronisko na Stożku
Ze zjazdów zdjęć w tej relacji niestety nie będzie. Musicie na słowo uwierzyć, że były wymagające i ciężko było wtedy wyciągać GoPro z kieszonki. Czerwonym szlakiem granicznym przez Soszów docieramy do Stożka. Tu chwila oddechu i kolejny „syty” zjazd w kierunku Kubalonki.
Carpatia Divide - podjazd pod stecówkę
Z Kubalonki szosowo na Stecówkę, trochę terenu na Pietraszonkę i znów asfalt na kultowy Koczy Zamek.

Pierwszy bar z jedzonkiem.
W brzuchu zaczyna burczeć. Od razu w głowie pojawia się wizja Karczmy pod Ochodzitą i tamtejszych naleśników. Jest jednak długi weekend więc strategicznie zatrzymujemy się w przyjemnym małym barze nieco wcześniej.
Carpatia Divide - zjazd z Ochodzitej
Ochodzita to ten (znów) kultowy, stromy podjazd po płytach z jeszcze bardziej kultowym zjazdem.
Carpatia Divide - zjazd z Ochodzitej
Nadzwyczaj lekko podjechałam tym razem te płyty, równie lekko poszedł zjazd, którego trochę się obawiałam jadąc z tobołkami na kierownicy.

Bufet.
Za Ochodzitą trasa Carpatia Divide pokrywała się w znacznej części z trasami MTB Trophy, były więc pyszne single i srogie podjazdy. Na jednym z nich zastaliśmy nadprogramowy bufet robiony przez zaszłorocznego uczestnika Wisły 1200. To jest klimat.
Carpatia Divide podjazd na Wielką Raczę
Potem był już tylko mega długi podjazdo-wypych na królową – Wielką Raczę.
Carpatia Divide - podjazd na Wielką Raczę
Było jeszcze dość wcześnie, ale zdroworozsądkowo postanowiliśmy tu zatrzymać się na pierwszy nocleg. Wieczorny schroniskowy klimat skusił nas i tyle. W końcu byliśmy na urlopie.
Zachód słońca na Wielkiej Raczy

Carpatia Divide – dzień drugi

Wielka Racza – Korbielów
59 km 1180 metrów przewyższenia


Śniadanie
Wstajemy rano prawie pełni energii. Bufet oczywiście zamknięty, ale my przezornie wcześniejszego wieczoru zaopatrzyliśmy się w jagodowe ciasto, które mimo iż było przepyszne, to jakoś średnio nam wchodziło w formie śniadania.
Carpatia Divide - śniadanie
W schronisku na Wielkiej Raczy nocowała całkiem spora liczba uczestników. Przyjechali dużo później niż my, a wstali wcześniej. Zdało mi się, że mam deja vu. Na Wiśle 1200 codziennie rozgrywał się ten sam scenariusz. Wyjeżdżaliśmy z noclegu ostatni, w ciągu dnia po drodze mijaliśmy konkurencję i znów pierwsi lądowaliśmy na noclegach. Strategia nastawiona na odpowiednią regenerację, czyt. ilość snu, znakomicie zdawała egzamin i na Carpatii.
Carpatia Divide - szlak na Rycerzową
A regeneracja była potrzebna, bo za Wielką Raczą aż do Wielkiej Rycerzowej czekał nas odcinek, jak same nazwy wskazują Wielce wymagający.

Carpatia Divide - single Mtb trophy
Single, wypychy, zwalone drzewa. Single, wypychy, zwalone drzewa.
Carpatia Divide - wypychy
Single, wypychy, zwalone drzewa. Single, wypychy, zwalone drzewa.
Carpatia Divide - Rycerzowa
Dwa kawałki ciasta to zdecydowanie za mało na ten fragment. Nie zatrzymaliśmy się jednak w Bacówce, a postanowili zjechać do Ujsoł, na „normalne” śniadanie pod sklepem.

Gdzieś w Ujsołach.
Nie zdziwiliśmy się, gdy okazało się, że w pierwszym sklepie na tracku zabrakło bułek i jogurtów pitnych. Ci przed nami je dosłownie wymietli. Na szczęście w następnym sklepie było już trochę lepiej.
Carpatia Divide - podejście na Rysiankę
A kalorii trzeba było załadować sporo, bo szlak dalej nie odpuszczał.
Carpatia Divide - Rysianka
Single trawersujące Boraczy i Lipowski Wierch to jedne z tych (znowu) kultowych w rejonie. Są widokowe i techniczne, jednak wysysają energię z człowieka momentalnie. Są trudniejsze niż na zdjęciach ;)

To niestety ostatnie zdjęcie z tego dnia. Gdzieś za tą łąką pod Rysianką, w drodze na Halę Miziową doszły nas odgłosy zapowiadanej w prognozach pogody burzy. Niewiele czasu minęło, jak i sama burza zaszczyciła nas swym towarzystwem. Lunęło deszczem konkretnie. Wypych roweru na Halę Miziową stał się jeszcze bardziej wymagający niż zazwyczaj. Nie mówiąc o technicznym zjeździe do Korbielowa po kamieniach i korzeniach w tej ulewie. Specjalnie nie zatrzymywaliśmy się w schronisku, bo wiedzieliśmy, że już nic nas nie przekona, by z niego wyjść.
Zjechaliśmy w fanfarach gromów i błyskawic na Korbielowa, znaleźliśmy nocleg w kwaterach prywatnych i rozpoczęliśmy akcję wielkie suszenie, by następnego dnia odrobić „niezrealizowane” dziś kilometry.

Carpatia Divide - podejście na Rysiankę

Carpatia Divide – dzień trzeci

Korbielów – Kościelisko MTB Hostel
110 km 2581 metrów przewyższenia


Stado owiec.
„bo po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój” – słoneczny poranek dnia trzeciego przez chwilę wprawił nas w zastanowienie, czy ta wczorajsza burza w ogóle miała miejsce? Analizując track GPX przed startem, wiedziałam, że najgorsza cześć trasy to pierwsze 120 km. Kogo nie złamie Beskid Śląski i Żywiecki ten najprawdopodobniej wytrwa do końca wyścigu.
Babia Góra Trails
Moje wnioski z analizy były słuszne. Od Korbielowa trasa zaczęła być bardziej jezdna
(nie wypychana) i można było trochę odrobić wczorajsze straty. Szybko dojechaliśmy do kompleksu Babia Góra Trails.
Bufet po drodze
Przy okazji zaliczając kolejny nadprogramowy bufet organizowany przez jednego z uczestników Wisły 1200.

Carpatia Divide - Babia Góra Trails
Po wczorajszej burzy ani śladu, warunki na trasach miodne. Aż w głowie zrobiło się lżej.
Carpatia Divide - trawers
Jedyne foto z Babia Góra Trails to ze ścieżki Tabakowy trawersującej zbocza Mędralowej z widokiem na Babią Górę.
Carpatia Divide - pierwsze widoki na  Tatry
Gdzieś w międzyczasie zdążyliśmy się wspiąć asfaltem na Przełęcz Krowiarki, by stamtąd zjechać do Zubrzycy, skąd daleko na horyzoncie naszym oczom ukazał się cel tego dnia – Tatry

Carpatia Divide - w kierunku Zakopanego
Szuterkami dotarliśmy do miejscowości Podwilk. Gdzie oczywiście znów zatrzymaliśmy się na ładowanie węgli.
Przerwa pod sklepem.
Te spotkania pod sklepami z innymi zawodnikami są nieodłącznym (mega pozytywnym) elementem tego typu wyścigu. Oczywiście, jeśli tylko nie jedziesz w czołówce i nie walczysz o super miejsca.
Carpatia Divide - asfalty na Zakopane
Po tym postoju niestety musieliśmy rozstać się z Grzegorzem. Jego kolano wyraźnie nie chciało współpracować. Umówiliśmy się, że każdy swoim tempem dotrze do Kościeliska, gdzie planowaliśmy nocleg.

Carpatia Divide - piekny widok na góry
Podjazd pod Magurę Witowską był łagodnie nastromiony, ale bardzo dłuuuuugi.
Carpatia Divide -  zjazd do Witowa
„Epickie” ;) widoki na górze szybko zrekompensowały trud wspinaczki.
Carpatia Divide - widok na Kościelisko i witów
Przyjemny techniczny zjazd także.

Carpatia Divide - Butorowy Wierch
W Witowie nieoczekiwanie dołączył do mnie znów Grzegorz. Bolące kolano zmusiło go do modyfikacji trasy, ale ostatni podjazd na Butorowy Wierch postanowił nie odpuszczać.
Carpatia Divide - widok z Butorowego Wierchu
Była to bardzo dobra decyzja, bo akurat zaczęła się złota godzina i widoki dość mocno spowalniały nasze tempo, dzięki czemu kolano dawało radę.
Carpatia Divide - panorama z Tatrami
Przez to niestety na sam Butorowy Wierch dotarliśmy już po zmroku. Zjazd technicznym singlem Rowerowego Podhala po ciemku, bez lampek (bo przecież na jeden zjazd nie chciało nam się ich montować) na zawsze zostanie w naszej pamięci.

Nocleg tego dnia zapewnił nam MTB HOSTEL – super miejscówka w Kościelisku, z daleka od zgiełku i hałasu Zakopanego.

Carpatia Divide

Carpatia Divide – dzień czwarty

Kościelisko MTB Hostel – Schronisko pod Durbaszką
93 km 1791 metrów przewyższenia


Zakopane skocznia
Czwarty dzień Carpatia Divide rozpoczęłam sama. Grzegorz musiał zrezygnować. Przejazd przez Zakopane szykujące się do Turnieju Skoków nie należał do przyjemnych.
wypadek Marcina
Niestety bardzo szybko nieprzyjemne odczucia związane z brakiem kultury kierowców na drodze, zmieniły się w smutną rzeczywistość. Jeden z jadących przede mną uczestników na moich oczach został potrącony przez samochód.
Serki z widokiem na Tatry
Akcja ratunkowa pochłonęła dużo energii i czasu. Na szczęście dziś już wiem, że wszystko skończyło się dobrze. Jednak spory asfaltowy fragment, idący w kierunku Morskiego Oka, wyprzedzana przez jeżdżących jak wariaci kierowców busów, jechałam jak z duszą na ramieniu. Za Głodówką ruch zmalał, zamiast żela przyjełam dwa oscypki…

Carpatia Divide -
… i z nieukrywaną radością przyjęłam fakt wjazdu w teren. Zdecydowanie bardziej wolę się rozwalić na kamieniach i korzeniach z własnej winy, niż być rozjechaną przez zakopiańczyka goniącego za dutkami.
Carpatia Divide
Tym bardziej, że zaczęły się bardzo widokowe tereny Pętli Spiskiej. Potem wyparte z pamięci mojej i aparatu, za to bardzo angażujące błota rezerwatu Niebieska Dolina.
Widok na Trzy Korony
Po krótkim odpoczynku w Kacwinie, szybko wdrapaliśmy się na Frankowską Horę, skąd ciężko było zjechać, bo panorama 360 stopni jednocześnie z widokiem na Tatry i Trzy Korony, zapierała dech w piersiach (nie umiem zdobyć się tutaj na inne opisanie tej sytuacji).
Carpatia Divide - podjazd gdzieś na Słowacji

W ten dzień, po wypadku, wyraźnie nie miałam głowy do zdjęć. Nie uwieczniłam na kliszy „emocjonującego” przejazdu turystyczną autostradą wzdłuż spływu Dunajca, ani Wesołego Miasteczka na szczawnickiej Palenicy. Podobno jechaliśmy też fragmentem Singltrails Lechnica, ale przyznam, że nie zauważyłam. Chyba słabe coś te trailsy ;)
Aparat wyciągnęłam dopiero gdzieś na halach na szlaku granicznym prowadzącym do Schroniska pod Durbaszką, gdzie znów z racji pieknych okoliczności przyrody postanowiłam nocować.

Hale w okolicy Cyrhli.

Carpatia Divide – dzień piąty

Schronisko Pod Durbaszką – Krempna
124 km 2585 metrów przewyższenia


Carpatia Divide - Schronisko pod Durbaszką
Nocleg w schronisku był bardzo dobrym pomysłem. Poranek przywitał nas znów zjawiskowymi widokami. Śniadanie mistrzów w postaci dwóch rogalików 7Days dały siłę na pierwsze kilometry oraz obfitujący w kamienie i korzenie wymagający zjazd z Eliaszówki do Piwnicznej.
Carpatia Divide - podjazd z Piwnicznej
Piwniczna – to tu miałam dotrzeć wczoraj, ale przez durnego kierowcę w Zakopanem się to nie udało. Szybko zjadam już nieco lepsze drugie śniadanie, bo do zrobienia jest przede mną raptem 700 metrów przewyższenia
Wypych z rowerem
Oj było co jechać i wypychać.

Carpatia Divide - schronisko
Na szczęście gdzieś w połowie drogi na Jaworzynę Krynicką jest i miejsce na przerwę na kawę – Schronisko Łabowiec. Cisza, spokój, chill.
Carpatia Divide - Jaworzyna Krynicka
Czego nie można powiedzieć o Jaworzynie Krynickiej. Tu jest jeszcze gorzej niż na mijanej wczoraj Palenicy. Szybko się stąd zmywamy, w Krynicy też nie marnujemy czasu.
Przejazd przez rzekę.
A za Krynicą zaczyna się inny świat. Małe wioski, łagodne szutry, niewymagające asfalty, cisza i spokój Beskidu Niskiego robią na mnie wrażenie. Nawet nie mam ochoty wyciągąć aparatu na foto. Dopiero nad jedną z rzek przypominam sobie, że jednak trzeba na bieżąco dokumentować przygody.

Carpatia Divide - ochłodzenia
Pogoda w dalszym ciągu dopisuje, korzystam więc z każdej możliwości choć chwilowego ochłodzenia.
Carpatia Divide - inny świat
Pojawia się wschodnia architektura.
Wjeżdżamy w Bieszczady
I dwujęzyczne nazwy miejscowości.

Wjeżdżamy w Magurski Park Narodowy, który nie robi na nas żadnego wrażenia. A jeśli już, to tylko negatywne (tak dziurawych i niebezpiecznych asfaltów nie spotkaliśmy nigdzie). Gdzieś po drodze, na jednej z górek mijamy grzybiarzy, którzy w nowoczesny sposób zbierają grzyby rosnące tuż przy poboczu. Jadą samochodem 5 km/h i wystawiają tylko głowy przez okna. Gdy wypatrzą grzyba auto się zatrzymuje, wyskakuje z niego dziewuszka, myk ścina grzybka i dalej hop żółwim tempem samochód sunie drogą.

Takim sposobem docieramy do Krempnej, gdzie już po ciemku robimy zakupy i znajdujemy wygodne łóżko i łazienkę w jednej z agro.

Carpatia Divide

Carpatia Divide – dzień szósty

Krempna – Cisna Bacówka pod Honem
92 km 1779 metrów przewyższenia


Carpatia Divide - wschód słońca
Świt dnia szóstego jest jeszcze bardziej zjawiskowy niż dnia piątego.
Carpatia Divide - poranek
Jedziemy leniwie przez wioski.
Podziwiamy kolejne obiekty architektury sakralnej.

Przejazd przez mostek
Aż w końcu pokonujemy pierwszy OS tego dnia – ścieżka wzdłuż potoku Wilsznia – tu trochę się rozbudziliśmy.
Carpatia Divide - granica państwa
Fragment prowadzący Drogą Krajową do końca nas rozbudza. Zdaje się, że kierowcy tirów są bardziej zaspani niż my, bo nas na drodze nie widzą. Docieramy do granicy Polski w Barwinku i pod Orlenem próbujemy rozplanować najbliższe godziny.
Carpatia Divide - na Orlenie
Zapomniałam napisać. Od wczoraj jedziemy razem z Michałem. To znaczy trochę razem a trochę nie. Ale generalnie spotykamy się w punktach strategicznych. Teraz czeka nas 40 km bez sklepu i żadnego domu czy gospodarstwa. Trzeba mocno przemyśleć zaopatrzenie w wodę i jedzenie.

Carpatia Divide - granica
Drugi OS tego dnia zaczyna się od przejazdu obok Wieży Widokowej na Dukli. Gdy tam byliśmy wydawało mi się, że to obiekt niedostępny dla turystów. Teraz, podczas przygotowywania tej relacji przeczytałam w internetach, że podobno wieża jest udostępniona dla zwiedzających. Może kiedyś tam wrócę.
Carpatia Divide - bieszczadzkie błota
Zaraz za wieżą zaczyna się teren. Całkiem wymagający. Taki już „bieszczadzki”. Czyli błoto, kałuże, koleiny i czasem tylko płynna jazda. Doczekaliśmy się.
Odcinki specjalne.
Przy okazji pokonujemy też kilka zwalonych drzew.

Wałki siana.
Na nasze szczęście od kilku dni szczególnie nie pada, więc i teren jest łaskawy, a błota w końcu zamieniają się w szutry.
Carpatia Divide - uwaga niedźwiedzie
I wita nas informacja, której obawiałam się najbardziej – teren opanowany przez niedźwiedzie. Od teraz, już do końca wyścigu na plecach czuć będziemy oddech niedźwiedzia.
Carpatia Divide - mostki
Nie pamietam, czy to zdjęcie robione jest jeszcze przed czy już po Komańczy, ale musicie wiedzieć, że szczęśliwie docieramy właśnie do Komańczy zaliczając pozytywnie drugiego OSa. Pod Delikatesami Centrum ładujemy znów żarcie, by podejść do OSu nr 3 tego dnia.

Carpatia Divide - przejazd przez bród
A OS trzeci tego dnia to jeden z bardziej atrakcyjnych, technicznych szlaków mtb/enduro w Bieszczadach.
Carpatia Divide - po wodzie
Najpierw na rozgrzewkę, a może bardziej ochłodę, pokonujemy asfaltowy fragment Przełomu Osławy pod Duszatynem.
Carpatia Divide - Os enduro
A potem atakujemy (choć może bardziej on nas atakuje) czerwony szlak z Przełęczy Żebrak w kierunku Cisnej.

Kto jechał tym szlakiem, ten zrozumie, dlaczego nie posiadam więcej zdjęć z tego dnia. Wymagający, techniczny szlak idący raz w górę raz w dół. Wodzący rowerzystę za nos, bo gdy już myślisz, że pokonałeś ostatni podjazd i przed tobą tylko deniwelacja, twoim oczom ukazuje się kolejny wypych. I tak nieskończoną ilość razy.
Na podsumowanie niczym wisienka na torcie stromy zjazd wzdłuż nieczynnego orczyka. Mnie pokonał.

Do Bacówki pod Honem dotarłam wyjeżdżona, ale dość wcześnie. Wystarczająco wcześnie, by coś zjeść i pojechać dalej. Bardzo kusiło zrobienie dziś większej ilości kilometrów, by jutro na świeżo wjechać na metę. Klimat w Bacówce tak mi się spodobał i zaczęli dojeżdżać kolejni uczestnicy, którzy planowali tu nocleg, że ostatecznie postanowiłam zostać. Załatwiłam pokój, strawę i napitek, a potem udałam się do ogniska na wieczorne bieszczadzkie ???

Nie długo trwał jednak ten błogi stan. Jeden z panów przy ognisku zapytał mnie w pewnym momencie, czy ja tak długo dziś tu siedzę. Odpowiedziałam, że nie, przecież jestem tu raptem od może dwóch godzin. Na to on, że to w takim razie musiała być jakaś inna dziewczyna od nas.
Na te słowa troszkę mnie zmroziło.
Po wypadku Marcina w Zakopanem, jego dziewczyna April, z którą jechałyśmy jako pierwsze ciągle się tasując, zrezygnowała z wyścigu. Wydawało mi się, że po jej rezygnacji nie ma z przodu już żadnej dziewczyny. Ucieszyłam się, że jadąc turystycznym tempem będę na mecie pierwszą kobietą. A tu nagle obuch w głowę. Jednak jest ktoś przede mną. Jak to możliwe?

Sprawa była jasna. Nie śledziłam wcześniej w ogóle trackingu, ale możliwe że faktycznie ktoś z nieaktywnym albo szwankującym trackerem jest przede mną. Nici z chillu przy ognisku, trzeba iść spać. Rano, skoro świt pobudka i ostatnie kilometry na spinie.
No bo jednak fajnie byłoby być pierwszą kobietą, która przejechała Carpatia Divide.

Bacówka pod Honem

Carpatia Divide – dzień siódmy

Cisna Bacówka pod Honem – Muczne
75 km 1600 metrów przewyższenia


Carpatia Divide - poranek pod Honem
Nie pamietam, kiedy ostatnio wstałam tak wcześnie rano. Chyba nigdy. 4:30 to częściej godzina, kiedy kładę się spać. Tak jak np dziś, bo chcę ten wpis napisać do końca.
Carpatia Divide - san
Nie pamietam też, kiedy ostatnio z takim zacięciem pokonywałam kolejne kilometry. Po drodze w Kalnicy otwierałam z panem sklep o 7 rano, by kupić jogurt, Studencką czekoladę i Kofolę. To musiało wystarczyć mi na ostatnie 50 km.
Carpatia Divide - Dwerny Kamień
Nie pamietam kiedy tak szybko wypychałam rower pod górę. Zapominając nawet o niedźwiedziach czających się w krzakach.

Carpatia Divide - Dwerny Kamień
Tylko na Dwernik Kamień zatrzymałam się na dłużej, bo widoki rozwalały system.
A jaki był z niego zjazd…
Carpatia Divide - meta w mucznem
Całą trasę napierałam, nie zważając nawet na to, że od wczoraj nie działał mi największy blat z tyłu. Wyimaginowanej przeciwniczki jednak nie dogoniłam aż do Mucznego.
Carpatia Divide - medale
Na metę wjechałam kilka minut po 12 w południe. Jako pierwsza. Z tego wszystkiego nawet GoPro przestało działać i nie mam zdjęcia z tej najważniejszej chwili :)))

Carpatia Divide - wygrana
Dopiero po chwili ogarnięcia, na metę przybył Ojciec Dyrektor Leszek i oficjalnie pogratulował wyniku wręczając nagrody.
Carpatia Divide - meta i nagrody
Jako pierwsza z kobiet przejechałam 624 km pokonując ponad 16 tysięcy metrów przewyższenia.
Carpatia Divide - wyniki
Cudownym zbiegiem okoliczności GoPro też się nagle odwiesiło, więc razu zrobiłam foto na potwierdzenie sytuacji.

Carpatia Divide - biuro zawodów
Potem to już tylko jedzenie, rozmowy, jedzenie, rozmowy. Ssanie w żołądku włączyło się na potęgę.
Carpatia Divide - odpoczynek
W miasteczku zawodów zostaliśmy naprawdę godnie ugoszczeni a klimat wśród finiszerów panował wyjatkowy.
Pamiatkowe foto
Ostatnie pamiątkowe zdjęcia i rozmowy, żal było opuszczać to miejsce.

I to już tak właściwie byłby koniec.
Nogi już w sumie nie bolą, a głowa cały czas pełna wrażeń i widoków.
Jeśli dotarliście aż tutaj to znak, znak, że i na was czeka przygoda z Carpatia Divide.
Wystarczy kliknąć i się zapisać na kolejną edycję – Carpatia Divide

Carpatia divide na mecie

Czy ten wpis był pomocny?

Kliknij gwiazdkę!

Średnia ocena 0 / 5. Oceniłeś wpis 0

Brak ocen. Bądź pierwszy!

Chcesz więcej?

Zajrzyj na moje inne kanały!

Bardzo mi przykro, że nie znalazłeś tu niczego dla siebie!

Pomóż mi ulepszyć tego bloga!

Powiedz, jak mogę to zmienić?

Chcesz więcej takich materiałów?
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Dorota Juranek

Dorota Juranek

Jeżdżę na rowerze, odkrywam nowe trasy i miejsca, robię zdjęcia oraz tworzę filmy. Pasją do podróżowania dzielę się tutaj oraz na kanale YouTube.
Wszystkie wpisy »

komentarze

39 odpowiedzi

  1. Mariusz pisze:
    26 sierpnia 2019 o 08:23

    BRAVO po prostu

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      26 sierpnia 2019 o 09:31

      Dziękuję :)

      Odpowiedz
  2. Jakub pisze:
    26 sierpnia 2019 o 08:50

    Brawo Mambo! Widok i zjazd z Dwernika Kamienia też zrobiły na mnie kiedyś wrażenie…

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      26 sierpnia 2019 o 09:31

      Ja na pewno musze jeszcze pojechać w Bieszczady.

      Odpowiedz
  3. Krzysztof pisze:
    26 sierpnia 2019 o 09:22

    Dzięki za obszerna relacje. Czekałem na nią topiąc się w hiszpańskim słońcu śledząc was a raczej wasze kropki na trakingu. Gratuluje wygranej jak i wszystkim ukończenia tej pięknej imprezy. W moim kalendarzu już od dawna wpisana wiec za rok widzimy się na trasie

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      26 sierpnia 2019 o 09:31

      Dzięki za doping.
      to do zobaczenia na trasie w przyszłym roku :)

      Odpowiedz
  4. Rmi pisze:
    26 sierpnia 2019 o 11:05

    Gratki

    Odpowiedz
  5. Ewa pisze:
    26 sierpnia 2019 o 11:20

    Gratuluję!!!

    Odpowiedz
  6. Norbert pisze:
    26 sierpnia 2019 o 13:46

    Gratulacje i Wieeeelki Szacun za wynik!! Zuch dziewczyna!

    Odpowiedz
  7. Grzegorz pisze:
    26 sierpnia 2019 o 16:08

    Fajne zdjęcia. Gratuluję. Tempo wycieczkowe i wygrana?Wielki szacunek. Już sobie wyobrażam jakie to tempo wycieczkowe mogło być:))
    Tez się noszę z zamiarem udziału w takiej imprezie ale mam niestety jeden problem. W sumie jedyny problem. Urlop- nie zawsze wszystko można zaplanować tak jak by się chciało.

    Odpowiedz
  8. magda pisze:
    26 sierpnia 2019 o 18:03

    Gratki! Relacja fantastiko, obrazki jeszcze lepsze.

    Odpowiedz
  9. Piotr pisze:
    26 sierpnia 2019 o 19:16

    Mamba – Lael Wilcox w polskim wydaniu. :)
    O Jezusku! Jak widzę te fotki to mam ochotę rzucić wszystko i wyłącznie zatracić się w jeżdżeniu, a tu człek tyra i tyra…
    Dużo słoneczka koleżance życzę!

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      27 sierpnia 2019 o 22:56

      Oj, nie śmiałabym się porównywać.
      Niestety tak normalnie na jazdę też czasu brak, bo pracować trzeba i pisać bloga :)
      To był urlop, zamiast z drinkiem z palemką.
      Dzięki za miłe słowa.

      Odpowiedz
  10. Tomek pisze:
    27 sierpnia 2019 o 08:39

    Czy po ubiegłorocznych problemach na Wisła 1200 z kciukiem na manetkach typu rapid fire, w tym roku Grip Shift okazał się lepszym wyborem?

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      27 sierpnia 2019 o 22:59

      Trafne pytanie.
      Zdecydowanie tak. Grip Shift się sprawdził. Mimo iż nie było to zamierzone. Ale jak zobaczyłam, że rower ma taką manetkę, od razu pomyślałam, że to może być plus.
      Druga sprawa, to jednak jazda mtb jest zupełnie inna niż po głównie płaskich wałach i ręce częściej zmieniają pozycję, odpoczywają.

      Odpowiedz
  11. Piotrek pisze:
    27 sierpnia 2019 o 10:21

    jak sprawdził się canyon lux? siodełko stockowe? jakieś naprawy po drodze?

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      27 sierpnia 2019 o 23:01

      Rower spisał się znakomicie. Chyba nie wybrałabym innego. Był modyfikowany, o tym najprawdopodobniej będzie można przeczytać w Magazynie Bike.
      Siodełko też nie seryjne – Bontrager Montrose Pro. Niestety nie moje, redakcyjne.

      Odpowiedz
  12. Grzegorz pisze:
    27 sierpnia 2019 o 11:57

    Gratulacje

    Odpowiedz
  13. Grzegorz pisze:
    27 sierpnia 2019 o 11:58

    Tym większego gratulacje, że piszesz o swoim tempie jako wycieczkowym. Boję się pomyśleć jakie masz wyścigowe tempo;)

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      27 sierpnia 2019 o 23:01

      Nie mam, bo nie mam kondycji :) Organizm pozwala tylko na wycieczkowe.

      Odpowiedz
  14. AKalfas pisze:
    27 sierpnia 2019 o 13:54

    Wielki szacun i gratulacje. Dziękuję za relację, popłakałem się czytając. Wspaniałe uczucie zobaczyć, wyobrazić sobie odrobinę klimat – dzięki, dzięki, dzięki!

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      27 sierpnia 2019 o 23:02

      To teraz trzeba wystartować :)

      Odpowiedz
  15. Jurek pisze:
    27 sierpnia 2019 o 14:56

    BRAWO MAMBA !!!

    Odpowiedz
  16. Cyprian pisze:
    27 sierpnia 2019 o 20:03

    Pięknie

    Odpowiedz
  17. Aleksander pisze:
    27 sierpnia 2019 o 20:20

    Gratulacje!!!

    Odpowiedz
  18. Jacek pisze:
    27 sierpnia 2019 o 20:35

    Świetna relacja i gratuluję zwycięstwa ! :) Ale bardziej zazdroszczę przejechania Wisły ;)

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      27 sierpnia 2019 o 23:03

      Dzięki.
      Każde z tych wyzwań na swój sposób wymagające.

      Odpowiedz
  19. seawolf688 pisze:
    12 września 2019 o 08:45

    Gratulacje! Przez Twoją relację zachorowałem na Carpatia Divide! jak ja chciałbym to przeżyć! może za rok… ;)
    sztywniak czy jednak full polecasz do takiej wyprawy? takiej bez ciśnienia na wynik tylko by przejechać w limicie czasu.

    Odpowiedz
  20. gravelopl pisze:
    4 października 2019 o 20:34

    Szacun, podziw, zazdro.

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      5 października 2019 o 19:32

      Widzimy się w przyszłym roku? :)

      Odpowiedz
  21. Bordos pisze:
    28 stycznia 2020 o 15:18

    Bardzo ciekawy wyscig. Super relacja.
    Do zobaczenia na szlaku

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      30 stycznia 2020 o 18:03

      Dzięki, do zobaczenia.

      Odpowiedz
  22. Tomek pisze:
    29 stycznia 2020 o 21:34

    Ciekaw jestem, czy z perspektywy Carpatii na Luxie, na Wisłę ponownie wybrałabyś gravela, czy może byłby to jednak jakiś „turysta MTB” z prostą kierą?

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      30 stycznia 2020 o 18:03

      Chyba mimo wszystko wybrałabym gravela ;)
      W tym roku Pomorska 500 i zastanawiam się na jakim rowerze. Najprawdopodobniej będzie lekkie XC ;)

      Odpowiedz
  23. Tomek pisze:
    16 listopada 2021 o 15:46

    Cześć, bardzo Cię proszę o kilka praktycznych rad dotyczących używania nawigacji GPS podczas kilkudniowych tras. Czy gdybyś jechała CD dzisiaj, wybrałabyś Wahoo, Garmina, czy może jeszcze coś innego ? Chodzi głównie o to, jak w praktyce wygląda dokładność prowadzenia po trasie / ogólna funkcjonalność i ile trzymała bateria w Wahoo ?Ostatnio testuję rozwiązanie polegające na zaadaptowaniu telefonu z Mapy.cz jako nawigacji (oprócz mapy brak jakichkolwiek innych aplikacji w telefonie, założona karta SIM tylko z dostępem do internetu). W trakcie jazdy telefon pracuje w trybie offline, jadę z wyłączonym ekranem, słuchając komunikatów głosowych, tylko czasem włączam ekran w newralgicznych punktach trasy. Okazuje się że w takim układzie bateria w telefonie wytrzymuje kilka dni. Co myślisz o takim rozwiązaniu na kilkudniowe trasy ? Pozdrawiam – Tomek

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      16 listopada 2021 o 23:08

      Przejechałam kilka ultra na Wahoo i kilka na Garminie. To bardzo porównywalne urządzenia. Różni je głownie filozofia działania.
      Obecnie garmin jest w stanie wytrzymać około 24-30 godzin. Szczerze to dawno go nie sprawdzałam na tak długo. Zazwyczaj ładuje licznik nocą na odpoczynku.
      Niestety jeśli chodzi o posługiwanie się telefonem jako nawigacją, to nie jestem tu specjalistą, bo nigdy tego nie robiłam.
      Nie mogłabym mieć telefonu na kierownicy, zajmuje za dużo miejsca, za duże ryzyko rozwalenia, czy komunikaty słowne wystarczają – mam watpliwości.
      Ale w internecie spotkałam się z osobami, które tak jeżdżą.
      Dla mnie jest to nie wygodne i nie praktyczne. Ale też kupienie licznika nie jest wielkim wydatkiem, bo rower co moja pasja i prawie druga praca, więc nie wyobrażam sobie jazdy bez niego.

      Odpowiedz
      1. Tomek pisze:
        17 listopada 2021 o 09:43

        Super, dzięki, właśnie o takie informacje mi chodziło. Zgadza się, telefon na kierownicy jest niewygodny i narażony na uszkodzenia, a także zasłania małą, ale istotną część część podłoża w okolicach przedniego koła (dyskomfort na technicznych zjazdach). Testuję rozwiązanie z telefonem głównie dlatego, że sama mapa.cz jest mega dokładna, na bieżąco aktualizowana (dane pochodzą z OSM więc są pieczołowicie aktualizowane przez samych użytkowników), zawiera wszelki ścieżki leśne, nowo powstałe traski, skróty itd… co bardzo się przydaje w wyznaczaniu tras „na dziko” z punktu A do punktu B, a dodatkowo w górach można szybko przeanalizować nachylenia poszczególnych odcinków i od początku wiadomo, gdzie będą wypychy. Jak to wygląda w przypadku Wahoo / Garmina ? Używałaś ich może do wyznaczenia trasy z punktu A do punktu B w nowym, nieznanym terenie ? Jeszcze ostatnie pytanie dotyczące bezpośrednio CD – jakie urządzenie rejestrujące traskę jest dostarczane uczestnikom ? To zwykły lokalizator który wrzuca się do plecaka, czy musi to być zamontowanie na kierownicy ? Czy da się jakoś sprawdzić, czy to urządzenie cały czas działa na trasie ?

        Odpowiedz
        1. mamba pisze:
          21 listopada 2021 o 21:57

          Oj tak, bardzo lubię mapy.cz i często z nich korzystam, jednak tylko w domu na komputerze.
          Garmin i Wahoo służą moim zdaniem raczej do nawigowania po wyznaczonym śladzie który przygotujesz sobie w domu.
          Kilka razy wyznaczałam trasę w terenie i nie było źle, ale czasem bywają też niespodzianki.

          Na zawodach dostajesz małe pudełeczko które rejestruje Twoją pozycję.
          Można wrzucić do plecaka, ale co jakiś czas warto sprawdzić poziom naładowania. Zazwyczaj są jakieś diody i przyciski np do zresetowania urządzenia.

          Odpowiedz
  24. Tomek pisze:
    25 listopada 2021 o 14:42

    Dzięki za cenne rady. Koniec końców Garmin z mapą Topo zamówiony. Chociaż testowałem ostatnio też Locus Maps z mapą LM Poland i jest wypas, w końcu trafiłem na w pełni konfigurowalny mapo-kombajn. Chyba najlepsze rozwiązanie to będzie Garmin na kierownicy i wspomagająco Locus na telefonie, schowany w torbie pod ramą.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

przeczytaj też to

Akademia Bikepackingu
bikepacking

Akademia Bikepackingu Jack Wolfskin 2023

5 (4) Akademia Bikepackingu była pomysłem, który powstał w mojej głowie, gdy razem z Michałem

więcej »
18 września 2023 2 komentarze
Bikefitting Velolab
porady

Bikefitting – jak ustawić dobrą pozycję na rowerze?

5 (8) Mimo iż od przeszło 20 lat jeżdżę na rowerze to dopiero niedawno zdecydowałam

więcej »
12 września 2023 Brak komentarzy
relacje

Łemko Gravel 2023

4.4 (5) Łemko Gravel to jeden z trzech wyścigów zaproponowanych przez organizatorów w ramach Podkarpackie

więcej »
9 sierpnia 2023 4 komentarze
Race Balm
porady

RaceBalm – kosmetyki dla osób aktywnych

5 (2) RaceBalm to seria kosmetyków przeznaczonych dla osób aktywnych, uprawiających sport zarówno zawodowo jak

więcej »
7 sierpnia 2023 Brak komentarzy
WIĘCEJ
Facebook Youtube Instagram
Postaw mi kawę na buycoffee.to

© 2023  All rights reserved.
Dorota Juranek Mamba On Bike
NIP 6342577792

Strona posługuje się plikami cookies w celu prawidłowego jej działania. Kontynuując zgadzasz się na korzystanie z plików cookies zgodnie z naszą polityką prywatności.
Privacy & Cookies Policy

Privacy Overview

This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary
Always Enabled
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Non-necessary
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
SAVE & ACCEPT