Czarny czy biały?
Lalki czy samochody?
Klasyka czy hip-hop?
Komedie romantyczne czy filmy akcji?
KFC czy McDonald?
Szosa, mtb, czy latający holender?
Lycra czy luz w szortach?
Trening i cyferki czy explore more?
Waty czy hr?
Moja mojsza czy twoja twojsza prawda?
Mamy jedno życie i chyba nie jest odkryciem stwierdzenie, że wszyscy chcielibyśmy przeżyć je jak najlepiej. Gdy przychodzi nam podejmować codzienne wybory dotyczące miliona jego aspektów, pojawiają się dylematy. Chcemy wybrać jak najlepiej i to, co dla nas najlepsze. Ale czy tak się da?
Aby sprawę sobie ułatwić szukamy autorytetów, ludzi którzy powiedzą nam, co dla nas dobre. Wchodzimy w subkultury, znajdujemy podobnych do siebie i budujemy stado, bo wtedy czujemy się pewniej i silniej. Poprzez to wszystko dookreślamy siebie, aby decyzje podejmowały się łatwiej i niejako z samej zasady przynależności.
Gdy pomyślę o swoich dotychczasowych 30 latach jako takiego funkcjonowania na tym świecie to uświadamiam sobie, że nigdy nie udało mi się samej siebie zaszufladkować.
W przedszkolu bawiłam się i lalkami i samochodami, w liceum chodziłam do filharmonii i na punkowe koncerty, w mojej garderobie można zobaczyć szerokie spektrum barw, oglądam chyba każdego gatunku filmy, jadam Brazery z KFC i lody z McDonalda.
Zawsze interesowały mnie radykalnie różne od siebie rzeczy, nigdy nie potrafiłam odnaleźć się w żadnej subkulturze, nigdy nie byłam zapatrzona w żadnego idola, nie znalazłam też nikogo kto mógłby być dla mnie stuprocentowym autorytetem.
Czemu o tym piszę?
Bo wydaje mi się, że dzięki temu udaje mi się w życiu, jako tako, nie ograniczać. I całkiem sporo z niego wyciągać. Doświadczam świata i wybieram dla siebie to, co mnie interesuje, co mi się podoba i odpowiada w danym momencie (oczywiście w miarę możliwości). Staram się nie ograniczać hasłami – to nie dla mnie, ja taka nie jestem, to nie w moim stylu, nie wypada mi itp. Nie wskazuję również innym jedynie słusznych wyborów. Nie decyduję jakiej długości skarpetki są jedynie słuszne, co jest pure, a co nie w mtb, jaka szerokość kierownicy jest najlepsza, czy trenować w zapatrzeniu w cyferki, czy z nastawieniem na frajdę z jazdy.
Najzwyczajniej w świecie nie lubię radykalizmu, a cenię otwartość umysłu i wszechstronność.
Dzięki temu jednego dnia staram się ogarniać kamienie i korzenie na gumach z ciśnieniem 1,2 bara, a drugiego sunę świeżo wylanym asfaltem w niemal zupełnej ciszy cienkich opon roweru szosowego. Jednego dnia zakładam obcisłe, często wygodniejsze lycry, a drugiego luźne kolorowe szorty, za które mam +10 do stylówy i które przy glebie ochronią tyłek i nie podrą się na byle krzaku. Jednego dnia katuję się interwałami na trenażerze drugiego zaś wjeżdżam pod górę by na szczycie wciągnąć powietrze i poczuć chwilę wolności.
Nie dajcie się ograniczać. Mówić co dla was dobre. Podejmować decyzję za was.
Miejcie odwagę samemu spróbować i doświadczać. Kosztować życia tu i teraz.
Szukajcie, pytajcie, sprawdzajcie, co wam sprawia radość, co was nakręca i co daje energię. Nie wybierajcie łatwych odpowiedzi wymyślonych przez kogoś innego.
Live your life.