Beskid Śląski to idealne miejsce na zimowy fatbiking.
Uciążliwe latem liczne grupy turystów na szlakach i w schroniskach, zimą potrafią być wybawieniem.
Planując zimową wycieczkę warto bowiem mieć na uwadze przejezdność trasy.
Jasne, można strzelić na chybił-trafił pierwszy lepszy szlak i w śniegowych zaspach maszerować pod górę dwie godziny, by potem w dół też walczyć o każdą chwilę spędzoną na siodełku. Ja tam wolę jednak na rowerze jeździć (chociaż pod górę). Zimą szukam więc uczęszczanych, przetartych przez auta lub turystów szlaków, które pozwolą w miarę komfortowo wdrapać się na szczyt. By potem w dół mieć już większe pole do popisu.
Jednym z takich zimowych pewniaków w Beskidach jest czerwony szlak z bielskiej Olszówki na Szyndzielnię. Był on głównym punktem programu naszego Sylwestreka.
Drugim beskidzkim pewniakiem jest zielony szlak ze Szczyrku na Klimczok, który nomen-omen był celem naszego sylwestrowego trekingu dwa lata temu :)
Zielony szlak – Szczyrk – Klimczok
Wycieczkę można zacząć z samego centrum Szczyrku lub ominąć nudny asfaltowy podjazd i rozpocząć od pętli autobusowej w Szczyrku-Biłej.
Początkowo warto nieco zboczyć z zielonego szlaku i zacząć podjazd ulicą Jeżynową. Początek zielonego jest tak stromy, że potrafi podłamać morale już na początku. Nie wyobrażacie sobie ile pola do marudzenia miał tu Artur.
Na szczęście stromizna wreszcie się kończy i rozpoczyna techniczna droga prowadząca aż do samego schroniska pod Klimczokiem. Szlak zielony nie do końca się z nią pokrywa, dzięki czemu jest atrakcyjniejszy dla pieszych. A wspomniana droga używana przez obsługę schroniska zazwyczaj jest przetarta w taki sposób, że podjazd robi się w 100% w siodle.
Przy dobrej pogodzie, bardzo szybko pojawiają się miłe widoki. W roli głównej Skrzyczne z charakterystyczną anteną.
Nam udało się dojrzeć nawet Tatry.
Po 1.5 godziny jazdy z licznymi przystankami na foto wreszcie docieramy do schroniska. Grube rowery z Trek Bielsko-Biała wywołują zainteresowanie większości turystów. Jest fejm.
Między pomidorową z ryżem a szarlotką uświadamiamy sobie, że przez poranne wylegiwanie się pod kołderką wycieczkowe plany będziemy musieli nieco zmienić.
Kto jeździł już zimą na facie wie jednak, że to norma. Na tym rowerze zazwyczaj wyrabia się minimum z minimum zaplanowanej trasy.
Czerwony szlak w kierunku Szyndzielni będzie musiał poczekać. Zimowa eksploracja enduro-klasyka na Karkoszczonkę też :(
Zjeżdżamy tak jak podjechaliśmy, ale nawet szeroki łatwy trakt daje mega frajdę. Zachód słońca dostajemy gratis :)
Szlaki, o których wspominałam możecie znaleźć tu na mapie.
A gdybyście potrzebowali tracka:
Aktualizacja:
Dwa tygodnie później zaatakowaliśmy zielonego pewniaka.
Niestety okazało się, że zielony szlak do momentu spotkania się z niebieskim był cały zasypany. Wypych dzięki ładnej pogodzie nie popsuł humorów.
Pan w terenowym samochodzie zapytany o najlepiej utrzymywaną trasę dojazdowa, polecił jednak szlak niebieski. Zjeżdżaliśmy nim w dół. Na podjazd wydaje się być ok, na zjazd zupełnie odpada. Takie fatbikowe życie.