To już trzeci rok, kiedy w Warszawie na początku kwietnia odbywają się rowerowe targi Bike Expo. Mimo iż staram się „bywać” na imprezach branżowych i wiedzieć, co dzieje się w rowerowym światku, na targach w stolicy w tym roku byłam pierwszy raz. Do tej pory impreza w Warszawie była zupełnie poza obszarem moich zainteresowań. Nie dość, że z Katowic to kilka godzin jazdy samochodem, to jeszcze Warszawa stanowi dla mnie wątpliwą wartość, jeśli chodzi o poświęcenie jej wolnego weekendu. Zdecydowanie bardziej wolę góry. Nie ukrywam też, że do tej pory wystarczały mi coroczne, jesienne targi w Kielcach, po których i tak wracałam wymęczona natłokiem zupełnie nieinteresującego mnie sprzętu, milionem spotkań (wbrew pozorom jestem mocno introwertyczna i kontakty międzyludzkie sprawiają mi trudność) oraz spacerowaniem między stoiskami.
W związku z tym, że jesienną edycję branżowych targów w Kielcach po raz pierwszy sobie odpuściłam*, postanowiłam zobaczyć, jak sytuacja wygląda w Warszawie. I tu okazało się, że jest zgoła inaczej. Powiedziałabym nawet, że rozwojowo. Ale o tym dalej.
* podobno nie mam czego żałować, bo w opinii częściej tam bywających z roku na rok jest coraz gorzej. Nie wiem, czy to prawda, bo z zeszłym roku była całkiem zadowolona – Kielce Bike Expo Film. Co więcej, coraz cześciej przekonuję się o tym, że jednak internetowe opinie, nawet znajomych często nie koniecznie muszą pokrywać się z moim odbiorem sytuacji. No cóż, każdy jest inny i lubi co innego.
BIKE EXPO 2019 – ROWERY, SZMERY I BAJERY
Organizacja rowerowego weekendu na PGE Narodowym to ciekawy pomysł. Miejsce to już samo w sobie zachęca do wizyty. Na dodatek jest wiosna, rowerzyści masowo budzą się z zimowego snu. Kiedy, jak nie teraz, zaatakować ich pachnącymi nowością i technologicznymi nowinkami rowerami, kolorowymi ciuchami i akcesoriami, bez których oczywiście żadna wycieczka nie ma szans powodzenia?
Aby wejść na teren targów, trzeba było oczywiście zorganizować sobie bilety. Jeśli nie byłeś zaproszony jako media, bloger lub nie znalazłeś się wsród szczęśliwców, którzy wygrali bilet w licznie organizowanych przed targami konkursach, trzeba było liczyć się z wydatkiem rzędu 15-25 zł. W zależności od daty kupna wejściówki. Czy to dużo, czy mało? W sumie tyle co dobra kawa w kawiarni. Jeśli na targi wybierałeś się z rodziną, kwota już trochę bardziej ciągnęła po kieszeni. Na szczęście dzieci do 7 roku życia wchodziły na targi za darmo.
Cała ekspozycja obejmowała dwa pietra z porozstawianymi stoiskami wystawców, plus obszar testowy na płycie stadionu oraz dwie strefy wykładowo-konferencyjne. Wszystko wyglądało całkiem pokaźnie, ale nie ukrywam, że spodziewałam się trochę większej ilości wystawców. Brakowało m.in takich „potęg” jak Shimano, czy nieobecnych producentów rowerów: Romet, Cannondale a także tych bardziej niszowych marek.
Zastanawiając się nad przyczyną nieobecności tych marek i firm, po kilku informacjach od osób znajomych, mówiących, że w zeszłym roku stoisk było jeszcze mniej, stworzyłam sobie pewną teorię na ten temat. Wielu tych nieobecnych wystawców nie wie jeszcze, jak ugryźć tego typu imprezę. Nie rozumieją, że nie są to targi branżowe B2B. Nie są to drugie Kielce, gdzie rozmawia się o większych kontraktach i pieniądzach. Bike Expo w Warszawie to impreza dla kolarzy, pasjonatów, tych mniej i bardziej zaangażowanych w rowerowanie. I obecność tutaj może mieć tylko i wyłącznie przełożenie na klienta indywidualnego, a co za tym idzie charakter stoisk i forma prezentacji musi być trochę inna.
Mimo tego na targach znaleźć można było praktycznie wszystko, co potrzebne rowerzyście: rowery, ciuchy, szpej i akcesoria. Wiele rzeczy można było wziąć do ręki, podotykać, przymierzyć się, czy porównać z konkurencją. Brakowało, i było to od razu odczuwalne, możliwości zakupu. Poza jednym chyba stoiskiem Stylówa Pro (foto poniżej) na żadnym stoisku nie można było nic kupić. Myślę, że to duży błąd. Wiem, że zorganizowanie mini sklepu na okres targów nie jest łatwe organizacyjnie, ale myśląc o targach z innych branż, od razu przypominam sobie Targi Książki w Katowicach, z których nigdy nie wracam z pustymi rekami.
A do oglądania i macania było całkiem sporo rzeczy. Stoisko Cinelli prezentowało nie tylko szybkie i stylowe rowery, ale także proponowało odpowiedni dopasowany do nich rowerowy outfit.
Oryginalne owijki wyróżniające z tłumu. Kupowałabym ;)
Choć na taką kierę to się chyba owijki nie zakłada? Napiszcie, bo średnio się znam na szosowo-aerodynamicznych tematach.
Wspomniana wcześniej StylówaPro zrobiła chyba skarpetkowy interes życia.
Stoisko AMP Polska było jednym z większych.
Ciuchy i buty Giro, kaski Bell, akcesoria Lezyne, to tylko niewielki skrawek tego, co pokazywali.
Wizyta u Garmina wywoływało zgoła odmienne odczucia. Minimalizm, prostota i zegarki wyłożone na stole. Czuliśmy się jak u pasera oglądając trefny towar spod lady.
Z drugiej strony lepsze to niż oglądanie zegarków zza szyby na wystawie i teoretyzowanie na temat danych zamieszczonych na tabliczce informacyjnej.
Wracając do możliwości kupna wybranych artykułów. Artur jest na przykład na etapie poszukiwania butów mtb. Gdyby miał możliwość sprawdzenia swojego rozmiaru na 90% wyszedł by z targów z nowym nabytkiem.
A tak, niestety pozostaje zakup internetowy. Co w sumie i tak jest ok, bo na targach pomacał i obwąchał, a w internecie pozostanie wybrać tylko właściwy rozmiar i najatrakcyjniejszą cenę.
Najważniejsze w tym wszystkim były jednak rowery.
Szosy, gravele, elektryki, trailowce, krosiarskie hardtaile. Do wyboru do koloru.
Strefa Zwift wywoływała niemałe zainteresowanie wśród młodzieży, zarówno tej młodszej, jak i trochę starszej. Zwift to przyszłość. Nie ma co uciekać od wirtualnej rzeczywistości, a korzystać z tego, co nam daje.
Słyszeliście o dotacjach na rowery elektryczne, które zostały wprowadzone u naszych zachodnich sąsiadów, bo przyczyniają się do zachowania większej sprawności fizycznej wśród osób starszych? To samo może za niedługo wydarzyć się ze Zwiftem, ale w stosunku do młodych.
O, właśnie. Skoro już o elektrykach… Elektryczna szosa, w dalszym ciagu obiekt pogardy wśród prawdziwych pro-kolarzy.
I stoisko, na którym można było w 15 minut się wyrzeźbić, zredukować, zaktywizować, pobudzić, przyspieszyć i wiele, wiele więcej.
BIKE EXPO 2019 – SPOTKANIA i WYKŁADY
W mojej ocenie targów, najbardziej wartościowym ich elementem były wykłady i prezentacje, które jednocześnie odbywały się w dwóch miejscach – na sali kinowej i strefie spotkań.
Grafik wypełniony był ciasno. Od 9:00 do 18:00, każdy prelegent miał do dyspozycji godzinę.
Niestety nie było możliwości by posłuchać wszystkich, których chciałam, ale na kilka pogadanek się załapałam.
Tutaj akurat Ministra Kolarstwa i Król Rowerów rozprawiają o tym, jak zacząć romans z szosą.
Aleksander Gręda i Łukasz Momot zaprezentowali Cape Epic od strony zawodnika.
Wywiad z Valerianem Romanovskim i cała ekipą wspierającą, po ustanawianiu przez niego rekordu Guinnessa w jeździe na rowerze stacjonarnym w temperaturze poniżej -100°C. WOW!!! Całość znakomicie prowadzona przez Małgosię z Szosy.
Po wykładach zawsze można było kontynuować rozmowy gdzieś na boku.
Najciekawszą z wszystkich prezentacji, było oczywiście moje slajdowisko – Maroko i Góry Atlas na rowerze. Jeśli nie mogliście być, a chcielibyście nadrobić zaległości, to obszerna część znajduje się tutaj – Maroko i Góry Atlas na rowerze.
To moje pierwsze tego typu wystąpienie w karierze :) Dziękuję wszystkim jeszcze raz za przybycie.
Największą publiczność zebrał oczywiście Szymon Godziek.
Ale co tu się dziwić, w końcu to zawodnik Red Bull-a wyczyniający z rowerem mocno magiczne sztuczki.
PLOTKI, PLOTECZKI, SPOTKANIA ZE ZNAJOMYMI
Przyjazd na Bike Expo to oczywiście zawsze okazja do spotkania się z rowerowymi znajomymi i nadrobienia towarzyskich zaległości. Plotki, ploteczki, kto, z kim i gdzie?
Litry kawy i zdecydowanie za szybko uciekający czas.
Czy ten aspekt jest atrakcyjny dla Kowalskiego wpadającego tu z ulicy, prosto z niedzielnego spaceru. Chyba nie, ale dzięki temu nie marnuje czasu i więcej może poświęcić na „jaranie się” sprzętem i jazdy testowe ;)
Przyjmijmy więc, że aspekt towarzyski targów jest atrakcyjny głownie dla tych, którzy w środowisku rowerowym trochę już siedzą.
Ja plotkowałam, a Artur w międzyczasie prowadził rozpoznanie i szukał roweru na nasze spontaniczne i nieplanowane wyjazdy bikepackingowe.
Ale coś nowego do lekkiego enduro też by się przydało – na zdjęciu nowy Trance Advanced 29 cali w karbonie :)
Do chłopaków z 7Anny dotarłam zdecydowanie za późno.
Na rowerach Rondo można było także pojeździć w strefie testowej na płycie stadionu.
Co krok spotykało się, też jakieś ważne osobistości. Wiadomo, jak Warszawa to i Ministra musi być.
A także pełna redakcja Bike oraz Tour.
Na płytę stadionu, gdzie odbywały się przejażdżki testowe na rowerach, dotarliśmy dopiero drugiego dnia wczesnym rankiem. Powód porannej niedzielnej pobudki był niebylejaki.
Zostałam bowiem gwiazdą telewizji śniadaniowej :))))
Mamba w telewizji – http://pytanienasniadanie.tvp.pl/42095719/rowerowy-test-narodowy-cz-1
Przy okazji telewizyjnych wejść mogłam porozmawiać z Valerianem Romanovskim, który dzień wcześniej pobił rekord Guinnessa w jeździe na rowerze stacjonarnym w temperaturze poniżej -100°C.
Czytelnicy bloga wiedzą, że ostatnio eksperymentuję z zimnem, ale -100 stopni, a w ostatnich godzinach -160 to już zupełne szaleństwo. Na Valerianie, jak widać, ta temperatura nie zrobiła wrażenia, za to na sprzęcie już tak.
Przejażdżki testowe sobie odpuściłam.
Zainteresowanie rowerami było całkiem spore.
Poza rowerami zadbano o atrakcje dodatkowe…
… oraz coś dla dzieciaków.
Zbierając wszystko do kupy i podsumowując co powyższe, trzeba stwierdzić, że Bike Expo to całkiem fajna impreza, nieźle rokująca na przyszłość.
Na pewno potrzeba na niej więcej wystawców, na pewno trzeba wykombinować coś, by można było wrócić do domu z jakąś zakupową pamiątką, w dalszym ciągu powinien być rozwijany pomysł prelekcji i wystąpień sportowców, trenerów, podróżników i osób znanych w rowerowym świecie, możliwość przymierzenia się jednego dnia do kilku rowerów różnych marek też jest niewątpliwym plusem.
Wiem, że w tym wpisie przydałoby się trochę więcej hejtu i narzekań, to przecież bardziej się sprzedaje, ale mi na serio się podobało i nic nie poradzę, że zazwyczaj patrzę na świat przez różowe okulary.
Całkiem możliwe, że i w przyszłym roku wybiorę się na weekend do Warszawy, jedno jest pewne, z zainteresowaniem śledzić będę rozwój tej imprezy.