Rondo to marka stworzona przez chłopaków z NS Bikes. Co dzieje się, gdy ktoś z grawitacyjną zajawką bierze się za rowery z barankiem i na cienkich oponach? Powstaje jeden z bardziej awangardowych rowerów na rynku.
Rondo Ruut, bo oczywiście o nim mowa, to rower zaliczający się do zdobywającej na popularności grupy rowerów typu gravel. W wolnym tłumaczeniu gravel to szutrówka. Nazwa ta znakomicie oddaje charakter tych maszyn.
Rowery Rondo, w zależności od tego z jakiego materiału zrobiona została rama, różnią się między sobą pewnymi ficzerami. Kwestia sposobu wykorzystania roweru, była chyba dobrze przemyślana przez ich twórców.
I tak, jeśli jesteśmy zainteresowani wyprawową szutrówką, która zniesie ciężar miliona tobołków na wielodniowej włóczędze w terenie, otrzymujemy stalowego Rondo Ruut ST. Jeśli zależy nam na commuterze, którym czasem dojedziemy do pracy, czasem wskoczymy do lasu i na łąki za miastem, dostajemy aluminiowe Rondo Ruut AL z oponami 43 mm, a gdy skrywamy w sobie duszę ściganta to wybieramy karbonowego CFa, który będzie lżejszy i sztywniejszy, przez co zachęcać będzie do mocniejszego depnięcia w korby, a może i zachęci do startu w jakimś wyścigu CX.
W moim przypadku wybór padł na Rondo Ruut AL. Była to wypadkowa potrzeb oraz aktualnego stanu środków na koncie. Po roku jazdy mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że był to bardzo dobry wybór. Choć oczywiście kusiło, by szarpnąć się na karbąąą.
Potrzeby lekkości i sztywności na szczęście udało się zaspokoić podczas testu gravela Accent Feral, na którym przejechałam w tym sezonie ultra maraton Wisła 1200
Specyfikacja
To był oczywiście cytat z Paulo Rovelho, ale lećmy z konkretami. Pełną specyfikacje roweru znajdziesz oczywiście na stronie producenta – Rondo.cc
Rondo Ruut AL – wygląd czy funkcjonalność
Gdy rowery Rondo weszły na rynek, wywołały spore zainteresowanie wśród fanów dwóch kółek. Unikalne kolory i niepospolity wygląd sprawiały, że mało kto był w stanie przejść obok nich obojętnie. Wiadomo najważniejsze jest zawsze pierwsze wrażenie.
Po pierwszym wrażeniu przychodzi zastanowienie i tu następuje podział na tych, co to uważają, że rowery tego typu nie nadaję się do niczego innego niż lansu oraz tych, którzy przekonani są iż wreszcie znaleźli coś idealnie pasującego do ich wymagań.
Dla mnie Rondo okazało się rowerem zarówno do lansu jak i baunsu. Ma te cechy, których oczekuję od gravela: szerokie opony, obręcze TL ready, sztywne osie, napęd 1×11, kierownicę z gięciem zewnętrznym tzw flarą, tarczowe hamulce hydrauliczne, przewody prowadzone w ramie, no i wygląd, wyróżniający go z tłumu.
Rowery Rondo cechuje także nowoczesna geometria. Stosunkowo długi reach i krótkie tylne widełki, wypłaszczający się coraz bardziej kat główki, toż to przecież standardy zaimplementowane wprost z enduro. Dzięki tym cechom rower wygodnie się prowadzi, jest stabilny i przewidywalny na zjazdach, dobrze spisuje się w ciasnych zakrętach.
Wszystko to sprawiło, że Ruut jest pierwszym rowerem, który kupiłam sobie od kilku lat. Nie dostałam go w ramach współpracy, na testy czy wypożyczenie. Zwyczajnie go kupiłam. To chyba ma znaczenie ;)
Asfalty, szutry, pola i leśne dukty, czyli słów kilka o przeznaczeniu
Na Rondzie wykręciłam coś koło 2 tysięcy kilometrów. To dużo jak na mnie i zdecydowanie wystarczająco, by móc kilka słów na temat tego roweru napisać.
Bikepackingowy trip po Toskanii śladami Tuscany Trail, jednodniowe wycieczki po Polsce, niezliczone dojazdy do pracy a nawet szosowe kofirajdowe ustawki. Rower miał okazję sprawdzić się w bardzo różnorodnych warunkach. W każdej sytuacji stawał na wysokości zadania. To oczywiście nie tylko kwestia modelu i marki, a właśnie specyfiki rowerów gravelowych.
Ale po kolei.
Dojazdy do pracy na rowerze, gdy mieszka się w centrum aglomeracji do przyjemnych nie należą. Rower mtb zamula, szosowy to wieczne obawy o to, czy oby nie złapię zaraz gumy, nie uślizgnę się na torach tramwajowych, czy zósemkuję obręcz na jednej z dziur w połatanym asfalcie. Wsiadając na Ruuta o wszystkich urozmaiceniach codziennego dojazdu do pracy zapomniałam. Na gravelu nie straszne ci krawężniki, dziury w jezdni, możesz przejechać się fragmentem terenu, by uciec choćby na chwilę przed samochodami. Przy okazji czujesz dynamikę i efektywność w porównaniu do roweru górskiego. Opony 43 mm napompowane do 2 barów po asfalcie idą jak burza. Ruut znakomicie spisał się jako miejski commuter.
Po wskoczeniu do lasu Ruut pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Te same 43 milimetrowe zatublesowane gumy pozwalają na totalne szaleństwo na leśnych ścieżkach. Rower jest reaktywny, szybko odpowiada na twoje komendy. Przyzwyczajona do zamulających podjazdów na endurówce, na Ruucie poczułam nową jakość jazdy. Zawsze tak mam, gdy z MTB przesiądę się na szosę. Nagle budzi się we mnie dusza ściganta. Podobnie było, gdy na Rondzie wskoczyłam w las. Zupełnie inna frajda z jazdy, inny odbiór ścieżek, po których do tej pory jeździłam. Wszystko jest szybsze i bardziej dynamiczne.
Największym wyzwaniem dla Ronda był bikepackingowy kilkudniowy trip po Toskanii. Podoba mi się idea jazdy z tobołkami i od samego początku wiedziałam, że do gravela nie będę przyczepiać bagażnika. Dlatego też zupełnie nie przeszkadzało mi, że aluminiowa wersja pozbawiona jest mocowań na bagażnik. Kto takowych potrzebuje musi wybrać stalową wersję roweru. Przyczepiliśmy tobołki i zrobiliśmy kilkaset kilometrów po toskańskich białych szutrach, górskich ścieżkach najeżonych kamieniami oraz dających wytchnienie asfaltach. To co napisze będzie nudne, ale i tu Ruut zrobił dobrą robotę i nie mogę się przyczepić zupełnie do niczego w tym rowerze.
A nie, może mogę. Mogę przyczepić się do widelca i systemu Twin Tip. Szczerze, to poza teorią producenta i oryginalnym wyglądem osobiście nie znalazłam żadnego zastosowania tego ficzeru. Co nie znaczy oczywiście, że nie ma osób, dla których okaże się on przydatny. W moim przypadku, jak rower przyszedł w kartonie w wysokim ustawieniu widelca, tak ciągle na tym ustawieniu jeżdżę i jest mi tak dobrze, że nie widzę konieczności jego zmiany.
Rondo Ruut AL – podsumowanie testu
Decydując się na zakup Rondo Ruut AL, zależało mi na rowerze, który w pewnym sensie będzie do wszystkiego. Pewnie wielu z Was – czytelników zaśmieje się teraz i wytknie mi, iż nie raz pisałam, że „jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego”. I będziecie mieli 100% racji, bo najlepiej byłoby mieć na każdą okazję i warunki inny rower. Kogo jednak na to stać?
Kogo nie stać, ten szuka rozwiązań dopasowanych do siebie. Rozpatruje to, gdzie będzie jeździł, jaki będzie styl tej jazdy, po jakich ścieżkach, czy z tobołkami czy z bagażnikami, a może na lekko.
Mi po całej takiej rozkminie wyszło, że najlepszym wyborem będzie Rondo w wersji CF. Niestety, jak już pisałam wcześniej, domowy budżet pozwolił tylko na wersję alu. Po całym sezonie jazdy mogę jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że był to bardzo dobry wybór. Styl i charakterystyka tego roweru spasowała mi wyjątkowo. Lubię go, lubię na nim jeździć i lubię na niego patrzeć, gdy stoi obok łóżka, czekając na następnego tripa.