Siniaki już powoli schodzą, emocje opadły, głowa zajęta tematami trochę bardziej wysokogórskimi, wypadałoby więc napisać kilka słów na temat zawodów, które tydzień temu odbyły się w Szklarskiej Porębie.
Słyszałam kiedyś, że najważniejsze w życiu jest to, żeby nie być dla nikogo obojętnym. Dobrze, gdy nas kochają, dobrze gdy nienawidzą. Gdy jesteśmy dla kogoś obojętni to najgorsza z możliwych sytuacji.
W niedzielę po raz kolejny ekipa EMTB pokazała nam, że nigdy nie wpadną do worka z napisem „OBOJĘTNOŚĆ”.
Zawody w Szklarskiej na pewno można kochać za trasy. Po raz kolejny przekonałam się bowiem, że to moje ulubione rejony. Kamienie od większego AGD po mniejsze RTV, wysokogórskie widoki, rwące górskie strumienie, single na których czają się podstępne kamienie. Istny enduro plac zabaw.
Niestety do tras zaliczają się również odcinki dojazdowe do OSów…. Kto pojawił się w niedzielę na starcie ten wie, że z tym elementem wiązały się spore kontrowersje.
Początek pierwszego OSu znajdował się bowiem na samej granicy Paku Narodowego, co wiązało się z niemałymi problemami aby na niego dotrzeć.
Do wyboru była nielegalna droga prowadząca przez tereny KPN lub wypych, który nie dość, że mocno nadwyrężał zapasy glikogenu w mięśniach potrzebnego za zjazd, to był sam w sobie dość niebezpieczny.
Dwa dni wcześniej przed zawodami postanowiłam sprawdzić tą „ścieżkę” i w trakcie samotnego wypychu przez głowę przeleciało milion różnych myśli. Najważniejsza z nich to ta, czy poprowadzenie trasy tak niebezpiecznym odcinkiem miała sens i czy organizator wziął pod uwagę ryzyko konsekwencji ewentualnych wypadków. Warto bowiem wiedzieć iż mimo tego, że w regulaminie wpisane jest, że organizator nie ponosi odpowiedzialności za wypadki, to jest zupełnie inaczej. Polskie prawo nakłada tą odpowiedzialność i żaden regulamin tego nie zmieni.
Zastanawiające jest również to, czy nie wystarczyło zwyczajnie załatwić zgody parku na przejazd przez jego fragment podczas zawodów? Nie wydaje mi się to zbyt trudne, bo w tych rejonach regularnie odbywają się imprezy typu „Wjazd na Śnieżkę”, czy „Rowerem na Szrenicę”. Pytanie czy ekipie EMTB na tym zależało :)
Ostatecznie po długich dyskusjach przedłużających start wszyscy zdecydowali się na legalną drogę dotarcia do celu, nie wydarzył się żaden wypadek, a dodatkowo na wyjątkowo hard-corowym fragmencie postanowiono w bonusie dołożyć bonusowego OEsa :)
Drugim elementem, za który można „kochać” zawody EMTB, to pomiar czasu. Niby prosta sprawa, a wielu orgów ma dalej z tym problem.
Nie jest tajemnicą, że niestety tym razem i w przypadku EMTB pomiar czasu odmówił współpracy w kliku przypadkach. Zbiegiem okoliczności akurat na trzecim OSie zagadaliśmy Agnieszkę spisującą wyniki ręcznie, czy jej się tak chce i czy to ma sens. Odpowiedź była więcej niż zadowalająca. Usłyszeliśmy, że już nie raz myśleli o tym by dać sobie spokój z kartką i długopisem, ale jakoś zawsze jednak spisują.
I co?
I tym razem spisywanie na kartkę chyba się przydało.
Maga szacun. Backup w wielu aspektach naszego życia się przydaje :)
O Szklarskiej można by napisać jeszcze wiele, wiele więcej. Ale po co?
Tu trzeba przyjechać, skosztować i samemu odpowiedzieć sobie na pytanie – kocham, czy nienawidzę?
Ja kocham te trasy. Szczególnie ciągnące się w nieskończoność rock-gardeny, single, górskie potoki i KLIMAT.
KLIMAT, który robią ludzie tu przyjeżdżający oraz organizatorzy.
Jeśli spodobał ci się ten wpis zapraszam do relacji z pozostałych imprez rowerowych w tym roku:
Zakopane
Przesieka
Mieroszów
Kluszkowce
Bielsko-Biała
Foto: Łukasz Szrubkowski, Jiri Svoboda