Sobotnie przedpołudnie, przed nami wyratrakowana trasa dla nart biegowych. Na linii startu prawie 200 osób, z których zdecydowana większość wybiera platformy zamiast spd, na 22-kilometrową trasę zabiera plecaczek, a obcisłe lajkry zakrywa spodenkami cywilnymi. Do tego daszek na kasku oraz luźne, powiewające na wietrze kolorowe ciuchy i gruba, a nawet BARDZO GRUBA opona. Hop Cycling
W miniony weekend rozpocząłem tegoroczne rowerowe gonitwy. Nie były to jednak zawody enduro (najbliższe dopiero w kwietniu), a krosiarsko-maratońsko-dziwny Fat Bike Race Góry Stołowe…
…panujące warunki bardzo zmieniły charakter imprezy, który tak mnie urzekł w zeszłym roku. Wtedy znaleźli tu coś dla siebie zarówno endurowcy, jak i krosiarze. Tegoroczna edycja zdecydowanie była skierowana do tych drugich: 90% trasy przypominało wyścig szosowy, reszta – biegowy.1enduro
Długo zastanawiałam się, co napisać o Fat Bike Race 2017.
Ostatecznie wyręczyli mnie autorzy dwóch najpopularniejszych (oprócz mojego :)) blogów rowerowych w Polsce.
Jak widać, ta sama czasoprzestrzeń może być postrzegana jakże odmiennie.
Tak samo sprawa ma się z grubasami.
Nie ma sensu czytać opisów, zastanawiać się, czy ten rower jeździ, czy daje rade, czy gazety i blogerzy wciskają wam marketingowe kity. To czy fat bike jest dla ciebie trzeba sprawdzić na własnej skórze. Na starcie Fat Bike Race w miniony weekend stanęło 138 osób. Gdyby zapytać każdej, czym dla niej jest fat, każdy powiedziałby co innego.
Fat Bike Race 2017 – Góry Stołowe
Karłów – miasteczko, w którym odbywały się zawody, podobnie jak te dziwne rowery z tłustymi oponami, posiada swój niewątpliwy i specyficzny urok. Oprócz drogi stu zakrętów, manumentalnego Szczelińca, Błędnych Skał i Skalnych Grzybów uroku miejscu dodawał brak zasięgu i działających sieci WI FI.
Weekend bez zanieczyszczeń elektromagnetycznych w dzisiejszych czasach to ewenement.
W Karłowie warto było pojawić się już w piątek. Organizator powiększył bowiem pulę atrakcji o wieczorny prolog.
Jak się okazało był to świetny pomysł. Trzykilometrowa trasa z podjazdem, na którym płuca paliły a przed oczami pojawiały się gwiazdki, była dobrą zajawką przed wyścigiem głównym.
Mnie nocny klimat i testowe lampki UGOE o mocy tysiąc tysięcy lumenów bardziej zachęcały do jakiegoś night ride-u niż ścigania. Niestety oskrzela po wjeździe na metę zaprotestowały i zasugerowały spokojniejsze spędzenie tego wieczoru.
Fat bike i ściganie to zdecydowane antonimy.
Ten rower nie powstał w wyniku spalary i spiętej łydy, ten rower powstał by cieszyć się jazdą, by rozglądać się na boki (bynajmniej nie w poszukiwaniu przeciwnika), cieszyć się kolejnym przekręceniem pedałami, by podjechać trochę dalej niż na zwykłym rowerze.
Ściganie na fat bike-u to ściganie z przymróżeniem oka.
Robiliście za dzieciaka wyścigi ślimaków? Mniej więcej z tym mi się to kojarzy :)
Oczywiście stanęłam na starcie i w trakcie całego wyścigu dałam z siebie 110%, o czym świadczyć może średnie tętno w okolicach 182 uderzeń na minutę. Jednak ten wyścig (jak w sumie większość w których startuję) był przede wszystkim okazją do spotkania podobnych sobie rowerowych wariatów, którzy dostrzegają urok grubasków.
Tegoroczny Fat Bike Race był zdecydowanie inny niż zeszłoroczny.
Na pewno wypada pochwalić organizatorów, którzy w tym roku postanowili powiększyć ilość sekcji technicznych. Niestety zarówno pierwszy singiel po kładce, jak i drugi wśród Skalnych Grzybów z racji sporej ilości śniegu okazały się niemal całkowicie nieprzejezdne. Zaś szerokie szutrowe dukty, na których w tamtym roku przydawała się umiejętność wyboru toru jazdy i równowaga, w tym roku niczym wybetonowane autostrady pozwalały na rozwijanie kosmicznych jak na faty prędkości.
Wyścig był więc nieco nudnawy i nie mam tu czego opisywać.
O moim szukaniu pisiont groszy chyba wiecie już z Facebooka?
Nieco ciekawiej zrobiło się, mniej więcej w połowie trasy, gdy dostrzegłam przed sobą niebiesko-turkusową bluzę Ani z 25/7. Wtedy postanowiłam wykrzesać z siebie ostatnie iskry motywacji i nie odpuścic jej koła.
O dziwo, nie poznając samej siebie, aż do mety dałam radę, ostatecznie wjeżdżając na kreskę jako trzecia kobieta open, druga na fat bike-u.
Na podium stawałam za to dwa razy (dopiero po wyścigu dowiedziałam się, że zajęłam pierwsze miejsce w wieczornym prologu:))
Fat Bike Race 2017 – Tytułem podsumowania:
Fat Bike Race 2017 to wyścig wyjątkowy, jak wyjątkowe są fatbajki i nieprzewidywalny, jak nieprzewidywalne mogą być warunki, w których przychodzi go rozgrywać.
Irracjonalność ścigania się „na pontonach” ma swój urok.
To jak? Widzimy się w przyszłym roku?
Wszystkie informacje dotyczące wyścigu i wyniki znajdziecie tutaj – Fat Bike Race 2017.
W zawodach wystartowałam dzięki wsparciu Trek Bikes oraz Trek Bielsko-Biała.