Gdy pierwszy raz przymierzaliśmy się do przejechania Szlaku Orlich Gniazd wszędzie, wśród znajomych i w internetach można było spotkać się z opinią, że jedyny słuszny wybór to szlak pieszy. Na wersji rowerowej jest za łatwo, za nudno, za asfaltowo.
Drugie podejście do tego klasyka polskich szlaków „rowerowych” nie mogło być inne, postanowiliśmy także zaatakować wersję pieszą.
O jak się zdziwiliśmy. Czasy się zmieniły, świat nie jest już taki sam, pojawiły się rowery gravelowe. Nagle okazało się, że rowerowy Szlak Orlich Gniazd wcale nie jest taki nudny i łatwy.
Skąd to wiem? Skoro mieliśmy jechać pieszym?
Szlak Orlich Gniazd – przebieg, mapa
Szlak Orlich Gniazd biegnie od Częstochowy do Krakowa.
Wersja piesza liczy sobie 161-175 km, w wersji rowerowej mamy 186 kilometrów.
Przebieg Szlaku Orlich Gniazd znajdziesz tutaj – https://www.orlegniazda.pl/Trasy/Pokaz/12398
Aktualnie (czerwiec 2019) szlak rowerowy jest odnawiany, więc w kilku miejscach nieznacznie został zmodyfikowany i ten na mapach nie pokrywa się w 100% z tym w rzeczywistości. W naszej ocenie zmiany są in plus (mniej asfaltów, niepotrzebnych podjazdów).
W ile dni? Na jakim rowerze?
Standardowo trzeba tu odpowiedzieć – to zależy.
To, ile czasu zajmie Ci przejazd Szlaku Orlich Gniazd, zależy od miliona czynników. Od tego, który – pieszy czy rowerowy szlak wybierzesz, na jakim rowerze będziesz jechał, czy noga podaje, czy chcesz pozwiedzać, wyluzować się, czy odpocząć, czy może traktujesz to jako challenge. Nie będzie tutaj obojętna także pogoda. Warunki na trasie pieszej w trakcie deszczu potrafią bardzo szybko i radykalnie zmienić zakładany wcześniej czas przejazdu. Śliskie wapienne skały w deszczu stają się super-, ekstra-, hiper-śliskie. Piasek potrafi zajechać klocki hamulcowe i napęd, a glina w połączeniu z padającym deszczem, tworzy coś w rodzaju przyjemnego kisielu poślizgowego. Tu żadna opona nie pomoże. Wizyta u dentysty gwarantowana.
Wydaje mi się, że aby wszystko miało ręce i nogi, na przejechanie rowerem szlaku pieszego, na spokojnie potrzeba trzech dni. Na rowerowy szlak orlich gniazd wystarczą dwa dni.
Wybór roweru? Na szlak pieszy najlepiej nadaje się lekki hardtail lub full z wygodną geometrią, na szlak rowerowy najoptymalniej zabrać gravela, trekkinga, crossa. Hardtail oczywiście też da radę, ale na asfaltach będzie męczył.
Ciocia Dobra Rada zaleca: jeśli nie jesteś zaawansowanym i doświadczonym rowerzystą odpuść sobie szlak pieszy.
Szlak Orlich Gniazd – co najbardziej utkwiło w pamięci? Co zwiedzić? Co zobaczyć?
Zazwyczaj gdy jeżdżę na rowerze w nowych miejscach, co chwilę ochuję i achuję nad tym, jak jest pięknie. Przyroda i świat wokół mnie często mnie zachwycają, niewiele mi potrzeba. Mimo iż Jurę trochę już znam, to jazda po niej za każdym razem pokazuje mi ją z innej strony.
Jura Krakowsko-Częstochowska to zamki, jaskinie i skałki, zamki, jaskinie i skałki i zamki, jaskinie i skałki. Opis wszystkich atrakcji turystycznych na pewno znajdziesz w przewodnikach, mapach i licznych publikacjach internetowych. Szlak Orlich Gniazd jest chyba jednym z popularniejszych szlaków w Polsce , a co za tym idzie i materiałów o nim wiele. Nie chcę powielać informacji, które można łatwo znaleźć używając Wujka Googla, dlatego poniżej zebrałam tylko miejsca i momenty, które wyjątkowo zwróciły moją uwagę i które mogą być takim „jurajskim must see”. W kolejności jaką jechaliśmy:
– Zamek Olsztyn – warto wdrapać się na górę i zobaczyć panoramę rozciągającą się wokoło,
– Sokole Góry – mega wypych, ale potem super zjazd i generalnie fajna miejscówka pod MTB,
– Grzęda Mirowsko-Bobolicka – podobno tak to się nazywa, jest to fragment szlaku idący granią pomiędzy Zamkiem Mirów a Bobolicami, spacer z rowerem, ale warty poświęcenia,
– Góra Zborów – to miejsce zostało wyparte ze świadomości, najpierw wypych i dużo piasku, dopiero potem fajny, wymagający zjazd,
– Zamek Morsko – miejsce na wypasie, jakiś hotel. Można tu zjeść. Stad jedziemy już tylko szlakiem rowerowym.
– Zamek Smoleń – ukryty na wzgórzu, zupełnie zasłonięty przez drzewa, podobno warto zwiedzić go dla samego widoku w wieży, niestety nie sprawdziliśmy tego, w sumie to nie wiem czemu,
– najpierw „borówkowe” a potem bukowe lasy w okolicy Jaroszowca ,
– kilka ładnych drewnianych kościółków i kapliczek – za chiny nie pamiętam, w których miejscach były,
– długi i niekończący się zjazd Doliną Eliaszówki ,
– Zamek Tenczyn – robi wrażenie,
– malownicze pola pod Krakowem
Noclegi
Miejsc noclegowych na trasie jest od groma. Zarówno tych pod dachem, jak i w bliższym kontakcie z naturą. Z dostępnością miejsc raczej nie ma problemów, jednak w okresie urlopowym lepiej zrobić sobie rezerwację. Miejsca które na pewno mogę polecić, to
– Zamek Morsko – hotel na bogato
– wiata Kocikowa – tu spaliśmy
– ruiny zamku w Bydlinie – nielegalny biwak zawsze w cenie :)
Szlak Orlich Gniazd – dzień pierwszy
To wszystko powyżej tytułem przydługawego wstepu, a teraz zapraszam na przejażdżkę.
Zarówno rowerowy jak i pieszy Szlak Orlich Gniazd zaczyna się w Częstochowie na Starym Rynku. Ładne, nowe tablice pozwalają mieć nadzieję na takie samo oznakowanie szlaku.
Zaczyna się miodnie – pierwsze kilometry w mieście wraz z zapachem róż.
Potem szybko wskakujemy w las. W pierwotnym wariancie wybieramy szlak pieszy.
Rezerwat Zielona Góra od razu udowadnia, że na gravelach pieszy szlak będą w stanie pokonać tylko ci najwytrwalsi rowerzyści.
Jura Krakowsko – Częstochowska to zamki, skałki i jaskinie. Gdyby chcieć zobaczyć wszystko, co jest na trasie, nie starczyłoby chyba tygodnia.
Mały wypych na rozgrzewkę. Pierwszy, ale nie ostatni.
Jest grubo. To jeden z tych momentów, kiedy pluję sobię w brodę, że dron ciągle wisi na liście „do kupienia”.
Na razie pozostaje GoPro 6 i zepsuty Canon. Ale chyba trochę daje radę.
Z Katowic do Częstochowy jechaliśmy pociągiem dwie godziny, nasze brzuchy już nie pamietają, co było na śniadanie. Wykorzystujemy okazję na drugie śniadanie.
Mała knajpka na rynku okazuje się do tego celu idealna.
A po śniadaniu mamy tyle siły, że błyskawicznie docieramy do złotego Potoku. Pierwsze „zwiedzanie” tylko z zewnątrz – Dworek Zygmunta Krasińskiego.
Jedziemy mijając zamek za zamkiem. Tutaj Zamek Mirów. Po tych dwóch dniach jazdy uświadomiłam sobie, że Szlak Orlich Gniazd to jednak ewenement na europejską skalę.
Odnowiony Zamek w Bobolicach trochę nie pasuje do reszty.
Jest za ładny, za mało w nim historii.
Żeby nie było tak sielsko-anielsko, pomiędzy zamkami zaliczamy kolejne odcinki specjalne pełne korzeni i piachu. Patrz Góra Zborów. Na jednym z takich OSów łapię snejka na gravelu :)
Z wymianą opony troszkę nam schodzi i znów w brzuchach burczy. Gdy docieramy do Zamku Morsko pomiędzy jednym a drugim naleśnikiem, zaczynamy rozważać skrócenie planowanej pierwotnie trasy.
Słońce jest coraz niżej. Rezygnujemy więc z kolejnego wypychu w okolicy jaskini o jakże urokliwie brzmiącej nazwie – Dupicka Pochylnia oraz zwiedzania Okiennika i przeskakujemy na szlak rowerowy.
Trasa staje się nieco spokojniejsza i pozwala nam szybciej dotrzeć do Ogrodzieńca. Gdy zatrzymujemy się pod sklepem, nasz widok robi spore wrażenie na sobotnio-wieczornych imprezowiczach. Ogarniamy zakupy i przy lodach Śnieżkach pilnie studiujemy mapę w poszukiwaniu noclegu. Jeszcze tylko 5 kilometrów i lądujemy pod wiatą rowerową w okolicy Kocikowej. Miejsce całkiem dobre na nocleg. Niby przy ulicy, ale w ciągu całej nocy przejechało tam tylko jedno auto.
Niestety zdjęciami wieczornego obozu Was nie uraczę. Wiedziałam, że będę tego, żałować, ale nie miałam już ochoty na zabawę w odpowiednimi ustawieniami w aparacie. W końcu miał to być weekend odpoczynkowy :)
Szlak Orlich Gniazd – dzień drugi
Rano budzimy się średnio wyspani. Jednak nocleg na łonie natury to niecodzienna sytuacja i organizm nie zawsze potrafi to ogarnąć. Na dodatek gdzieś koło trzeciej nad ranem obudziło nas dziwne skrzeczenie, szczekanie. Nie mieliśmy pojęcia, co to jest, poświeciliśmy latarką i ostatecznie wygraliśmy bitwę na głosy :) Dopiero wczoraj sprawdziliśmy na jutubie, co to mogło być. Okazało się, że owe odgłosy pochodziły od… sarny. Słyszeliście kiedyś szczekającą sarnę?
Oto nasz hotel z milionem gwiazdek.
Drugiego dnia postanawiamy przenieść się zupełnie na szlak rowerowy. Okazuje się to całkiem trafionym pomysłem.
Po szybkim objeździe Pilicy, docieramy do ruin zamku w Bydlinie. To tu miałam w planach rozbicie nocnego biwaku.
Za Bydlinem trafiamy w rejon idealnych do zdjęć lasów w okolicach Jaroszowca. Pech sprawia, że plagi komarów nie pozwalają nam na dłuższe zachwyty.
Na dodatek od samego rana podczas jazdy znów z dętki z przedniego koła ucieka mi powietrze. Jadę tak i dopompowuję co chwilę. W końcu decydujemy się na drugą zmianę detki.
I co się okazuje? Fabryczna dziura w dętce. Dziwy nad dziwami.
Początkowo zastanawiamy się nad opcją ominięcia zamku w Tenczynie.
Na szczęście ostatkami sił zdobywamy wzgórze zamkowe i nawet decydujemy się na zwiedzanie zamku.
Co znów okazuje się strzałem w dziesiątkę. Tenczyn to jeden z ładniejszych zamków na Jurze.
Na koniec jeszcze tylko trochę lasów i pól.
I jeszcze troche pól.
I ostatnie pole.
I tak wreszcie docieramy do Krakowa, robimy szybkie pamiątkowe selfie na rynku i lecimy na dworzec, skąd o 21:00 odjeżdża pociąg do Katowic.
Szlak Orlich Gniazd zaliczony w połowie częścią dla pieszych, w połowie rowerową.
Chyba będzie trzeba wrócić tam jeszcze raz. Wszak mówi się – do trzech razy sztuka.