Nie ma takiego miasta – Londyn! Jest Lądek, Lądek-Zdrój, tak…
Lądek Zdrój – miejscowość uzdrowiskowa, pełna sanatoriów i ośrodków leczniczych, których lata świetności dawno już minęły. Miejscowość gdzie główną atrakcją pobytu są kąpiele i degustacje wód wszelakich, zazwyczaj śmierdzących, niedobra kawa w Albrechtshalle oraz dansingowe wieczorki taneczne. To nie pierwszy nasz pobyt w Lądku, chciałoby się, by te skojarzenia wreszcie zastąpione zostały innymi. Ale nawet znakomity Festiwal Górski, na którym miałam okazję razem z Michałem z ETNH wygłaszać prelekcje o bikepackingu, nawet Singletrack Glacensis, próbujący ściągnąć do Lądka amatorów kolarstwa górskiego i kilka innych inicjatyw jakoś nie potrafią sprawić, aby te miejsce odżyło.
A Lądek ma potencjał. Jest przepiękna przyroda i malownicze góry, jest sporo przyjemnych szutrów, są glacensisowe single, jest opcja wypadu na czeską stronę w poszukiwaniu Kofoli. Aż prosi się, by zrobić z tego miejsca super gravelową miejscówkę.
Postanowiliśmy podjąć próbę. Czy nam wyszło? To zależy jak na to patrzeć.
Góry Złote i Rychelbskie Hory
Na początku jak zawsze kilka słów wyjaśnienia jeśli chodzi o lokalizację.
Polskie Góry Złote i Góry Bialskie w Czechach są Górami Rychlebskimi. Brzmi skomplikowanie, bo jest to dość skomplikowane. Pisałam już o zawiłościach związanych z nazewnictwem w tych rejonach we wpisie o gravelowych wojażach po Rychlebach w zeszłym roku – Rychlebskie Hory.
Mając już całkiem dobrze objechane południowe rejony Rychlebskich, tym razem padło na część północną leżącą na pograniczu Polski i Czech.
Trasy wyznaczane jak zawsze za pomocą aplikacji MAPY.CZ Cały czas, niezmiennie, uważam, że nie ma ona sobie równych pod względem mapy jaką oferuje. Po raz kolejny nie udało mi się przekonać do Komoota, który w tym przypadku pozostaje daleko w tyle.
Dwa dni jazdy. Jeden dzień kierunek wschód i Javornik, drugi dzień kierunek północ i Złoty Stok. Trasa z pierwszego dnia nieco do poprawy, bo zamiast górami do Javornika lepiej jechać doliną Račí údolí zaliczając interesujące elementy czeskiej architektury i popularny Konec Sveta. Natomiast trasa drugiego dnia – nieskromnie przyznam to majstersztyk. Przede wszystkim jeśli chodzi o wplecione w trasę Singletracki Glacensis. No mistrzostwo świata. Bardzo żałuję, że drugiego dnia postanowiłam jeździć i nie nagrywać materiału, bo powstałby z tego kolejny świetny odcinek vloga.
Lądek Zdrój – trasy gravelowe
Jeśli zdecydujecie się zagarnąć pomysł na weekend w Lądku, to wiedzcie, że nie są to trasy premium dla zaczynających przygodę z gravelem. Jest trochę fragmentów drogami górskimi, trochę kamieni i krętych singletracków. Jeśli poszukujecie premiumów i szybkich asfaltów to wybierzcie np Jeseniky a dopiero potem Lądek :)
Gravelowy Lądek Zdrój – vlog
Jak już pisałam wyżej bardzo żałuję, że drugiego dnia nie zdecydowałam się na nagrywanie vloga. Materiał byłby sztos! Zresztą zobaczcie dzień pierwszy, a drugiego można już domyślić się po zdjęciach.
Lądek Zdrój – Jawornik – Borówkowa Hora
Zaczynamy podjazdem Singletrack Glacensis. Na początku bardzo zasypane liśćmi. Potem już lepiej.
Są też fragmenty zwykłych leśnych dróg w górach.
Żeby nie było. Są też gravelowe szutry klasy A.
To już po Czeskiej stronie. zieleń niczym wiosną. Super kontrast z ciągle pomarańczowymi drzewami.
To w która stronę???
Kąpiel z widokiem…. ojjj taka wanna z możliwością teleportacji to byłoby coś.
I baaaardzo dużo lasów bukowych. Kwintesencja jesiennej jazdy po górach.
Przy okazji test nowych opon. Reklama.
I bardzo ciekawa miejscówka na bikepackingowy nocleg. Zapisana w notatkach do następnego wyjazdu.
13 kilometrów asfaltowo-szutrowego podjazdu na Borówkową. Końcówka to chwilka z buta, ale nie długo.
A na górze popełniam błąd i zamiast Kofoli decyduje się na gorąca czekoladę. Była beznadziejna.
Artur nie popełnił mojego błędu. Jak Czechy to Kofola zawsze jest najlepszym wyborem.
Tym razem na wieżę nie wchodzimy.
Ale odpalenia drona sobie nie odmawiamy.
Magia…
Na rynek w Lądku zjeżdżamy już po zachodzie.
Widać te lata świetności… trochę smutno.
I na koniec trochę świątecznego klimatu :)
Lądek – Złoty Stok – Lądek
Drugi dzień to wycieczka podzielona na pół. Do Złotego Stoku jedziemy szutrami i górskimi drogami różnej nawierzchni oraz jakości. Powrót w zasadzie cały czas Singletrack Glacensis. Ale to było dobre.
Stały element programu o tej porze roku w tym rejonie – buki i zaspy z liści.
Zdjęcia nie oddają klimatu tego magicznego czasu w górach.
W kilku miejscach na trasie nie daliśmy rady i trzeba było podprowadzić rower.
Ale zawsze wtedy można było wyciągnąć aparat i zrobić jakieś zdjęcie.
Trasa typowo górska, ale było też kilka szutrów wysokiej jakości.
Pogoda też dopisała. Listopad na krótko :)
I widoki dopisały…
Po czeskiej stronie na zjeździe do miejscowości Bila Voda znajdujemy zjawiskowe formacje skalne.
To te które widzicie w zdjęciu głównym. Niestety aparat z wąskiem obiektywem ich nie obejmuje :(
Zdjęć ze Złotego Stoku nie mamy. A droga powrotna to już single!!!
Najpierw sporo podjazdowych….
Czasami na zakrętach jest wymagająco, ale wszystko gładkie, więc na gravela idealne.
Często pod moimi wpisami pojawiają się komentarze – po co gravelem na single…
Jak to po co? Bo jest fajnie. A niewymagający Glacensis jest do tego stworzony.
I to chyba było by na tyle. do auta zjeżdżamy już po zachodzie słońca.