Zimowa jazda na minusie serio może być fajna.
Trzeba tylko wybrać właściwe miejsce, zebrać dobrą ekipę, ciepło i kolorowo się ubrać.
Magurka Wilkowicka to szczyt Beskidu Małego idealny na zimowe wypady. Asfalt ciągnący się od parkingu aż na samą górę, do schroniska, pozwala na wygodne zdobycie wysokości, by dopiero potem rozpocząć zabawy w śniegu.
Drugim niewątpliwym plusem Magurki, jest fakt, że ścieżki wijące się po jej zboczach są świetnie utrzymywane i często odwiedzane przez miejscowych riderów. Dzięki temu po sporych opadach śniegu zawsze znajdziemy jakieś przetarte singielki. Wystarczy tylko dzień wcześniej zaciągnąć języka.
Podjazd pod Magurkę jest długi…
Podjazd pod Magurkę jest czasem stromy…
Podjazd pod Magurkę daje w kość





Humory dopisują.


Ale podjazd sam się nie zrobi.



Taka zima mogłaby być zawsze. Słońce, błękitne niebo i delikatny mrozik. Widoki ze szczytu nie pozwalają by przejechać obok nich obojętnie.




Dłuższe przystanki jednak mimo wszystko nie są wskazane.
Lądujemy więc na starcie Boxera nr 3.

Zapowiada się wesoło.
Drift, jazda na nóżkę, każdy ma inny patent na zabawę w kopnym śniegu.





Im dalej w las, tym więcej wow, łał, aaaa, jeeee, uuu.
Ścieżka jest wyjątkowo przyczepna, a zmrożone błotko przyjemnie chrupie pod kołami.



To drugi weekend z Whyte G-160. Zaczynamy się dogadywać, choć na kilku ciasnych zakrętach Boxera czuć jego długość. Założony na tył Shorty też okazał się dobrym pomysłem.






Całą drogę biegnie z nami Artur. Dzięki niemu mamy takie fajne zdjęcia.
Potem tylko moje dwie/trzy godziny z Lightroomem i zabawą z suwakami.

Niestety suwaki nie radzą sobie z czarnym kolorem :)


Przy okazji pierwsze jazdy w nowej kurtce. Endura SingleTrack WMS.
Daje radę i podczas jazdy, i na zdjeciach :)


Gdy dojeżdżamy do parkingu słońce sugeruje już zakończenie zabawy. My jednak postanawiamy zaryzykować jeszcze jeden zjazd.



To była dobra decyzja.
Zresztą sami zobaczcie.







To był kolejny dobry dzień.
Następny za tydzień :)
