Przejdź do treści
  • GŁÓWNA
  • MIEJSCA
    • Polska
      • Beskid Niski
      • Beskid Mały
      • Beskid Sądecki
      • Beskid Śląski
      • Beskid Żywiecki
      • Bieszczady
      • Gorce i Pieniny
      • Jura Krakowsko-Częstochowska
      • Katowice i okolice
      • Małopolska
      • Płaskopolska
      • Sudety
      • Suwalszczyzna
      • Zakopane i Tatry
    • Austria
      • Ischgl
      • Saalbach – Hinterglemm
      • Salzkammergut
    • Chorwacja
    • Czechy
    • Maroko
    • Słowacja
    • Szwajcaria
    • Włochy
      • Finale Ligurie i San Remo
      • Lago di Garda
      • Livigno
      • Toskania
      • Valsugana
    • Wyspy Kanaryjskie
    • SINGLETRACKI i BIKE PARKI
  • SPRZĘT
    • testy i recenzje
  • BIKEPACKING
  • GRAVEL
  • PORADY
  • INNE
    • ULTRA
    • ZWIFT
    • morsowanie
    • relacje
    • kolarska kuchnia
    • zimowo
    • life behind bars
    • o treningu
    • GIRLS on BIKES
    • rekonstrukcja ACL
    • przemyślenia
    • maratonowo
    • Geocaching
  • WSPÓŁPRACA
  • Sklep
    • Sklep
    • Regulamin sklepu, polityka prywatności i plików cookies
    • Koszyk
  • GŁÓWNA
  • MIEJSCA
    • Polska
      • Beskid Niski
      • Beskid Mały
      • Beskid Sądecki
      • Beskid Śląski
      • Beskid Żywiecki
      • Bieszczady
      • Gorce i Pieniny
      • Jura Krakowsko-Częstochowska
      • Katowice i okolice
      • Małopolska
      • Płaskopolska
      • Sudety
      • Suwalszczyzna
      • Zakopane i Tatry
    • Austria
      • Ischgl
      • Saalbach – Hinterglemm
      • Salzkammergut
    • Chorwacja
    • Czechy
    • Maroko
    • Słowacja
    • Szwajcaria
    • Włochy
      • Finale Ligurie i San Remo
      • Lago di Garda
      • Livigno
      • Toskania
      • Valsugana
    • Wyspy Kanaryjskie
    • SINGLETRACKI i BIKE PARKI
  • SPRZĘT
    • testy i recenzje
  • BIKEPACKING
  • GRAVEL
  • PORADY
  • INNE
    • ULTRA
    • ZWIFT
    • morsowanie
    • relacje
    • kolarska kuchnia
    • zimowo
    • life behind bars
    • o treningu
    • GIRLS on BIKES
    • rekonstrukcja ACL
    • przemyślenia
    • maratonowo
    • Geocaching
  • WSPÓŁPRACA
  • Sklep
    • Sklep
    • Regulamin sklepu, polityka prywatności i plików cookies
    • Koszyk
Facebook Youtube Instagram

Ultra Sudety Gravel Race – mój pierwszy DNF

  • 21/06/2021
  • 38 komentarzy
POSTAW KAWE
0
(0)

Ultra Sudety Gravel Race był wyścigiem, co do którego miałam bardzo duże oczekiwania.
Przepiękne rejony Sudetów, gór które szutrem i widokami stoją, wreszcie dobra pogoda (może trochę za dobra), idealnie spakowany rower. Czy mogło pójść coś nie tak?
Niby nie. A jednak poszło nie tak. Zaliczyłam swój pierwszy w życiu DNF.

Trasa


Góry Bystrzyckie, Góry Stołowe, Wzgórza Lewińskie, Masyw Śnieżnika, Góry Bialskie, Góry Złote, Góry Bardzkie, pasmo Gór Sowich, Pogórze Wałbrzyskie, Góry Wałbrzyskie, Góry Kamienne, Góry Suche, Wzgórza Włodzickie
– czy nie działa to na wyobraźnię?
Na moją działa. Pamiętając te rejony jeszcze z czasów maratonowych wiedziałam, że w Ultra Sudety Gravel Race wystartować muszę. Potencjał regionu jest bowiem ogromny.

Wszystko to zamknięte zostało w pętli liczącej ponad 514 km oraz 10 900 m przewyższenia.

Na stronie organizator podaje:

Skład trasy to:
79% drogi terenowe (głównie szutry, dobre drogi gruntowe oraz leśne),
19 % asfalt (głównie o małym natężeniu ruchu, łącznik pomiędzy drogami terenowymi),
2% pozostałe (łąka, single, bruk, …).

W mojej ocenie proporcje te chyba trochę się nie zgadzają :)
Nie mniej trasa zapowiadała się bardzo obiecująco.

Baza zawodów, organizacja, pakiet startowy i nagrody


Baza zawodów Ultra Sudety Gravel Race ulokowana była na terenie OSIR Polanica, który dysponuje licznymi miejscami noclegowymi oraz polem namiotowym. I byłoby całkiem fajnie, gdyby nie fakt, że na dwa wysłane maile w sprawie rezerwacji noclegów oraz jedno zapytanie rezerwacyjne zrobione bezpośrednio ze strony otrzymałam ZERO odpowiedzi.
Co lepsze koledzy z ETNH, z którymi jechała na zawody, na swoje maile też żadnej odpowiedzi nie dostali. Gdy jednak zadzwoniliśmy, to dowiedzieliśmy się, że Pan na maile nie odpisuje, bo po pierwsze jednodniowe rezerwacje mu się nie opłacają, a po drugie i tak już nie ma miejsc…
Opad rąk. Nic więcej.

Organizacyjnie wszystko działało bardzo sprawnie. Odbiór pakietów, komunikat startowy i maile wysyłane do zawodników były zrozumiałe i jednoznaczne. Cała procedura startowa i finiszowa też przebiegała w miłej atmosferze.
SMS-owe komunikaty wysyłane już w trakcie do zawodników też były bardzo dobrym pomysłem na komunikację z zawodnikami w trakcie wyścigu.

W pakiecie startowym była techniczna koszulka i buff w super kolorach. Niestety zabrakło czapeczki. Pewnie zauważyliście już, że na Wanodze bardzo na to narzekałam. I będę narzekać zawsze. Zawody ultra kojarzą mi się z czapeczką i czapeczka musi być :)

Osobiście nie podobały mi się też reklamówki foliowe, w których wydawane były pakiety i niepotrzebna makulatura. Rozumiem, że to w pewnym sensie nie jest wina organizatora, ale sponsor wrzucający do reklamówki ulotki reklamowe, smycz i długopis z logo zatrzymał się chyba w poprzednim dziesięcioleciu.

Posiłek przedstartowy w postaci kiełbaski lub makaronu i dobrego piwka na propsie. Szkoda tylko, że makaron był w postaci rosołowych nitek ;)
Niestety nie wiem, jak wyglądał posiłek regeneracyjny. Napiszcie w komentarzach, jeśli startowaliście.

Tracking


Tracking, czyli możliwość śledzenia zawodników na trasie, to chyba najważniejsza rzecz w zawodach typu ultra. Dzięki niemu zawody zyskują na atrakcyjności w oczach kibiców.
Dobry trackingu utrzymuje ludzi przy komputerach, angażuje i przez to reklamuje imprezę.

I tutaj organizatorom Ultra Sudety Gravel Race składam wyrazy uznania – to chyba pierwszy raz (poprawcie mnie jeśli się mylę), kiedy na terenowych zawodach ultra w Polsce mamy jeden z najlepiej działających systemów.

Follow My Challenge to przejrzysty i sprawnie działający portal, dzięki któremu śledzenie zawodników oraz wydarzeń na trasie jest bardzo atrakcyjne.
Podgląd live, statystyki, opcja Replay, mapa 3D, możliwość segregowania zawodników, wrzucanie ohasztagowanch zdjęć.
To jest bardzo dobre.

https://www.followmychallenge.com/live/usgr21/

USGR 2021 – Film


Moje założenia na wyścig i ich realizacja


Założenia na wyścig nie były skomplikowane.
Przejechać trasę w trzy dni z normalnym spaniem w wariancie 160/200/150 km lub bardziej optymalnym 190/190/130.

510 km, 10 tyś przewyższenia, czterodniowy limit i określenie „gravel” w nazwie sugerowało bardzo wymagającą, ale jednocześnie płynną trasę.

Przez chwilę rozważałam możliwość startu na lekkim fullu Liv Pique, ale doszłam do wniosku, że skoro w nazwie stoi gravel, to na gravelu pojadę.
Uznałam, że zyskam zdecydowanie więcej, mając lżejszy o około dwa kilogramy rower na podjazdach, niż większy komfort na zjazdach.

Cały opis sprzętu, jaki miałam ze sobą znajdziecie w następnym akapicie.
Tu wspomnę tylko, że całość z bidonami i jedzeniem ostatecznie ważyła około 14 kg.


ultra sudety gravel race


Ultra Sudety Gravel Race – dzień pierwszy

Start godzina 7:20.
Pobudka o 6:00, ale budzę się już koło 5:00.
Ostatnio mam mocno rozregulowany organizm. Za dużo zarwanych nocy i ciało zaczyna się już gubić.
Rower przygotowany dzień wcześniej, ubrania też, wszystko zapięte na ostatni guzik, więc ogarnięcie wszystkiego z rana idzie sprawnie, już przed 7:00 melduję się na stadionie, z którego akurat startuje pierwsza grupa.

W pierwszej grupie wszyscy na rowerach MTB, organizator i kilka innych osób zwraca uwagę na mój rower, dziwią się, że gravel. Mnie dziwi ich zdziwienie, w końcu to podobno gravelowy wyścig. Górski, jasne, ale przecież gravelowy.

W drugiej grupie startowej dla równowagi same gravele, w mojej – trzeciej konfiguracja mieszana , więc równowaga w przyrodzie zostaje zachowana.
Odpalam GoPro, by nagrać kilka słów do vloga, organizacja też dorzuca coś od siebie, i na jego znak startujemy.
Zaczyna się kolejna przygoda.


ultra sudety gravel race
Początkowe kilometry wyścigu przebiegają po Parku Narodowym Gór Stołowych.
ultra sudety gravel race
Leśne, szutrowe drogi i pierwsze widoki potwierdzają, że moje wysokie oczekiwania co do trasy nie były błędne.
ultra sudety gravel race
Wyjątkowo dobra słoneczna pogoda zapowiada dobry dzień. Podjazdy w pełnym słońcu męczą, ale widoki wynagradzają.

ultra sudety gravel race
Dwa bidony w których mam około 1,5 litra wody okazują się idealne na tą trasę. Sklepy są co prawda rzadziej niż na zawodach w bardziej płaskich częściach Polski, ale ilość strumyków na trasie pozwala na spokojną głowę w tym temacie.
ultra sudety gravel race
Jadąc Wanogę telefon miałam schowany głęboko w torbie. Na USGR pozwoliłam sobie na robienie zdjęć, jednak z rozsądkiem.
ultra sudety gravel race
Każde zatrzymanie się i wyjęcie telefonu to dwie minuty w plecy, a na 500 km trasie tu dwie minuty, tam dwie minuty, i zbierają się w ogólnym rozrachunku dwie lub trzy godziny. Widać to zresztą na wykresach w followmychallenge.com

pitstop na orlenie
Pit-stop na Orlenie w Dusznikach. Szybkie lody, tankowanie, kilka miłych rozmów i jedziemy dalej.
DT Swiss GRC1400
Wszyscy dziwią się, czemu mam taki brudny rower. Na trasie była jedna kałuża pod jakimś mostkiem. Inni zsiadali z rowerów ja przejechałam. Tym razem chyba był to błąd :)
Jagodna
Z Dusznik do Jagodnej też jechało się w miarę płynnie. Niestety w schronisku trafiliśmy na zapowiadany przez organizatora obiad dla zielonej szkoły. Trzeba było zadowolić się awaryjną bułeczką, którą zawsze mam w torbie i która zawsze gdzieś się przydaje.

Za Schroniskiem Jagodna zaczęło robić się nieco mniej przyjemnie. Jak ładnie nazwał to Michał z ETNH, zaczęły się „ujebki”.

„Ujebki”, to fragmenty trasy które zupełnie nie mają sensu. Są beznadziejne do jazdy, męczą i generalnie nic do wyścigu nie wnoszą, bo są nijakie i polegają głownie na jeździe po krzokach.


ultra sudety gravel race
Tu jeszcze jest ładnie. Niestety za chwilę będzie łąka na której głupia gleba zagrozi mojej dalszej jeździe.

Na łące zaliczam drugą już dziś głupią glebę (pierwsza głupia gleba była na jednym podjazdów). Następuje pewne rozstrojenie napędu skutkujące spadaniem łańcucha i dziwnymi jego reakcjami.
Skrzywiony hak? Eeee, nieeee, nie możliwe.
W tym miejscu pozdrawiam Pana Marcina Lewandowskiego :)

Generalnie, kiedyś, dawnymi czasy hak do przerzutki woziłam ze sobą zawsze.
Ostatnimi czasy nie wożę. Po prostu.
No i się doigrałam.

Na szczęście koledzy Hubert i dwóch, których imienia niestety nie znam pomagają odgiąć trochę przerzutkę i napęd prawie wraca do normy.
Piszę prawie, bo podczas zmiany biegu z przodu w elektronicznej grupie Sram eTap AXS zachodzi jednoczesna kompensacja biegu z tyłu i ten podwójny ruch przy krzywym haku jest już zbyt skomplikowany i łańcuch znów spada.
Wyciągam więc telefon, by wyłączyć tą funkcję w specjalnej aplikacji. Cuda dwudziestego pierwszego wieku :)
I znów d..a, bo okazuje się, że nie ma zasięg, a bez internetu aplikacja nie działa… a ja oczywiście nie pamietam jak tą funkcję wyłączyć za pomocą kombinacji przycisków na manetkach.

Jadę dalej do cywilizacji z zasięgiem, zostawiając bieg z przodu na małej tarczy a operując tylko tylnymi przełożeniami.

W Międzylesiu zatrzymuję się w pizzerii. Zamawiam żarełko i w między czasie ogarniam napęd za pomocą sieci WiFi :) Hubert sugeruje, by wziąć makaron z sosem pomidorowym, ale poprosić o jego niezapiekanie i nie dodawanie sera. Brzmi sensownie, bo pizzeria typowo polska, musi być dużo i tłusto. Niestety makaron zamiast w sosie pomidorowym przychodzi w dziwnej brei, gdzie więcej jest chyba śmietany niż pomidorów. Totalny niewypał. No ale cóż coś zjeść trzeba.
Znów tankuję bidony, wrzucam do nich tabletki z elektrolitami High5. w takim upale trzeba bardzo pilnować, by nie doprowadzić do odwodnienia.

Za Międzylesiem czeka nas najtrudniejszy odcinek wyścigu – podjazd na Śnieżnik – 820 metrów w pionie. Przeliczam to w głowie na jakieś dwie godziny zabawy.
Za wiele się nie mylę, bo nie dość, że to już 130 kilometr trasy, zrobiliśmy już 2,5 tyś metrów podjazdu, to trasa puszczona jest od bardzo stromej strony i moim przypadku w 30 % to spacer z rowerem.
Wybaczam to jednak organizatorowi, bo rozumiem, że wjazd na Śnieżnik (tak dokładniej to w sumie tylko pod schronisko) może być atrakcyjne dla osób, które nigdy tu nie były. Ale mocno zastanawiam się, czy nie można wyznaczyć trasy jakąś inną, sensowniejszą drogą.

W Schronisku pod Śnieżnikiem drugi fakap tego dnia. Kuchnia i sklep zamknięty, bo właściciel gdzieś sobie pojechał, a pracownikom chyba nie ufa na tyle by mogli pracować za niego.
Na szczęście pani z kuchni lituje się nad nami i robi nam naleśniki.


Naleśniki niemałe, dzielę się swoją porcją z innym zawodnikiem i podejmuję decyzję o zjechaniu na nocleg na 163 kilometrze, w tej samej miejscowości nocują też chłopaki, z którymi dziś cały czas tasuję się na trasie.
Dalsza jazda nie ma sensu. Chata Cyborga, gdzie zakładałam alternatywny nocleg, to jeszcze 40 km i 500 metrów w górę, czyli co najmniej dwie-trzy godziny jazdy po ciemku, bo słońce chyli się ku zachodowi.
naleśnik
O 22:00 jestem już czyściutka, pachnąca i szykuję się do snu. Poziom zmęczenia spory, ale czuję się dobrze. Ustawiam budzik na 3:00 i zastanawiam się, co też czeka nas jutro.

Ultra Sudety Gravel Race – dzień drugi – DNF

Noc przespana bardzo średnio, często się budziłam, serce biło jakoś dziwnie, mimo otwartego okna, cały czas było gorąco. W takich warunkach organizm średnio się regeneruje. Na szczęście pobudka wychodzi sprawnie. O 4:00 razem z Michałem, Tomkiem i Bartkiem wyruszamy z kwatery.


High5
Do bidonów od razu leci izotonik i elektrolity. Dzień ma być jeszcze cieplejszy niż wczoraj.
Przełęcz Sucha
Na dzień dobry 500 metrów podjazdu na Przełęcz Suchą. Na szczęście potem bardzo przyjemna i bardziej płaska Droga Pod Lejami, którą jechaliśmy w zeszłym roku, gdy byliśmy w Górach Bialskich.
śniadanie w lądku
Potem jeszcze kilka podjazdów i można zjeść infulencerskie śniadanie w Lądku Zdroju.

singletrack glacensis
Śniadanie niby dodaje energii, ale za Lądkiem znów trasa zaczyna robić się w mojej ocenie średnia, przez co zapał do jazdy maleje. Kilka fragmentów po singlach tylko na chwilę poprawia samopoczucie. Na podatny grunt zmęczenia zaczynają wpadać myśli, że to chyba nie ma sensu. Nie tak wyobrażałam sobie jazdę po Sudetach.
bardo
W Bardzie zatrzymujemy się w genialnym barze mlecznym, przy gołąbkach i pierogach leniwych wymieniamy komentarze na temat trasy, jej przebiegu i charakteru. Wszyscy mamy spory background pochodzący z lat jazdy w MTB i w enduro, przez co pod względem technicznym trasa jest dla nas przejezdna na gravelach, ale czy tego oczekiwaliśmy?
bardo
Postanawiam dać trasie jeszcze jedną szansę. W Srebrnej Górze postanawiam podjąć decyzję ostateczną o rezygnacji czy jeździe dalej.

Niestety pech trafia, że za Bardem wbijamy się na niebieski szlak lecący w kierunku Srebrnej Góry. Jest to wybitnie niegravelowy szlak. I jest to fragment trasy, który ostatecznie przeważa szalę. Podejmuję decyzję o DNFie.

W głowie plączą się różne myśli:
– wiem, że za Srebrną Górą są fajne szutry w kierunku Wielkiej Sowy, ale co jest dalej?
– albo czy czasem organizator nie poprowadził trasy alternatywnymi drogami zamiast tych szutrów?
– plan na imprezę zakładał trzy dni jazdy a spadające tempo poddaje w wątpliwość zmieszczenie się w trzech dobach. W niedzielę miałam być w domu, odpoczywać i ogarniać inne życiowe sprawy.
– czy cztery dni jazdy w takim upale ma sens?
– czy jazda trasą, która coraz cześciej irytuje to jest to, na co mam faktycznie ochotę?
– czy nie lepiej potraktować te dwa dni treningowo i na kolejne wyścigi i weekendy być wypoczętym?

Decyzja o DNFie nie jest łatwa.
Ultrabiker napisał mi na Facebooku, że to często trudniejsze niż przejechanie całości dystansu.
To prawda, ale wie się o tym dopiero wtedy, kiedy się to zrobi.

Gdybym zacisnęła zęby, to przejechałabym tą trasę. Dostałabym medal i moja duma puchła by z samozachwytu.
Ale czy za tydzień miałabym ochotę i siłę na kolejne wyjazdy, czy za cztery tygodnie miałabym siłę i ochotę na start w Gravel Attack.
Nie ma co się oszukiwać jazda długodystansową to zajeżdżanie organizmu i stąpanie po cienkiej linie. Tym bardziej w moim przypadku, gdy mimo wszystko poziom wytrenowania organizm jest bardzo niski. Już kiedyś raz doprowadziłam do sytuacji, że przez miesiąc nie potrafiłam patrzeć na rower i nieszczególnie zależy mi na tym, by to powtórzyć.

Zadzwoniłam więc do Artura, który jak zawsze stał w supportowym pogotowiu i który przyjechałby po mnie wszędzie. Napisałam chłopakom z ETNH i Backcountry, że odpuszczam i wyłożyłam się na łące.


ultra sudety gravel race


Lista sprzętu – co się sprawdziło, a co nie


Na Ultra Sudety Gravel Race spakowałam się bardzo podobnie jak na Wanogę. Nie zabrałam jedynie rzeczy na deszcz, a w to miejsce weszły spodenki i koszulka na zmianę oraz liofilizat.
Wszystko wyszczególnione w tabelce.

lista sprzętu

Ten zestaw wydaje mi się już całkowicie zoptymalizowany.
Jadąc wyścig drugi raz nic bym w nim nie zmieniła.


Liv Devote ADV
Liv Devote w konfiguracji startowej – 14 kg z bidonami.
Liv Devote
Starałam się jak najbardziej zminimalizować bagaż i chyba całkiem dobrze wyszło.
Restrap
Tobołki Restrap, Batu oraz podsiodłówka Evoc.

Garmin Xc Rally
Drugi ultramarathon z pedałami Garmin Rally XC200. Chyba pora, by uzupełnić prezentację z artykułu o jakes wrażenia z użytkowania.
DT Swiss GRC 1400
Koła DT Swiss GRC 1400 szły pod górę jak dzikie.
Tufo Thundero
Opony Tufo Thundero zalane mlekiem Orange Seal zdecydowanie się sprawdziły.

Podsumowanie


Szczerze, to bardzo ciężko podsumować mi ten wyścig.
Miałam zupełnie inne oczekiwania w stosunku do tego, co się wydarzyło.

Trasa Ultra Sudety Gravel Race na rower MTB wydaje mi się całkiem atrakcyjna. Ja oczekiwałam jednak płynnej, szybkiej trasy z ochami i achami za każdym zakrętem.
Gdy doszło do tego zmęczenie organizmu upałem i długiem zaciągniętym w ostatnich tygodniach, uznałam, że nie warto brnąć w to dalej.
.
Jeśli chodzi o przygotowanie sprzętowe, to tu zadziałało wszystko jak trzeba.
Rower, zabrane ze sobą rzeczy. Nic nie okazało się zbędne.

Także w kwestii jedzenia i picia wszystko było w należytym porządku. Piłam dużo, jadłam odpowiednio często, stosowałam elektrolity i izotonik.

Czy wystartuję jeszcze raz w tym wyścigu?
Raczej nie, bo aktualnie w centrum zainteresowań są trasy i wyścigi typowo gravelowe :)

Czy ten wpis był pomocny?

Kliknij gwiazdkę!

Średnia ocena 0 / 5. Oceniłeś wpis 0

Brak ocen. Bądź pierwszy!

Chcesz więcej?

Zajrzyj na moje inne kanały!

Bardzo mi przykro, że nie znalazłeś tu niczego dla siebie!

Pomóż mi ulepszyć tego bloga!

Powiedz, jak mogę to zmienić?

Chcesz więcej takich materiałów?
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Picture of Dorota Juranek

Dorota Juranek

Jeżdżę na rowerze, odkrywam nowe trasy i miejsca, robię zdjęcia oraz tworzę filmy. Pasją do podróżowania dzielę się tutaj oraz na kanale YouTube.
Wszystkie wpisy »

komentarze

38 Responses

  1. Tomek pisze:
    21 czerwca 2021 o 06:45

    Hej! Ten makaron po zapieczeniu i z serem (nie było go jakoś specjalnie dużo) był całkiem niezły, ale faktycznie ten sos bez zapieczenia mógł być hmm, dziwny :) Co do obiadu na koniec no to była przyzwoita lekka pomidorówka z ryżem, na drugie schabowy, frytki, dość świeża surówka chyba z kapusty pekińskiej i – kompot. Całość w sumie tak jak sam OSIR rodem z PRL-u :)
    Aha, wcześniejsza wersja trasy która zahaczała o Czechy była dużo lepsza, zwłaszcza pod kątem wjazdu pod schronisko na Śnieżniku, no niestety wyszło jak wyszło, gdyby otworzyli się choć tydzień wcześniej pewnie byśmy jechali tamtędy :(

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      21 czerwca 2021 o 14:37

      Ten mój sos w makaronie dostałam jeszcze bledszy niż inne, więc ewidentnie pani ratowała się chyba brakiem większej ilości produktów :)

      Odpowiedz
  2. r pisze:
    21 czerwca 2021 o 07:43

    Trasa piękna, ale ogólne wrażenia mam podobne. „Gravel” w nazwie to raczej marketing, bo wiadomo, że póki co, to w dużej mierze „światek” gravelowy jeździ na tego typu imprezy.

    Ja wycofałem się wieczorem 1. dnia z ok. 212km i do tego momentu trasa jak najbardziej przejezdna na gravelu, ale czy była to wciąż przyjemność? Dla mnie niekoniecznie, tym bardziej że niektóre odcinki były do uniknięcia, a inne wręcz bezsensowne (pamiętając wciąż o tym „gravelu”). Nie rozumiem pomijania glacensisów w trasie (podobno niebezpieczne, ale przecież tam ludzie z dzieciakami jeżdżą…, większość odcinków jest super na gravela), na taki Śnieżnik można było na co najmniej 2 sposoby wjechać szlakami rowerowymi od Międzygórza, itd.

    U mnie przez bóle głowy i fatalne samopoczucie w upale, odzywające się kolano i momentami wkurzającą trasę też pierwszy DNF, To ma być przyjemność, a nie umartwianie się, więc nieszczególnie żałuję. Są kolejne imprezy. Do zobaczenia na PGR i GA.

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      21 czerwca 2021 o 14:38

      Mam dokładnie takie same odczucia.
      Do zobaczenia :)

      Odpowiedz
  3. Karol pisze:
    21 czerwca 2021 o 10:22

    Jakby na tych „gravelowych” imprezach wprowadzili obowiązek jazdy na gravelach to albo by ludzie przestali startować (odpaliby wszyscy co startują na MTB, bo wiedza, że na gravelu jest bez sensu jechać), albo organizatorzy zaczęliby się starać o gravelowe trasy. Ale na razie marketingowa papka działa i biznes się kręci.

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      21 czerwca 2021 o 14:39

      Coś w tym jest.
      Startowania na mtb w imprezach gravelowpch powinno być zakazane ;)
      Piszę to oczywiście żartobliwie, ale widzę w tym jakiś problem.

      Odpowiedz
  4. Chwedoruk pisze:
    21 czerwca 2021 o 11:22

    Hejka, świetny materiał. Też czasam się zastanawiam, dlaczego niektóre odcinki są pakowane w trasę tylko po to żeby dojechać ludzi (jakby samo ultra nie było wystarczające :).
    W sobotę miałem podobnie, jechałem krwawą pętlę wokół Warszawy w tym skwarze i niestety również musiałem się wycofać, trudy wydawały się być znośne, ale najpierw małe skurcze mnie łapały, z którymi sobie poradziłem ale po 120km zacząłem czuć kolano. Wolałem zejść z trasy bez większych dolegliwości niż jechać ponad 100km z zapewne większym dyskomfortem, jeśli nie poważnym bólem.
    Miał być fajny debiut, może trochę ze strachu za wcześnie, ale wolałem nie ryzykować. Natomiast chyba wyszło, że ewidentnie mocniej cisnąłem prawą nogę tego dnia, bo ewidentnie na drugi dzień tamten mięsięń był bardziej zmęczony co mogło przełożyć się na prawe kolano. Tym nie mniej, pierwsze doświadczenie pozwala trochę inaczej patrzeć na taki wysiłek.

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      21 czerwca 2021 o 14:36

      Każde doświadczenie uczy na przyszłość :)
      Ale wybieranie Krwawej na pierwszy raz podobno nie jest dobrym pomysłem. Ona słynie ze swej krawawości ;)

      Odpowiedz
  5. Bartek pisze:
    21 czerwca 2021 o 11:41

    Podobnie będzie z Sabat Gravel – trasa mocno pod enduro (pierwsze 40km). Moda na gravele sprawiła, że dużo osób widzi w organizacji „zawodów” sposób na szybki zarobek.

    Odpowiedz
    1. Sabat Gravel pisze:
      21 czerwca 2021 o 12:47

      Cześć Bartek, organizujemy Sabat Gravel, bo sami jeździmy na gravelach. Trasa będzie przejezdna na sztywnym rowerze, sprawdzamy ją nadal i modyfikujemy, żeby nawet niedoświadczeni startujący nie poczuli się „zaorani”. Wpadaj i przekonaj się sam ;)

      Odpowiedz
      1. Bartek pisze:
        21 czerwca 2021 o 13:11

        Byłem wczoraj z kumplem, który nawet jest u Was zapisany :) I namówił mnie na przejazd kontrolny. Wiemy, że to nie Wasza wina ale kilka miejsc jest w opłakanym stanie a ścieżki zniknęły – gpx jest bardzo mocno dyskusyjny. Autostrady szutrowe są piękne ale to co się dzieje w lasach to typowa „wyrypa”.

        Odpowiedz
        1. mamba pisze:
          21 czerwca 2021 o 14:32

          Rzucanie hasła enduro w kontekście Gór Świętokrzyskich to chyba jednak trochę przegięcie :)

          Odpowiedz
      2. mamba pisze:
        21 czerwca 2021 o 14:34

        Sabat Gravel – miałam w planach przejechanie waszej trasy, na razie plany trochę się posypały.
        Ale w weekend najprawdopodobniej znajomi jadą, więc proszę mi tam ładnie tracka dopracować ;)

        Odpowiedz
  6. NG pisze:
    21 czerwca 2021 o 11:46

    Ok, teraz wszystko jasne. Rzeczywiście nie rozumiem puszczenia trasy np szlakiem pieszym między Bardem a Srebrną. To fajna trasa, ale to taki wyryp na MTB – raczej pod niespieszną zabawę na trailówce a nie długie ultra. Dookoła tego szlaku aż się roi od idealnych dróg szutrowych i można np ten fragment przelecieć przynajmniej dwiema różnymi wariantami czysto szutrowymi bez zajeżdżania się na siłę i rowerem rzeczywiście szutrowym. Np przez Opolnicę lub dołem przez Brzeźnicę. Podejrzewam, że dokładnie tak samo było w innych miejscach – np ten głupi śnieżnik. Tam też prowadzą dzisiątki doskonałych dróg rowerowo narciarskich. Serio, to królestwo szutrów i można było taką traskę tam ułożyć, że kapcie spadają – zarówno od strony jakości samej drogi oraz widoków. Moim zdaniem ktoś tu poszedł na łatwiznę i trasy nie objechał. Szkoda. Bo można by tu zrobić naprawdę kultowy wyścig na miarę światowych klasyków. Zmarnowana szansa.

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      21 czerwca 2021 o 14:30

      Ten niebieski tam się przeplatał z jakimś fajnym szytrem na koniec, ale był słaby. Tym bardziej że w okolicach puszczony jest właśnie MTB Challenge i nawet on nie idzie ta trasą :)
      Dokładnie, Śnieżnik znam i nie wiem, czemu akurat tak trzeba było to wyznaczyć.
      Organizator objeżdżał szlak, ale nie widział w tym problemu.

      Odpowiedz
    2. Tomek pisze:
      22 czerwca 2021 o 09:47

      Ja tak w kwestii formalnej, organizator objechał trasę parę razy, w tym ostatni raz bodajże na BC całość na raz w trybie zawodów – no prawie bo z namiotem :) Objechał wprawdzie nie na gravelu, ale i nie na MTB a na przełaju. Z sakwami :) Więc o ile oczywiście można (i trzeba) dyskutować nad doborem trasy – zakładam że druga edycja będzie lepsza, itd., to nie było to pójście na łatwiznę.

      Odpowiedz
    3. Mortifer pisze:
      22 czerwca 2021 o 10:57

      Trasa na Śnieżnik była wyznaczona inaczej, jednak przez zamknięcie granic było, jak było. Można to sprawdzić na wcześniejszej wersji tracka.
      Organizator oczywiście objechał trasę. Poza przejeżdżaniem poszczególnych jej fragmentów na etapie jej planowania, przejechał ją w całości, jadąc na przełaju z mocno obładowanymi sakwami.
      Twoje zdanie nie jest niczym poparte i pozostaje gdybaniem.

      Odpowiedz
  7. AndDeRiducle pisze:
    21 czerwca 2021 o 12:53

    Mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z GA#2. Od czwartku do niedzieli objechałem na gravelu (który waży chyba pół tony) prawie 200 km trasy na 400 km i muszę przyznać, że trasa jest wytyczona dobrymi drogami pod gravel. Nie jechałem tylko fragmentu od Bystrzycy Kłodzkiej do Nowej Rudy. Może jeszcze znajdę czas na okolice Orlicy (Zieleniec) i Radkowa. I oczywiście nie jechałem najnudniejszej części od Ziębic do Złotego Stoku oraz ze Srebrnej Góry do Strzelina.
    Ale oglądając relacje z pomorskiej, wanogi czy ghotica trail (ten nie ma w nazwie gravel) czy przyszłego brejdaka, organizatorzy takich imprez błędnie odmieniają słowo „gravel” przez wszystkie przypadki błota i piachu. GA#2 moim zdaniem będzie gravelowy. Jest kilka bezsensownych miejsc gdzie kluczy się po lesie, ale dla mnie wygląda to na pompowanie dystansu i przewyższenia. Na szczęście nie jest to kosztem wyboru gorszej jakości drogi. Najbardziej bolał zjazd do Stronia Śląskiego.
    Będzie to mój debiut w zorganizowanej imprezie i mam nadzieję, że ją ukończę. Pozdrawiam

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      21 czerwca 2021 o 14:27

      Miałam zrezygnować z GA z innych przyczyn organizacyjnych, ale teraz po tym wyścigu postanowiłam pojechać GA za wszelką cenę :)
      Myślę, że będzie tam lepsza trasa.

      Twoje komentarze odnośnie trasy potwierdzają, że warto i znam organizatorów, ufam im :)

      Ja do Wanogi się nie mam czego przyczepić. Były dwa miejsca, gdzie faktycznie trzeba było zejść z roweru, stosunek terenowych odcinków do całości IMHO był całkiem okej. Komentarze po Wanodze pisane są przez osoby zaczynające jazdę na gravelu i też przesądzają w drugą stronę.
      Takie jest moje zdanie, każdy może mieć oczywiście inne :)

      Odpowiedz
  8. Grudziński pisze:
    21 czerwca 2021 o 13:43

    Organizatorzy robią trasy pseudo gravelowe bo i tak zakładają, że ludzie pojadą na MTB.
    Jak jeździłem na MTB maratony to nie było takich tras na które bym musiał zabierać enduro albo downhillowy rower. Na Gravelowych maratonach część organizatorów została w świecie MTB, trasy wyznaczają na MTB i oczekują takich klientów. Bez sensui!

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      21 czerwca 2021 o 14:21

      Coś w tym jest.
      Ale były kiedyś takie maratony Grzegorza G. Na których czasem rower enduro pomagał :)

      Odpowiedz
  9. AndDeRiducle pisze:
    21 czerwca 2021 o 14:54

    To dobrze, że jedziesz. Teraz jest garstka startujących co mi się nie bardzo podoba. Nawet mimo to, że wg. regulaminu nie można sobie pomagać na trasie (znaczy się jakieś awarie sprzętu czy coś). Bardziej mi chodzi o bezpieczeństwo na trasie w razie W. Nie wszędzie działa telefon. Większość wybrała trasę „family” na 200 km, która w mojej opinii jest zbyt łatwa.
    A o trasie zapomniałem jeszcze napisać, że za Lądkiem były 2 lub 3 stanowiska w których rzeźnicy lasu niszczyli drzewa i ciężkim sprzętem drogę. Był zakaz wjazdu i była też straż leśna. Na szczęście się nie czepiali. Dlatego lepiej chyba jechać w weekend. Czasem w sobotę słychać piły, ale w niedzielę jest tylko przyroda.
    Swoją drogą. Jakie to dziwne. Robią w lesie piękną drogę szutrową, po czym swoim sprzętem ją niszczą. Dziwna logika.
    Chodziło Ci o organizację wyścigu czy coś innego (jeśli „coś innego” to nie wnikam)?

    Odpowiedz
  10. Kuba pisze:
    21 czerwca 2021 o 15:29

    Mamba, myślę, że w każdym przypadku decyzja o wycofie jest mega trudna i przede wszystkim nikt nie ma prawa jej źle oceniać, czy kwestionować. Nikt inny nie będzie miał pełnego obrazu z perspektywy osoby podejmującej tą decyzję. Trzeba to uszanować i tyle. To czysto subiektywne przemyślenie.
    Wydaje mi się jednak, że już po podjęciu tej decyzji wpadasz w nieco zbyt krytyczne oceny całego wydarzenia. To naturalne, bo każdy z nas szukałby kolejnych punktów zaczepienia dla potwierdzenia słuszności własnych postanowień. Jakże jednak inaczej czyta się Twoją relację z USGR a wspomnienia chłopaków z EpicTripsNoHugs. A przecież jechaliście i przeżywaliście to razem. I widać Wasze wspólne emocje na fotkach :D
    Wg mnie troszkę pospieszyłaś się z ogłoszeniem wszem i wobec o DNF. Zamknęłaś sobie trochę jeszcze uchylone drzwi. Przekimałabyś w Srebrnej, wypoczęła solidnie, wstała o świcie kolejnego dnia – i dopiero wtedy byłby to dobry moment na przesądzenie o tym, czy jedziesz dalej. Na tym trochę – wg mnie – polega to całe „ultra”. Że kiedy wydaje Ci się że już teraz to kurwa naprawdę koniec, okazuje się, że za chwilkę przesuwasz granicę jeszcze ciut dalej. Piszę to z własnego doświadczenia, bo kilka razy też wydawało mi się, że właśnie wypisuję się z jazdy (serio, już było bookowanie, a nawet meldunek w hotelu, potem rozmyślania jak wrócić na start itd.), a potem jednak jakoś udawało się ruszyć dalej. Tak jak czasem jakiś drobiazg teoretycznie przeważa szalę na stronę wycofu, tak potem jakiś okruch (słowo od kogoś bliskiego, sen, prysznic) może spaść na drugą stronę wagi i jedziesz dalej! A Ty trochę tym wpisem o DNF nie pozwoliłaś, żeby to się mogło stać. DNF to element tej zabawy, ale czasem choć dobija się z łomotem, warto pozostawić sobie szansę na zmianę decyzji. A Ty go zaprosiłaś do siebie i jeszcze podałaś herbatkę. :)
    Mnie pierwszego dnia USGR zabiło słońce, byłem totalnie ugotowany (zacząłem to czuć wtedy jak jadłem ta kanapkę na zdjęciu z Hubertem, hehe, to ja, ten z prawej). Szyldy z agroturystyką były wtedy dla mnie 100 razy atrakcyjniejsze niż zimne piwo… uwierzysz?! :P Mentalnie byłem poza rajdem. Ale postanowiłem jeszcze o niczym finalnie nie decydować. Zobaczyć co przyniesie czas. Udało się dojechać do mety, sporo później niż myślałem, ale to już nie miało znaczenia. Przetrwałem ten kryzys.
    Chciałbym być dobrze zrozumiany – jak pisałem na początku, kompletnie nie oceniam, czy Twoje DNF było dobre czy złe, tylko Ty to wiesz i ja się z tym zgadzam w ciemno. Zastanawiam się tylko, czy emocje z tym związane i fakt, że to co robisz jest poniekąd publiczne, nie ograniczyły Ci opcji powrotu. I nowego doświadczenia. W ultra bardzo cennego i ważnego.
    A dodatkową konsekwencją jest mocna krytyka orga. Zgadzam się, że było sporo przesady w tej trasie, ale wierzmy, że to są jego błędy, na których może się czegoś nauczyć. Tak samo jak my biorąc kiedyś 2x za dużo szpeju na rower, 3x za mało wody albo za twarde buty. Oczywiście nie chcę nikogo zagłaskać, konstruktywna krytyka zawsze na propsie. Ale niech ten DNF nie będzie oliwą dolewaną niepotrzebnie do ognia w ocenie całości USGR :)
    I na koniec, z tym twoim „niskim wytrenowaniem” to chyba się rozpędziłaś, ahaha. To że się wycofałaś nie zaprzecza faktom – noga podaje!
    Pozdro i do zobaczenia na trasie!

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      22 czerwca 2021 o 06:46

      Dziękuję za bardzo konkretny komentarz.

      „Wydaje mi się jednak, że już po podjęciu tej decyzji wpadasz w nieco zbyt krytyczne oceny całego wydarzenia.”
      Może faktycznie tak to wygląda i może w pewnych momentach się zapędzam, ale to raczej wynik komentarzy w internetach, na które porostu odpowiadam musząc się tłumaczyć z mojej oceny imprezy do której przecież mam prawo. Każdy może oceniać ją po swojemu. Impreza ogólnie nie była zła i inne rzeczy opisuję takie jakie były, nie piszę nic nieprawdziwego. Moim zdaniem widać było pewne niedopracowania wynikające ze złego podejścia organizatora.
      No i cały czas będę się upierać, że 30% DNF w całej stawce to jednak coś i nie były one spowodowane tylko i wyłącznie warunkami atmosferycznymi.

      Chłopaki z ETNH – myślę, że nie ma co porównywać naszych relacji. Michał zawsze ładnie przemyca krytykę pod warstwą humoru i dystansu. Ja taka nie jestem, nie potrafię i piszę po swojemu, jak jest.
      Poza tym oni dojechali jeszcze do tych fajniejszych fragmentów na Sowie i przy Mieroszowie :)))

      Czy pośpieszyłam się z decyzją o DNF? Chyba jednak nie. W głowie zrobiłam solidną tabelkę plusów i minusów. Jechanie tego wyścigu dalej nie miało w moim przypadku sensu. Nie miałam potrzeby ścigania, udowadniania sobie niczego. Moja koncepcja #kolertwohedonistyczne zawsze będzie górą, po prostu.

      Fakt, że to co robisz jest poniekąd publiczne, nie ograniczyły Ci opcji powrotu.
      To też było milion razy przemyślane w mojej głowie. Zależało mi na tym, by zrobić to czego ja chcę, a nie to jakie są wobec mnie oczekiwania. Po kilku latach obecności w rowerowych internetach nie daje się zamknąć w tę pułapkę.
      Zresztą jest nawet w druga stronę, pułapka myślenia – nie zrobię DNF bo przecież nie mogę pokazać, że jestem słaba, co inni powiedzą?

      I na koniec kwestia dolewania oliwy.
      Piszę o jednym, acz zasadniczym minusie imprezy – nieszczęsny „gravel” w nazwie.
      Coś w tym musi być skoro jednak trafia i kłuje.
      Na imprezach Pachulskiego też ludzie psioczą, a jakoś ostatecznie się to wszystko broni, więc nie przeceniajmy słów i oceny jednej mało poczytnej na dodatek blogerki :)

      Odpowiedz
  11. Dr J pisze:
    21 czerwca 2021 o 16:28

    I tak Ciebie podziwiam. Ja gdy jest więcej niż 30C to w ogóle najchętniej nie wychodziłbym na rower. A przy 35C to absolutnie nie ma na to szans. Zbyt szybko się przegrzewam.

    Jechać taki wyścig dla samej trasy chyba nie warto. Zawsze można przecież pojechać sobie tę trasę w innym czasie, gdy nie będzie upału. Wyścig nam do tego niepotrzebny.

    Niezłe jaja z tym napędem elektronicznym. Nigdy nie korzystałem z czegoś takiego ale sam fakt, że nie można zmienić ustawień nie będąc online jest mocno idiotyczny.

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      22 czerwca 2021 o 06:22

      Wiesz ja mam takie dziwne podejście do zawodów, że priorytetem jest właśnie trasa, a jakieś ściganie jest daleko na końcu listy :)
      Z temperaturą jest, tak, że jak rano wychodzisz skoro świt, to tego upału nie czuć, gorzej potem, ale wtedy już jedziesz i nie roztrząsasz :)))
      Napęd – idzie zmienić ustawienia, ale ja tego nie pamiętałam :))

      Odpowiedz
  12. BATBOYS pisze:
    21 czerwca 2021 o 19:12

    Te „ujebki”, chyba trochę niepotrzebne na trasach. Ale mimo wszystko chyba było całkiem przyjemnie. Podziwiam za wytrwałość i ukończenie trasy w tej temperaturze ;)

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      22 czerwca 2021 o 06:19

      Tak, trasa nie była zła. Tylko nie gravelowa ;)
      Ja nie ukończyłam, przerwałam na 275 km.

      Odpowiedz
  13. Agata pisze:
    21 czerwca 2021 o 22:41

    Przejeżdżałam ostatnio ze znajomymi trasę wyznaczoną przez Gravmageddon (wersję short). Odcinek po singlu przy zamku Chojnik (zjazd Perun) lub dojazd do Złotego Widoku i przenoszenie roweru po skalkach, wydają się być nieodpowiednimi dla gravela. Jest też odcinek, który pokonuje się ledwie wydeptanym śladem w runie leśnym, podczas gdy tuż obok biegnie szlak, w pełni przejezdny. Fragmentami trasa prowadzi singlami oraz odcinkami enduro – w jednym z takich miejsc spotkałam instruktora POMBY wraz z grupą rowerzystów, bawiącymi się tam w enduro. Bezsprzecznie, ta część trasy dedykowana jest pod rower MTB.

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      22 czerwca 2021 o 06:17

      Chyba muszę pogadać z organizatorem, bo przyznam szczerze, że właśnie na USGR dowiedziałam się iż na Gravmageddonie ma być taka trasa. A to jakby kłóci się z moimi przekonaniami ;)

      Odpowiedz
  14. Wilk pisze:
    22 czerwca 2021 o 18:57

    ” Na tym trochę – wg mnie – polega to całe „ultra”. Że kiedy wydaje Ci się że już teraz to kurwa naprawdę koniec, okazuje się, że za chwilkę przesuwasz granicę jeszcze ciut dalej. Piszę to z własnego doświadczenia, bo kilka razy też wydawało mi się, że właśnie wypisuję się z jazdy (serio, już było bookowanie, a nawet meldunek w hotelu, potem rozmyślania jak wrócić na start itd.), a potem jednak jakoś udawało się ruszyć dalej”

    Dokładnie tak jest, to jest właśnie rola głowy na ultra. Na TCR w opisie wyścigu jest dobra rada by decyzji o wycofie nie podejmować w nocy, gdzie dojeżdżamy wypruci i wszystko trochę inaczej wygląda niż gdy wstaniemy rano, jako tako zregenerowani. Dla mnie prawdziwą kwintesencją wyścigów ultra jest właśnie walka z samym sobą, z własnymi słabościami. Też byłem w zeszłej edycji MRDP o skraj od wycofu, jechałem z poważną kontuzją achillesa, kładąc się na wieczór już wysłałem sms na relację on-ilne (taka jest na tym wyścigu) z info o wycofie. Ale jak się przespałem i wstałem rano to kac był potężny, więc postanowiłem że jeszcze powalczę i jakoś się doturlałem na metę. I takie prywatne zwycięstwa nad samym sobą to dla mnie najcenniejsza nagroda na wyścigach ultra.

    „No i cały czas będę się upierać, że 30% DNF w całej stawce to jednak coś i nie były one spowodowane tylko i wyłącznie warunkami atmosferycznymi.”

    To jest tylko po części prawda. Z jednej strony liczby robią wrażenie, ale z drugiej jak się wgłębić mocniej w sprawę – to spora część z tych ludzi to są po prostu osoby nie zdające sobie sprawy z realiów. Na starcie Krwawej Pętli były np. osoby z jednym bidonikiem, na starcie RTP były osoby bez cieplejszych ciuchów, a na obu tych wyścigach prognozy nie pozostawiały żadnych złudzeń. Warunki czy trasa też miały znaczenie, ale za ich DNFy odpowiadał przede wszystkim brak przygotowania. A na wyścigach gravelowych takich osób jest całkiem sporo – bo nie ma tam żadnych kwalifikacji. A do części trudnych wyścigów szosowych musisz mieć kwalifikację w postaci ukończenia pewnej klasy imprezy, to jednak odsiewa właśnie takich najsłabiej przygotowanych, którzy później podnoszą te statystyki DNF.

    Nie byłbym tu za surowy dla organizatora, po pierwszej Wiśle też pamiętam wielkie psioczenie, że się to na gravel nie nadaje. Łukasz to bardzo zaawansowany rowerzysta z wieloma ciężkimi ultra na koncie, może po prostu trochę przesadził przenosząc własne doświadczenia na innych, uznając, że jak dla niego ta trasa jest dobra na gravel to i innym się sprawdzi. Nie myli się tylko ten co nic nie robi. Na Carpatii były dużo większe wpadki z trasą, Ciebie akurat nie dotknęły, ale ja się wpakowałem na Słowacji w kompletnie niesprawdzony odcinek, który org wytyczył palcem na mapie, trzeba było nieść rower, bo prowadzić go się nie dało – takie było błoto. I droga się kończyła na górskim zboczu, które trzeba było forsować na azymut, bez jakiejkolwiek ścieżki czy drogi. Dla wolniejszych trasę na tym odcinku zmieniono, ale szybsi się w to wrąbali. A w zeszłym roku ileś osób na Carpatii zapłaciło mandaty na Słowacji bo org nie sprawdził, że w słowackim parku narodowym nie wolno jeździć po zmroku, tak naprawdę to on te mandaty powinien płacić. Tak więc takie wpadki się zdarzają, ale też są cenną nauczką i pomagają w przyszłości unikać podobnych sytuacji i w kolejnym roku zrobić lepsze trasy.

    Też inna sprawa, że w Polsce mało jest dróg szutrowych i nie tak prosto zrobić z tego dobrą trasę, jak pamiętam orgowie PGR robili rekonesansy w Sudetach i zrezygnowali z tego pomysłu by tam puścić PGR, dlatego właśnie, ze ciężko było udziergać trasę, która jednocześnie byłaby atrakcyjna i spełniała wymóg że jest pod gravel.

    Odpowiedz
  15. mamba pisze:
    22 czerwca 2021 o 19:30

    Wilku zapewniam Cię, moja decyzja nie była decyzją chwili i bynajmniej nie była spowodowana zmęczeniem. O zmęczeniu napisałam trochę przesadnie, by właśnie nie skupiać się na trasie i nie dowalać organizatorowi.
    Oceniłam realnie, że nie mam zwyczajnie ochoty jechać dalej, a straty w organizmie po jeszcze dwóch dniach jazdy były by dla mnie nie potrzebne. A tak mam zaliczone treningowo dwa fajne dni jazdy i drugie dwa dni spędziłam w domu chillując.
    Pracując na etacie i robiąc bloga jest bardzo duży problem wolnym czasem. Oceniłam, że wolę te dwa dni spędzić w domu, niż na trasie, która mi się nie podoba. A zajadę się na innym wyścigu ;)
    Wiem, że te argumenty dla innych mogę być absurdalne, ale dla mnie są bardzo znaczące.

    Pamiętaj Wilku, że ze mnie ultrasa jak z koziej dupy trąbka, dla mnie zawsze jazda na rowerze pozostanie przyjemnością. Nie mam parcia na wyniki, nie mam parcia na udowadnianie komukolwiek czegokolwiek.

    Czy na Sudetach było dużo ludzi początkujących? Chyba właśnie nie. Generalnie zastanawia mnie bardzo mała frekwencja.
    wydaje mi się, że ludzie jadnak zaczynają mieć respekt do gór i na pierwsze starty wybierają taką Wanogę czy Krwawą. I tam też jest bardzo dużo wycofów.

    Na Wisłę psioczą (sama tez w niektórych miejscach się wkurzałam, ale uważam, że to wyścig na gravela) na Carpatię psioczyli, a jednak tam cały czas jest frekwencja.
    Z czego to wynika?

    Sytuacje na Carpatii z mandatami wogóle nie powinny mieć miejsca i o tym też pisałam.
    Nie wiem więc, czemu teraz nagle jest takie halo, że napisałam iz tu powinno być bardziej gravelowo.
    Zarówno Pachulski, jak i inni organizatorzy muszą liczyć się z takimi sytuacjami i brać to na klatę.

    Odpowiedz
  16. Wilk pisze:
    22 czerwca 2021 o 21:11

    Ja o wycofach napisałem ogólnie, nie konkretnie o Twojej sytuacji, bo tego nie ma sensu oceniać, tylko Ty sama wiesz jak było i możesz to oceniać. Ja jedynie ogólnie generalizuję, a to do pojedynczych przykładów często ma się nijak.

    Natomiast do końca nie dowierzam w to gadanie jak to ludziom na wynikach nie zależy, jak oni tylko dla przyjemności jeżdżą itd. Jak ktoś dużo trenuje, męczy się na trenażerze (to mimo wszystko trochę mniej frajdy niż trasa MTB na gravelu :)), lajtuje ekwipunek do zupełnego minimum – to nie dlatego, ze mu to wszystko wisi. Widać wyraźnie z Twoich wszystkich przygotowań, że masz do tego mocno sportowe podejście i nie ma sensu tego ukrywać i zasłaniać się tym jeżdżeniem jedynie dla przyjemności. Oczywiście to w żadnym razie nie jest tak, że wyniki przesłaniają Ci resztę, przyjemność jak najbardziej jest na pierwszym planie, ale niezły wynik sportowy jest czynnikiem ową przyjemność zwiększającym.

    I nie widzę nic złego by się do tego przyznać, to jest absolutna norma wśród zdecydowanej większości ludzi jeżdżących regularnie takie imprezy. Zaczynają jako zupełni amatorzy, później się wkręcają mocniej, z wyścigu na wyścig wraz ze zdobywanym doświadczeniem coraz bardziej się „profesjonalizują”, coraz lepszy sprzęt, mniej bagażu, plany treningowe, sportowe odżywki itd. To po prostu jest część tej zabawy, dobry wynik na maratonie powoduje, że frajda jest większa.

    I wcale nie jest z Ciebie „z dupy trąbka”, jesteś całkiem mocna, także i tutaj w Sudetach jechałaś bardzo przyzwoicie, a śledziłem na monitoringu ten wyścig. Wiadomo, ze kobiet wielu nie ma na takich imprezach, miejsce w kobiecej czołówce to nie do końca to samo co w męskiej. Ale to, ze nieraz łapałaś się na kobiece podium jednak sporo mówi o Twoim poziomie sportowym i doświadczeniu. Widać, że Cię to ultra wkręciło i to nie tylko ów aspekt „dla przyjemności”. Bo na ultra już z definicji ta „przyjemność” jest mocno specyficzna, miłośników takich wyścigów to można porównać do koneserów tych najbardziej ekstremalnych serów pleśniowych – szukają bardzo specyficznego smaku owej przyjemności :P

    Odpowiedz
    1. mamba pisze:
      22 czerwca 2021 o 22:35

      Wilku, jakie sportowe podejście…..
      Zajrzyj na moją Stravę, ona prawdę Ci powie. Mam tylko kilka aktywności poukrywanych.
      To wszystko jest jedna wielka zabawa.
      Korzystam możliwości jakie daje mi prowadzenie bloga i się tym bawię. Tyle.
      Treningi? Coś tam zimą trenowałam, ale gdybys się przyjął to za wiele ładu i składu nie miało to ostatecznie. Chodziło tylko by zupełnie nie zaprzestać aktywności fizycznej zimą.
      Zobacz ile teraz jeżdżę. W tygodniu nie mam czasu wyjść na rower.
      Szpejowanie się?
      To samo.
      Korzystam jeśli mogę. A jak się nie ma nogi to sprzęt przynajmniej trochę pomoże. Ale to naprawdę zabawa.
      Dlatego wbrew pozorom tak łatwo przyszło mi zrezygnować z USGR.

      Nie mniej jednak miło czytać twoje miłe słowa.
      I być świadomym, że każdy inaczej interpretuje moje funkcjonowanie w socjalach.
      Pamiętaj jednak, że to co widzimy to zawsze zaledwie bardzo mały wycinek rzeczywistości.

      Odpowiedz
      1. Wilk pisze:
        23 czerwca 2021 o 20:58

        To akurat jest sprawa stara jak maratony rowerowe (nie tylko ultra). Na starcie prawie wszyscy bez formy, tylko gadają jak to mało jeździli, mówią jacy to są ciency, że miejsca ich w ogóle nie interesują, że oni tylko dla przyjemności, że chcą ukończyć. A później wyścig rusza – i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki 3/4 uczestników rwie jakby o mistrzostwo świata się ścigało. Tak po 200-300km ten animusz już oczywiście siada, niemniej jednak to zjawisko doskonale znane w światku ultra, a pewnie i w wielu innych formach rywalizacji ;)).

        Mój pierwszy ultramaraton, czyli BBT to było wypisz wymaluj to podejście, miało być czysto turystycznie, a cała strategia sypnęła się minutę po starcie :P; że zacytuję tu fragment swojej relacji z tego wyścigu „Na starcie – od razu dzida do przodu i cała moja taktyka na wyścig w jednej chwili bierze w łeb :). Miałem jechać spokojnym tempem koło 25km/h, nawet ostrzegałem Marka (który był bardziej napalony na szybką jazdę na początku) by nie przeszarżować. Ale emocje biorą górę – i postanowiłem spróbować utrzymać się przez chwilę z przodu. Tempo ostre, często ponad 35km/h, wielu postanowiło mocno docisnąć by szybko dogonić pierwszą grupę.”

        Dotąd nie udało mi się przebić takiej średniej na pierwszych 300km (ponad 33km/h) jaką na tym swoim pierwszym w życiu starcie wykręciłem. Beknąłem oczywiście za to później solidnym kryzysem, ze skurczami włącznie – ale co sobie poszalałem w czubie to moje! :P

        I taką postawę widziałem wiele razy, dlatego do tych gadek na starcie jak to ludzie są słabiutcy, jak to widoczki chcą podziwiać to podchodzę z odpowiednią rezerwą ;))

        Odpowiedz
        1. mamba pisze:
          23 czerwca 2021 o 22:46

          Ech Wilku i znów się z tobą nie zgodzę :)))

          Nie mówię, że zjawisko o którym piszesz nie istnieje.
          Ale znów nie ma ono odniesienia do mnie :P

          Trening – hmmm zimą FTP poszło o 15 % do góry, niestety w wyniku mało aktywnej wiosny znów zeszło na dół i jest na poziomie 3,2 W/kg. To bardzo niewiele. Dlatego każdy gram w bagażu liczę hehe.
          Wytrzymałości też brak, bo nie jeżdżę. Na Wanodze na 130 km miałam takie skurcze jak nigdy :)))
          Zresztą wystarczy wyniki porównać, gdy na starcie pojawi się jakaś zawodniczka wytrenowana :)
          Nie przeczę, że reprezentuje poziom wyższy niż większość kobiet wogóle, ale już wśród kolarek jestem nikim i znam swoje miejsce w szeregu. Co zreszta potwierdza USGR. Wystartowała w nim dziewczyna, z którą znamy się z maratonowych czasów Monika Podos. To jej pierwsze ultra… i bardzo szybko mnie wyprzedziła :)

          Ogień od startu? Nie w gravelowym ultra. Tym bardziej wspominając Wanogę jechałam zupełnie spokojnie, by skurcze nie dopadły i to mi się udało, bo pierwszy z nich uderzył dopiero pod Śnieżnikiem.
          Dlatego też zazwyczaj jeżdżę sama, bo nie potrafię cisnąć z kimś. Jedyna taka sytuacja miała miejsce na Wiśle, kiedy jechałam z naprawdę fajną ekipą i za wszelką cenę trzymałam ich tempo i koło.

          Podsumowując, mamy jednak inny charakter i podejście :)

          Odpowiedz
          1. Wilk pisze:
            1 lipca 2021 o 20:04

            FTP to jest takie słowo-wytrych w treningu, wiele osób się tym mocno rajcuje, IMO dużo za mocno niż to warte. W ultra to znaczy tyle o ile, wiele razy objeżdżałem ludzi, którzy mają ode mnie wyższe FTP, tylko po 300km siadają zarówno fizycznie jak i psychicznie.

            Z czysto treningowego znaczenia to większe znaczenie ma pierwszy próg wentylacyjny, nie FTP, czyli nie to ile pociśniesz przez godzinę, a ile średnio utrzymasz przez 10h i więcej, a to nie zawsze jest relacja czysto liniowa, możesz mieć ten sam pierwszy próg przy niższym FTP. Do tego istotną sprawą jest to jak sie szybko regenerujesz. Bo ultra to zupełnie co innego niż krótkie maratony, które często się rozgrywają w okolicach FTP, tutaj bardzo rzadko zahacza się o takie zakresy.

            A przede wszystkim zarówno głowa jak i dobra organizacja całej logistyki jazdy – pozwalają nadrobić braki w FTP do mnóstwa osób. Wspominasz o zawodniczkach z wysokim FTP – Wanogę jechała Anna Sadowska, która ma FTP sporo wyższe od Twojego i nie dała rady, na zeszłorocznej Wiśle też poległa. Ma bardzo mocną nogę, ale jak widać nie do końca radzi sobie z innymi sprawami, nie potrafi tak cierpieć jak umiesz Ty, szybciej się poddaje, łatwo łapie kontuzje, których nie potrafi wyeliminować na trasie, gdy jest jeszcze na to czas itd.

            Dlatego z samym wysokim FTP się na ultra guzik zdziała, ważniejsze są cechy kluczowe dla długich dystansów. Oczywiście, żeby wygrywać trzeba mieć jedno i drugie, ale by zajmować dobre miejsca w sporej ilości wyścigów FTP jakie masz spokojnie starczy.

            I Ty po paru wyścigach na koncie już sporo nadrabiasz dobrym przygotowaniem i organizacją jazdy. Bo na tym polu jest dużo więcej do ugrania niż przy podnoszeniu FTP, które powyżej pewnej granicy już bardzo trudno i niewiele się podnosi. A szczególnie to widać gdy się np. psują warunki , wtedy inne cechy wychodzą na pierwszy plan.

            I właśnie dlatego tak polubiłem wyścigi ultra – bo są zupełnie czym innym niż te krótkie, gdzie mocna noga jest wszystkim, liczą się tylko waty. A na długich trasach tych zmiennych wpływających na wynik jest sporo więcej i dobre ich opanowanie pozwala objeżdżać niejedną mocniejszą fizycznie osobę.

  17. Jacek pisze:
    5 października 2021 o 13:37

    Bardzo się cieszę , że ktoś zauważył temat ” ujebek ” .
    Apeluję do organizatorów wszystkich imprez gravelowych : odpuście sobie . Nic wielkiego nie wnosi a zabiera połowę radości z wyścigu.
    Będę sobie chciał , to sobie pojadę XC.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

przeczytaj też to

warszawa gdańsk trasa rowerowa
bikepacking

Warszawa – Gdańsk czyli dobry pomysł na długi weekend

5 (1) Warszawa – Gdańsk: Trzy dni, 450 kilometrów, hamak zamiast hotelu i szum lasu

więcej »
15 maja 2025 Brak komentarzy
szlak wokół zalewu szczecińskiego
bikepacking

Rowerowy Szlak Wokół Zalewu Szczecińskiego – wszystko, co musisz wiedzieć

4.8 (8) Szlak Wokół Zalewu Szczecińskiego robi się coraz popularniejszy. Warto go przejechać zanim na

więcej »
24 kwietnia 2025 Brak komentarzy
liv langma advanced
recenzje

Liv Langma Advanced Pro – rower szosowy dla dziewczyny

5 (1) W świecie rowerów szosowych, gdzie każdy detal ma znaczenie, Liv Langma Advanced Pro

więcej »
15 kwietnia 2025 Brak komentarzy
porady

Jak wyprać puchową kurtkę? Poradnik krok po kroku.

5 (3) W życiu każdego z nas przychodzi taki moment, że twoja ulubiona puchowa kurtka,

więcej »
3 kwietnia 2025 Jeden komentarz
WIĘCEJ
Facebook Youtube Instagram
Postaw mi kawę na buycoffee.to

© 2023  All rights reserved.
Dorota Juranek Mamba On Bike
NIP 6342577792