Dawno, dawno temu, gdy jeszcze ścigałam się w maratonach, granicie miedzy poszczególnymi typami rowerów były bardzo wyraźne. Były rowery do XC, każdy z nich musiał mieć wąską kierę, strome kąty, maksymalnie 100 milimetrów skoku, najlepiej tylko z przodu. Rowery All Mountain zdecydowanie cięższe, bardziej płaskie, z amortyzatorami 120 mm skoku. No i oczywiście „dałnhilówki” ciężkie jak kloce, z co najmniej 180-cioma milimetrami.
Gdy twój styl jazdy nie wpisywał się w te trzy podstawowe kategorie sprzętu, trzeba było kombinować. Samemu modyfikować rower pod swoje preferencje.
Teraz czasy się zmieniły. Producenci dwoją się i troją, by w ofercie mieć sprzęt coraz bardziej wyspecjalizowany i dopasowany oczekiwań użytkownika. Prosty podział XC/AM/DH uzupełniony został przez enduro, trail, FR. A i tak granice między tymi typami rowerów robią się coraz bardziej płynne.
Kiedyś chcąc ścigać się w maratonach i jednocześnie jeździć weekendowo po trudnych wymagających szlakach sama składałam sobie wylajtowanego Giant-a Trance, gdzie zamiast Foxa 120 mm włożyłam Talasa 140/110, zamiast zwykłej sztycy, droppera, a na kołach na zmianę lądowały raz Fat Alberty a raz Rocket Rony. Łezka w oku się kręci na wspomnienie tych czasów.
Teraz gdybym chciała wrócić do maratonów, a jednocześnie mieć fun z jazdy po trudniejszych szlakach nie musiałabym się za bardzo wysilać. Poszłabym do sklepu wybrałabym Yeti SB 100.
Rower do testów otrzymałam od polskiego dystrybutora – Yeti Cycles Polska
Yeti SB100 – specyfikacja
Długo opierałam się przed wzięciem Yeti na testy. Kto mnie zna, ten wie, że jestem z metra cięta i moje 162 centymetry wzrostu ni jak nie wpisują się w tabelkowe widełki Yeti dla rozmiaru M, który polski dystrybutor oferuje do testów. Ostateczną decyzję podjęłam w efekcie zaistnienia dwóch argumentów. Pierwszym był fakt, że Artur wreszcie szuka dla siebie nowego roweru, Yeti wpisuje się w spektrum oczekiwań, więc trzeba sprawdzić, co to to warte. Drugim argumentem jest reach, który w przypadku Yeti jest bardzo podobny do tego, który mam w swojej endurówce. Istniało więc wielkie prawdopodobieństwo, że Yeti pozostanie Yetim, a nie wielką krową, której nie będę umiała ogarnąć.
Yeti SB100 spędził u mnie trzy tygodnie. Objeździłam na nim okoliczne lasy i hałdy, przeharatałam ścieżki kompleksu Enduro Trails, a także objechałam pętlę z Super Flow na Rychlebskich Ścieżkach.
Pierwsza jazda po leśnych singlach w okolicy Katowic na Yeti była dość zaskakująca. Jak już pisałam wcześniej, miałam obawy co do wielkości roweru. Koła 29 cali, na których bardzo rzadko mam okazję jeździć, dokładały jeszcze więcej niepokoju. A tu, zupełne zdziwienie. Po kilku modyfikacjach ustawienia wysokości sztycy, siodełka i podkładek pod mostkiem, na rowerze poczułam się jak na swoim. Pozycja idealna.
Ustawianie zawieszenia także nie trwało długo. Producent umieścił na stronie kalkulator, w który wpisujesz swoją wagę (z wszystkim, co masz na sobie podczas jazdy) i otrzymujesz ilość PSI do jakich masz napompować amortyzator i damper a także sugerowane ciśnienie w oponach.
Tu pisałam o tym, jak prawidłowo ustawić zawieszenie – KLIK!!!
Co ciekawe, Yeti w przypadu modelu SB100 zaleca 32% sagu. Każdy z Was od razu pewnie uniesie wysoko brwi, mówiąc, że to dużo. Też tak pomyslałam, ale nie skłamię gdy powiem, że Yeti SB100 to rower, w którym po raz pierwszy chyba udało mi się wykorzystać zawieszenie w 100%. Realny skok 120 mm z przodu i 100 mm z tyłu to w porównaniu do rowerów enduro, na których jeżdżę najcześciej, dość mało. A jednak podczas jazdy na SB100 ma się wrażenie, że z tyłu tego skoku jest jakby więcej. Na wymagającym bielskim Borsuku rower szedł jak dziki, tylko opony (ale o nich potem) nieco mnie blokowały. Kamienie, korzenie, uskoki, rower wszystko łykał bez zająknięcia.
Jak było do przewidzenia Yeti SB100 bardzo dobrze zachowywał się na podjazdach i raźnie zaliczał kolejne metry przewyższenia. Na Rychlebskich Ścieżkach ostatni raz byłam chyba z rok temu. Czy to możliwe, by od tamtego czasu erozja spowodowała wypłaszczenie się terenu? Raczej nie, a tak właśnie się czułam. Jasne, porównywanie wrażeń z podjazdu na endurówce a rowerze XC/trail nie może wyglądać inaczej. Dlatego muszę wspomnieć o jeszcze jednej cesze tego roweru, która już taka „do przewidzenia” nie była.
Na każdym technicznym podjeździe rower wyraźnie prowokował do stawania na pedały i przenoszenia środka ciężkości na przód. Tego typu atakowanie przeszkód zupełnie nie jest w moim stylu, bo zazwyczaj wymaga włożenia w to sporej ilości energii. Dopiero podczas pisania tego tekstu dotarło do mnie, skąd może wynikać to odczucie. A mianowicie, chodzi o zmniejszony offset, który sprawia, że mamy przesunięty do przodu środek ciężkości. Co z kolei powoduje, że łatwiej przesunąć się nad przednie koło. Idąc tym tropem mogłabym śmiało stwierdzić, że również w offsecie tkwi przyczyna dużo lepszej pozycji na zjeździe jaką miałam na Yeti, a jakiej nigdy nie mogę utrzymać na rowerach ze standardową geometrią. Zazwyczaj jestem ustawiona za bardzo z tyłu.
A jak z zakrętami?
O rowerach na kołach 29 cali mówi się, że są mało zwrotne, długie i nie skręcają. To nie prawda, a przynajmniej nie można tego powiedzieć o Yeti SB100. Ledwo wsiadłam na ten rower, a od razu poczułam, że jestem w stanie dużo bardziej pochylić go w zakręcie niż inne wcześniej jeżdzone przeze mnie rowery. Może to kwestia lepszej przyczepności i większej powierzchni styku opony z ziemią w oponie 29 cali, nie wiem, ale nawet ćwiczenie zakrętów na płaskim na tym rowerze to bajka.
Podobnie sprawa miała się w bardziej technicznym terenie. Strome, ciasne sekcje z „agrafkami” nie okazały się trudniejsze niż dotychczas. Nie odczułam żadnych negatywów „dużego koła”.
Co mnie urzekło w SB100? Zdecydowanie skoczność. Ten rower jest lekki i reaktywny. Pierwszy raz w życiu udało mi się na Rock’n’rolli przelecieć trzy podwójne. To niemały sukces, uwierzcie.
Czy coś mi nie spasowało w tym rowerze? Chyba nie ma za wielu takich rzeczy. Decydując się na zakup Yeti, można wybrać osprzęt, w jaki będzie wyposażony. Daruję sobie więc opisywanie tego, jak spisywały się poszczególne komponenty. Jedyne czego nie mogę odpuścić to manetka sztycy Foxa. Za chiny ludowe nie potrafiłam się do niej przyzwyczaić. Jest nieergonomiczna, trzeba mega siły do jej naciskania. W tej kwestii użytkowany przeze mnie Yep zdecydowanie wymiata.
Druga rzecz to opony i obręcze. Rower fabrycznie wyposażony jest w Miniona DHF 2,3 z przodu i Agressora z tyłu. Rower, który dostałam, był niestety złożony trochę pod ścigantów. Na wąskich obręczach założone były opony Maxxis Ardent, które w sumie są całkiem spoko i znakomiecie sprawdziły się zarówno na Trailsach jak i Rychlebskich. Ale wiecie sami, że Miniony i szerokie obręcze są zdecydowanie bardziej spoko.
Yeti SB100 – werdykt
Komu poleciłabym ten rower?
Dobre pytanie.
Na pewno osobie świadomej swoich umiejętności i potrzeb.
Z lekkimi fulami z segmentu XC/marathon zawsze jest kłopot, czy są wystarczająco efektywne, sztywne, nie bujają, czy są lekkie? Ściganci rozpatrują każdy gram i stracony wat. Yeti SB100 nie jest dla takich osób. Można by go skonfigurować na „lekko” i pewnie znajdą się osoby, które to zrobią. Jednak moim zdaniem byłoby to marnotrawienie jego potencjału.
Yeti SB100 jest dla osób, dla których priorytetem jest komfort i przyjemność z jazdy, dla których zaoszczędzenie kilku gramów na wadze przegrywa z zyskiem przyczepności opony z solidnym bieżnikiem na technicznym zjeździe. Ten rower ciężko włożyć w szufladkę. Trailówka na kołach 29? Lekki full do maratonów? A może po prostu rower mtb, na którym fajnie jest pojeździć po górach?