Góry zimą są piękniejsze niż latem. Zgodzicie się ze mną?
Na dodatek w tym roku wreszcie przyszła do nas prawdziwa zima.
Z przyczyn ode mnie niezależnych w dalszym ciągu nie ma szans, by dane mi było zakosztować jazdy na nartach lub desce w świeżym puchu.
Dlaczego by więc nie pojeździć po śniegu rowerem?
Szyndzielnia, jak zawsze, „dała radę”.
Jazda na rowerze zimą do łatwych nie należy. Najpierw w głowie trzeba przepracować sytuację wyjścia poza strefę komfortu. Na dworze jest zimno, mokro, a do domu zazwyczaj daleko.
Gdy już uda nam się odpowiednio zmotywować, trzeba niemałą ilość czasu poświęcić na przemyślenie całej operacji. Wszystko, co trzeba wziąć pod uwagę, opisałam już w jednym z wpisów – Jazda na rowerze zimą.
Jazda zimą po śniegu daje frajdę i jak widać na zdjęciach jest bardzo urokliwa. Aby jednak nie doszło do sytuacji podobnej do tej z zeszłego tygodnia, gdzie 15 letni rowerzysta musiał być ratowany przez GOPRowców z rejonu Romanki w Beskidzie Żywieckim, przypomnę jeszcze raz podstawowe zasady:
– wybierz szlaki, które już znasz, takie które zimą są uczęszczane przez turystów. Czerwony szlak na szczytSzyndzielnia to bielski, weekendowy spacerownik, dlatego właśnie wybieram go zawsze, gdy nie jestem pewna warunków w górach. Na 90% zawsze będzie przetarty.
– przemyśl, czy masz na tyle kondycji, by poradzić sobie z trudnymi warunkami, zimą zdarza się, że przez kilka kilometrów rower trzeba pchać, koła wpadają w poślizg, dużo więcej energii pochłania utrzymanie równowagi i manewrowanie rowerem,
– orientacyjny czas, jaki powinien zająć Ci pokonanie trasy, przemnóż przez trzy
– sprawdź pogodę w rożnych serwisach, poszukaj kamer on-line, gdzie będziesz mógł zobaczyć aktualny stan pogody, bądź przygotowany na nagłą zmianę pogody,
– nie zapomnij: jedzenia, lampek, powerbanka, telefonu, papierowej mapy, ciepłej kurtki
– zainstaluj na telefonie aplikację – Ratunek
O tym, jak ubrać się na rower zimą pisałam już w tym artykule – Jak ubrać się na rower jesienią i zimą. Jeśli nie wiesz, jakie buty będą spisywały się najlepiej w mroźnych wrunkach kliknij tu – Zimowe buty na rower. A gdy szukasz podstawowych informacji o najlepszych rowerach do jazdy po śniegu zobacz tu – Fat bike – na zimę.
Beskid Śląski, dzięki temu że znajduje się w bezpośredniej bliskości śląskiej aglomeracji, stanowi świetny cel zimowych wycieczek rowerowych. To właśnie Szyndzielnia, Klimczok i Błatnia są najczęściej wybierane przez pieszych i „narciarskich” turystów jako cel wędrówki. Dzięki temu istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że główne szlaki w tych rejonach będą jako tako przejezdne.
Bardzo szybko okazało się, że wybór czerwonego szlaku był trafiony. Ilość śniegu i zasp na tej beskidzkiej autostradzie bardzo mnie zaskoczyła. Cytując sama siebie – takiej zimy na Szyndzielni jeszcze nie widziałam.
W tym roku zaspałam i w styczniu obudziłam się z ręką w nocniku. W natłoku innych ważnych ważności (pewnie Zwift maczał a tym palce) nie udało mi się zorganizować sobie na zimę Fat bike-a. W rowerowej stajni w zastępstwie stoi za to testowy elektryk na plusowych oponach – Liv Intrigue E+. W głowie od razu zapaliła sie lampka – Jak spisze się e-bike na śniegu? To trzeba było sprawdzić.
Zgodnie z przewidywaniami rower elektryczny bardzo dobrze odnalazł się w jeździe po zaspach, koleinach i śniegowych kopcach. Na początku kluczowym okazało się, by wyczuć moc z jaką można deptać w pedały, bo w przypadku e-bike bardzo łatwo jest zerwać przyczepność na śniegu. Jednak waga roweru skutecznie dociążała plusowe opony, co ostatecznie wyszło nomen omen na plus całej sytuacji. Tylko na bardzo stromych i kopnych odcinkach konieczny był wypych. Oczywiście z funkcją walk assist :)
Z jazdą na rowerze elektrycznym wiąże się jeden zasadniczy problem. Gdy temperatury są niższe, nie ma możliwości, by na wycieczkę wybrać się z posiadaczami rowerów zwykłych. O ile w normalnych warunkach (czyt. temp. powyżej 10 stopni, bez opadów) można dostosowywać prędkość do koleżanek i kolegów, o tyle zimą jest to mocno utrudnione. Ciało nie wykonujące pracy, nie produkuje ciepła, a bez ciepła nie rozgrzejemy się nawet wtedy, gdy mamy na sobie puchową kurtkę. Efektem wspólnej wycieczki będzie albo kłótnia i niezadowolenie uczestników, albo hipotermia ebikowca :)
Tym sposobem na Szyndzielnię i Klimczok wybrałam się sama.
A właściwie w asyście fotografa Artura, który zrobił sobie przy okazji całkiem niezły spacer.
Wracając jednak do walorów przyrodniczo-krajoznawczych – pięknie było na szczycie, mimo iż widoków nie uświadczyliśmy.
Pierwszy raz jednak zauważyłam, że tuż pod szczytem stoi sobie dość urokliwa chatka.
Nie zdążyłam jeszcze wygooglować, o co kaman, ale przyznajcie, że dość interesujące odkrycie :)
Po szybkim zwiedzaniu przyszedł czas na crème de la crème – czyli zjazd!!!
Ojjjjj dodatkowe kilogramy elektryka pokazały tu swoje cudowne właściwości. Jeszcze nigdy podczas jazdy po śniegu nie czułam się tak pewnie i stabilnie. Masa robi swoje :)
Ale to było dobre!!!
Na Klimczok teoretycznie (bo w praktyce stan szlaków bywa różny) można dotrzeć także ze Szczyrku, skąd prowadzi często przecierana przez samochody terenowe dojeżdżające do schroniska droga. Od tej strony jest zdecydowanie bardziej widokowo – Zimowe trasy rowerowe – Klimczok.