Uwaga, ten wpis nie jest dla wszystkich. Jeśli jesteś radykalnym outdoorowcem oraz zwolennikiem jedynej słusznej drogi, lepiej abyś skończył dzisiejszą lekturę tutaj i poszedł na rower (albo przeczytał coś stąd ). Nie jest bowiem tajemnicą, że na ciemną stronę mocy zeszłam już dawno. A w tym roku tylko przypomniałam sobie o tym, jak fajne są… trenażery.
Na początek najlepiej napiszę otwarcie.
Dlaczego jazda na trenażerze jest fajna?
– bo nie muszę szykować się godzinę, by pojeździć godzinę,
– bo jak zachce mi się siku, to nie muszę rozbierać się godzinę,
– bo nie muszę wdychać smrodów, spalin i smogu,
– bo nie muszę czyścić roweru,
– bo nie muszę się martwić, że ciemno,
– bo nie muszę się martwić, że późno,
– bo mogę dużo lepiej kontrolować poziom wysiłku,
– bo trening jest efektywniejszy,
– bo przy okazji mogę nadrobić zaległości w subskrybcjach na YouTube,
– bo mogę posłuchać podcastów, pouczyć się angielskiego,
– bo nie marzną mi nogi (choć to zły argument z racji choćby tego wpisu)
– bo mogę pościgać się ze znajomymi w wirtualu,
– bo jest fajna i kropka.
Musicie wiedzieć, że moje podejście do trenażerów nie jest w tym artykule obiektywne. Jest przeraźliwie i niesprawiedliwie subiektywne. Pech bowiem trafił, że w ciagu ostatnich miesięcy w ramach testów używałam dwóch maszyn z najwyższej półki (CycleOps Hammer oraz Tacx Flux). Zarówno Hemmer jak i Flux to trenażery typu direct drive z pomiarem mocy, regulujące opór według gradientu trasy, po której jedziesz w wirtualu. Super zabawka, ale niestety droga i ni jak nie można porównać jej do klasycznych trenażerów z kołem i oponą pracującą na rolce. Obawiam się, że to jest jak niebo o ziemia. To jakby wychwalać zalety wspinaczki wysokogórskiej mając doświadczenie tylko w naprawdę wysokich górach. Sami wiecie, co dzieje się, gdy potem lądujecie w kolejce na Giewont lub schodzicie z Morskiego Oka. Jakoś jednak trzeba zacząć i nie ma co się zastanawiać, nawet gdy w grę wchodzi trenażer mniej zaawansowany.
Niestety, jest to niewątpliwy minus całej mojej trenażerowej akcji. Zastanawiam się, co to będzie, kiedy znów minie lato i późną jesienią znów trzeba będzie pomysleć o treningu pod dachem (dla wyjaśnienia, słowo trening stosuje na opisanie działań mających jako tako utrzymać poziom kondycji, który pozwoli na jako takie jeżdżenie bez zadyszek latem, nie mylić ze strukturyzowanym treningiem kolarskim). Nie wyobrażam sobie już zimy bez trenażera. Chyba już teraz założę jakiś fundusz pod inwestycję.
Ale nie o mnie miało być, ale o trenażerach i o Jasiu, który pragnie zacząć treningi stacjonarne w domu. Na co Jasiu musi zwrócić uwagę gdy przychodzi do sklepu albo przeszukuje internety w poszukiwaniu trenażera?
Jak działa trenażer?
Aby zacząć przygodę Jasiu najpierw musi wiedzieć, co to jest trenażer i jak działa. To jednak mało skomplikowane. Trenażer to urządzenie, które w połączeniu z naszym własnym rowerem pozwoli nam wykonać trening stacjonarny w pomieszczeniu. Dzięki niemu nie trzeba wychodzić na dwór ani na klubu fitness, można za to odpalić jakiś serial na Netflixie i zapomnieć na kilka godzin o całym świecie.
Rodzaje trenażerów.
Gdy już wiemy po co Jasiowi trenażer, możemy dokonać wyboru pomiędzy dostępnymi na rynku rodzajami. I tu sprawa dość mocno się komplikuje. Kiedyś kupując trenażer mogliśmy co najwyżej wybrać – rolka czy trenażer wpinany z napędem na oponę tylnego koła. Teraz w związku z szybkim rozwojem technologi trzeba zastanowić się dłużej.
Trenażery rolkowe
Najprostszym rodzajem trenażera jest trenażer rolkowy. To konstrukcja składająca się ze stelaża z trzema rolkami, na których stawia się rower i jedzie (próbując za pierwszym razem się nie zabić). W trenażerze rolkowym rower w żaden sposób nie jest przymocowany do urządzenia. Dzięki temu ćwiczymy balans i równowagę. Trenażer rolkowy jest bardzo kompaktowy, po złożeniu zajmuje mało miejsca, to sprawia, że często wykorzystywany jest przez zawodników podczas rozgrzewki przed zawodami. Aktualne trenażery rolkowe robi się także z oporem magnetycznym dzięki czemu możemy generować na nich większą moc i odczucia z jazdy stają się jeszcze bardziej realne. Co więcej, można na nich korzystać z dobrodziejstw wirtualnych programów treningowych czy nawet Zwifta.
Trenażery wpinane na tylne koło – magnetyczne i elektomagnetyczne
Trenażery magnetyczne i elektromagnetyczne to najbardziej popularne urządzenia. Wpina się w nie rower, który tylnym kołem styka się ze specjalną rolką. Taki trenażer poprzez zamontowane w środku magnesy powoduje opór, dzięki czemu możemy symulować podjazdy i zmiany obciążenia podobne do naturalnej jazdy. Zazwyczaj do zestawu dodawana jest manetka, za pomocą której możemy regulować opór. Plusem tego typu urządzeń jest na pewno cena, minusem – niewielki, ale jednak hałas, utraty mocy i niedokładność wynikająca z pracy opony na rolce.
Trenażery wpinane na tylne koło – powietrzne i olejowe
Niestety o wiatrakach nie napisze wiele, bo jest z nimi jak z tegoroczną zimą, słyszałam o nich, ale nie widziałam. Trenażery wiatrakowe podobno są głośne i nie ma w nich możliwości szczególnej regulacji oporu. Trenażery olejowe, a raczej megnetyczno-olejowe to popularne fluidy, gdzie opór rośnie wraz z prędkością i rozgrzewaniem się oleju. Z racji skomplikowania układu tego rodzaju trenażery bywają droższe.
Trenażery wpinane bez koła – direct drive
To najwyższy model trenażerów, w których rower montuje się bez koła, bezpośrednio. W tych urządzeniach za generowany opór odpowiada koło zamachowe realne lub wirtualne. Na tego typu trenażerach jazda jest najbardziej podobna do jazdy w terenie, pracują ciszej i płynniej.
Trenażery typu Smart
W ramach wszystkich powyższych rodzajów trenażerów, każde z nich może mieć funkcję smart, która to pozwala na połączanie trenażera z komputerem, smartfonem czy tabletem i dedykowanym oprogramowaniem lub aplikacją. Komunikacja między trenażerem a komputerem, smartfonem, tabletem odbywa się na podstawie protokołów ANT+ FEC lub Bluetooth Smart. Dzięki tej funkcjonalności treningi serio przestają być nudne. Jaś dokonując wyboru decydowanie powinien tego spróbować.
Jaki trenażer wybrać?
Oczywiście ten najdroższy, bo z pewnością będzie najlepszy.
Niestety na to mogą pozwolić sobie nieliczni, więc Jasiu wybierając trenażer musi rozpatrzyć nastepujące zmienne:
- ile czasu zamierza na nim trenować (procent treningów w stosunku do tych na dworze),
- jaki rower będzie podpinał pod trenażer,
- czy zamierza używać programów lub aplikacji treningowych,
- czy chce w pełni korzystać z możliwości Zwifta,
- jaki jest stan jego środków na koncie,
- jakich ma sąsiadów (lubią hałasy?)
- czy ma małe dziecko, które musi spać już o 19,
- jakie ma warunki lokalowe,
- czy żona patrzy przychylnie na treningowe fanaberie Jana.
Gdy Jaś rozpatrzy wszystko powyższe, wybór okaże się całkiem łatwy. Znajdzie model idealnie pasujący do jego oczekiwań i pragnień. Wtedy jednak, za moją radą, wybierze wersję z półki wyżej. Z trenażerami jest bowiem jak z rowerami. Po zakupie zawsze okazuje się, że jednak lepiej było dołożyć i kupić coś lepszego. Nie inaczej byłoby z naszym Jasiem, bo dwóch trzech jazdach, za pewne okazałoby się, że jednak w skarpecie są jakieś oszczędności, a żona wolałaby nie być skazana na codzienny szum, nie będący szumem oceanu.
Jaki rower podpiąć do trenażera?
Zazwyczaj rowerem podpinanym do trenażera jest rower szosowy. Do czasu gdy w rowerach dominowały szybkozamykacze nie było problemu aby do treningu wykorzystać też rower górski MTB. Aktualnie w dobie miliona standardów przed zakupem Jaś powinien upewnić się, że trenażer, którego będzie używał, ma mocowanie na oś znajdującą się w jego rowerze.
Jaka opona?
Teoretycznie do trenażera nie potrzebna jest żadna specjalna opona, w praktyce zwykłe opony często okazują się zbyt miękkie i mało wytrzymałe. Słyszeliście o gumach łapanych na trenażerach? No właśnie. Dlatego zdecydowanie lepiej jest kupić jedną z opon dedykowanych pod trenażery. Występują one w różnych rozmiarach i standardach. Również do rowerów górskich. Opona zaprojektowana pod trenażer działa zdecydowanie ciszej, nie ślizga się po rolce i wolniej się zużywa. Gdy do treningu planujemy wykorzystanie roweru MTB, to oponę trzeba kupić bezwzględnie (chyba że mamy directa).
Trenażer rowerowy czy rower stacjonarny, a może rower spinningowy?
Przewagą trenażera nad rowerem stacjonarnym czy spinningowym jest fakt, że podpinamy do niego nasz własny rower. Nie trzeba nic ustawiać, szukać optymalnej wysokości siodełka, odległości kierownicy. Na sprzęcie, na którym trenujemy, potem startujemy w wyścigach, czy zwyczajnie jeździmy. Nogi i całe ciało przyzwyczaja się do pracy mięśniowej w określonej, niezmieniającej się pozycji.
Trenażer jest też wygodniejszy, gdy chcemy zabrać go gdzieś ze sobą. Rower stacjonarny, jak sama nazwa wskazuje, jest… stacjonarny.
Podobnie latem, gdy nie używamy trenażera, możemy go gdzieś schować. Gdzie schowamy rower stacjonarny lub spinnigowy? Raczej nie pod łóżko.
Zestawienie
Trenażer do 600 zł
Trenażer do 1000 zł
Trenażer do 1500 zł
Trenażer do 2000 zł
Bkool Smart Pro 2.0
Trenażery do 3000 zł
Trenażer na wypasie
Podsumowanie
Po rozkminieniu wszystkiego co wyżej, Jaś powinien mieć już jako takie rozpoznanie sytuacji. Nie łudzę się, że wie co wybrać, bo mnogość możliwości przytłacza i zazwyczaj dopiero po zakupie i kilku razach w siodełku okazuje się, czego byśmy chcieli, a co okazało się zupełnie zbędne.
Ja wiem na pewno, że jeśli kupować, to tylko directa. Wiem nudzę, ale czasami lubię ponudzić.
Do następnego.